HBO w końcu oficjalnie potwierdziło, że 8. sezon serialu Gra o tron zakończy się dopiero w 2019 roku. To zmotywowało mnie do zastanowienia się, czy w ogóle spełnienie oczekiwań przy zakończeniu jest ważne.
Game of Thrones to serial, który zmienił oblicze telewizji. Nie ma innej produkcji na ekranach, która byłaby tak popularna i wywoływałaby zawsze tak wielkie emocje. Bez znaczenia jest tutaj poziom 7. sezonu, który jednym przypadł do gustu, inni narzekali na decyzje, tempo i rozpisanie historii. Nawet wówczas dyskusje na ten temat były niezwykle popularne, a emocje wręcz w nich kipiały.
Dzięki Grze o tron jako widzowie wiemy, że trzeba spodziewać się niespodziewanego. Największe seriale mają zaskakiwać, wywoływać emocje, nawet szokować rozwiązaniami fabularnymi i zachwycać klimatem. Od kiedy ten serial jest na ekranach, nie możemy czuć się pewni, bo jego popularność inspiruje innych. On wyznacza trendy. A skoro jednym z nowatorskich rozwiązań jest zabijanie bohaterów począwszy od osoby, która w 1. sezonie sprawiała wrażenie głównej rozgrywającego w historii, to może zdarzyć się wszędzie. Dlatego to rozważanie doprowadza mnie do zakończenia, która teoretycznie musi być też na poziomie tego, czym Gra o tron zachwycała. Czy to w ogóle jest wykonalne?
W tym miejscu twórcy stają się ofiarami własnego sukcesu. Prawda jest taka, że jakiekolwiek zakończenie dostaniemy, nie spełni ono oczekiwań. Te bowiem wraz z rozwojem tej historii urosły do niebotycznych rozmiarów. Każdy z nas ma kilkanaście teorii, jak to powinno się skończyć i kto ostatecznie powinien zasiąść na żelaznym tronie. Każdy prawdopodobnie ma przynajmniej tę jedną, której się trzyma i siłą rzeczy tego oczekuje. Przy serialu o takiej popularności spełnienie oczekiwań nawet w zgodzie z opowiadaną historią wydaje się niemożliwe i nieprawdopodobne. To tak jak z kultowym Lost, gdzie zakończenie stało się tematem kontrowersji i wielkiej krytyki bez większego znaczenia, czy było zgodne z całością, czy twórcy pogubili się we własnych tajemnicach. Dlatego wydaje mi się, że w przypadku hitu HBO jesteśmy skazani na podobną sytuację. Cokolwiek się wydarzy, będzie to krytykowane. Bez względu na to, czy będzie to dobre, czy złe, bo na 99% będzie niezgodne z oczekiwaniami. A te bardzo często zabijają filmową kreatywność, bo zaślepieni własnymi przemyśleniami, nie jesteśmy w stanie zaakceptować decyzji twórców jako tą słuszną. Mam jedynie nadzieję, że te dyskusje będą merytoryczne, ciekawe, a nie będą opierać się na "dno, bo tak".
Trudno wymyślić zakończenie, które usatysfakcjonowałoby tak ogromną rzeszę fanów. W końcu to jeden z takich seriali, które, można by rzec, że oglądają wszyscy. Nawet osoby, które zwykle się serialami nie interesują. Tak przeważnie działa popularność. Ma wpływ na innych, bo skoro o tym ludzie gadają, wielu chce sprawdzić o co ten szum. I daje się wciągnąć w tę historię. Teoretycznie najprostszym rozwiązaniem jest umieszczenie kogoś na Żelaznym Tronie. Ktoś musi wygrać tytułową grę. Tylko, że w tej chwili nie ma już zbyt wielu kandydatów, więc wszelkie spekulacje wydają się łatwiejsze. Może to być Nocny Król albo Daenerys i Jon (Dany jest niewielkiej postury, powinni się zmieścić razem...). To pierwsze rozwiązanie wydaje się chyba najbardziej szokujące, bo czy w takim serialu może wygrać zło? A wyobraźcie sobie twist, w którym Nocny Król wcale nie jest zły... że jego działania mają określone motywacji i to wszyscy ludzie walczący pomiędzy sobą o władzę są złem, które musi być unicestwione. To jednak byłoby rozwiązanie problematyczne i obosieczne. Nocny Król jako zło wcielone jest postacią bardziej charyzmatyczną i jednoznaczną. Wiemy, że ma być jak siła natury siejąca destrukcję. Gdyby zaczęto wyjaśniać jego historie i motywacje (teoretycznie częściowo to zrobione w scenach jego tworzenia...) i nie daj Boże, kazano mu mówić, czar mógłby prysnąć. Zaś samo rozwiązanie mogłoby stać się przyczyną kiepskiego końca serialu. Choć wydaje mi się to ciekawsze, to jednak bardziej prawdopodobne jest zwycięstwo Targaryenów. Sam jestem cały czas w drużynie Daenerys i kibicuje jej w walce o tron. Jon może poświęcić się ginąc bohaterską śmiercią. Osobiście chciałbym jednak na tronie zobaczyć Aryę lub Sama, bo jest to coś nieoczekiwanego. A do tego ten serial przyzwyczaił.
Tak sobie myślę, że najbardziej umiarkowanym zakończeniem byłaby... śmierć wszystkich. Po prostu. Bez zwycięstwa żadnej ze stron. Niech ta wspominana często kometa walnie w Westeros, wyczyści krainę ze wszystkiego, co złe, by narodziła się ona na nowo po tej apokalipsie. To też zmusza mnie do konkluzji, że twórcy mogą wykorzystać finał jako pewne otwarcie dla uniwersum. W końcu są planowane historie na spin-off, a czemu by jakiś nie miał rozgrywać się po Grze o tron?
Sam chciałbym jedno z powyższych rozwiązań zobaczyć na ekranie, ale raczej nie łudzę się, że twórcy pójdą takim tropem. Prawda pozostaje taka, że nasze oczekiwania nie mają szans się spełnić, bo przez popularność i rozdmuchiwanie wszystkiego z hitem HBO, wzrosły one do nierealnych rozmiarów. Cokolwiek zobaczymy, będzie to złe. Może lepiej do 2019 roku zapanować nad oczekiwaniami i je stosownie obniżyć? Frajda z oglądania zakończenia największego serialu XXI wieku na pewno będzie większa.