Jeszcze jako nastolatek zapragnął zostać aktorem. Studiował język angielski na St. Lawrence University w Canton, w stanie Nowy Jork. Otrzymał stypendium na Amerykańskiej Akademii Sztuk Dramatycznych w Nowym Jorku, a w międzyczasie odbył służbę w Amerykańskiej Marynarce Wojennej, od włączenia się USA do II wojny światowej w 1941 roku, do jej zakończenia w 1945. Po wojnie życie Kirka Douglasa nabrało rozmachu i rozpoczął pracę w radiu, teatrze, reklamie oraz występował na Broadwayu. Ambicje Douglasa rosły, więc szukał większych wyzwań niż gra w reklamie, a na teatr był za słaby. Wiele uznanych autorytetów wypowiadało się wówczas, że Kirk stworzony jest do gry w kinie, nie teatrze. Na ekranie zadebiutował w filmie Dziwna miłość Marty Ivers, gdzie dostał główną rolę alkoholika. Pierwszy wielki sukces, zwieńczony oscarową nominacją, przyszedł trzy lata później. W Championie zagrał młodego boksera bezwzględnie dążącego do zrobienia kariery. Stworzył postać zapatrzonego w siebie egoisty. Hedda Hopper po tym filmie powiedziała do Douglasa: „Teraz jesteś prawdziwą gwiazdą, stałeś się prawdziwym sukinsynem”, Douglas odpowiedział – „Mylisz się. Byłem zawsze sukinsynem, po prostu nigdy wcześniej tego nie zauważyłem”. Z pewnością był to szalony okres w życiu naszego solenizanta. Przed zagraniem w swoich pierwszych hitowych produkcjach ożenił się z aktorką Dianą Dill. Wspólnie mieli dwójkę synów: Joela i słynnego Michaela, który również jest niesamowicie zdolnym aktorem. Małżeństwo przetrwało osiem lat, a trzy lata później na planie Ich wielkiej miłości poznał producentkę Annę Buydens. To małżeństwo trwa do dziś. Żona jest od niego trzy lata młodsza. Kirk początkowo obsadzany był w rolach silnych i często brutalnych mężczyzn. Zyskał status twardziela Hollywood, więc nie trudno było o role amantów czy romantycznych herosów. Sam cenił sobie zwłaszcza role indywidualistów skazanych na klęskę w obcym świecie – w Paths of Glory, a zwłaszcza w Pasji życia. Rolę Vincenta van Gogha w wyprodukowanej przez siebie ekranizacji książki Irvinga Stone’a uważał za jedno ze swoich największych osiągnięć. W swojej wspomnianej wcześniej autobiografii wspomina wcielanie się w Van Gogha:- Każdy dzień zaostrzał we mnie instynkt walki. Chcąc uciec od biedy i upokorzeń, musiałem przeskakiwać marzenia. Nie ma silniejszego napędu dla ambitnego człowieka. Pieniądze na naukę zdobywałem, pracując jako stróż, kelner, robotnik w stolarni. Nie traciłem nadziei, mimo że wiele razy odzywał się we mnie zalękniony Issur.
- Granie tej postaci zachwiało moją teorią aktorstwa. Dla mnie było ono dotąd tworzeniem iluzji, wyrazem ogromnej dyscypliny, a nie całkowitym utożsamianiem się z bohaterem, którego się kreuje. Tymczasem byłem bliski utożsamienia się z postacią van Gogha. Podczas zdjęć chodziłem w ciężkim butach – takich, jakie on nosił. Zawsze były niezawiązane, abym wyglądał niechlujnie jak on. Moja żona twierdziła, że długo trwało, nim udało mi się uwolnić od osobowości malarza.I właśnie swojej drugiej żonie, Anne, zawdzięcza fakt obchodzonych dzisiaj 103. urodzin. Gdyby jej nie posłuchał, wsiadłby w prywatny samolot producenta Michaela Todda, który rozbił się w 1958 roku, zabijając wszystkich pasażerów. To nie był pierwszy raz kiedy Kirk Douglas igrał ze śmiercią. 23 lutego 1991 roku przeżył katastrofę śmigłowca, w której zginęło dwóch innych pasażerów. Sam doznał tylko urazu kręgosłupa. Pięć lat później przytrafił mu się poważny udar mózgu, w wyniku którego pogorszyła się jego zdolność mówienia. Praca z logopedą była jednak na tyle skuteczna, że udało się załagodzić ten problem. Mówiło się, że Kirk Douglas stworzony jest do westernu. Było to oczywiście prawdą, a do historii tego gatunku przeszedł za role w Ostatnim pociągu z Gun Hill, Ostatnim zachodzie słońca, Ostatnim kowboju czy Indiańskim wojowniku. Sam również zajmował się reżyserowaniem kinowych produkcji, w tym zrealizował dwa westerny, obsadzając siebie w rolach głównych: Scalawag i Oddział. Mamy zatem do czynienia z gwiazdą największego możliwego formatu. Czy tego chciał, czy nie, jego popularność była pożądana do tego stopnia, że za powiedzenie tylko jednego słowa „kawa” w japońskiej reklamówce, zapłacono mu 50 tysięcy dolarów. Douglas nie odmawiał w takich sytuacjach, nie odmówił też Departamentowi Stanu w 1966 roku i wraz z żoną odwiedził kraje za żelazną kurtyną. W czasie pobytu w Polsce zawitał w Łódzkiej Szkole Filmowej, czego dowodem jest etiuda dokumentalna z jego udziałem, zrealizowana przez ówczesnych studentów Feriduna Erola i Marka Piwowskiego. W 1981 roku otrzymał od prezydenta Stanów Zjednoczonych Order Wolności. To najwyższe odznaczenie, jakie cywil może uzyskać w USA. Zaś w 1996 roku otrzymał honorowego Oscara za całokształt twórczości, na którego zasłużył jak mało kto. Hollywood pokochało go za seksowne ciało, umięśnionego Spartakusa i wiele kapitalnych ról i wcieleń, niesamowite i zapierające dech w piersiach westerny i niezwykłą kreację malarza Van Gogha. Wypada tylko życzyć kolejnych stu lat ostatniemu żyjącemu przedstawicielowi Złotej i Srebrnej Ery Hollywood. Tekst pierwotnie został opublikowany 9 grudnia 2016 roku
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj