DAWID MUSZYŃSKI: Możesz nam trochę przybliżyć fabułę drugiego sezonu Divorce? Co się wydarzy? „Thomas: Rodzina składająca się z mężczyzny, kobiety i dwójki dzieci będzie starała się odbudować więzi, które zostały nadszarpnięte w pierwszym sezonie. To będzie długa i czasami bardzo bolesna podróż, ale z możliwością happy endu. Zależało nam wszystkim, by widzowie, patrząc na tych bohaterów, mieli poczucie, że szczęście jest możliwe do osiągnięcia. W pierwszym sezonie od początku wszyscy byli przekonani, że z tego wszystkiego nic dobrego nie wyniknie. Chcieliśmy to zmienić. Pojawiają się nowe związki. Nowe przyjaźnie. Odnowią się stare więzi między postaciami, które już poznaliśmy. Niektóre z drugoplanowych postaci dostaną trochę więcej czasu, by przedstawić swoją historię. Podoba ci się granie postaci,  która jest twoim totalnym przeciwieństwem w życiu prywatnym? Oczywiście. Właśnie to mnie w niej najbardziej pociąga. Nigdy nie byłem żonaty, więc nie mam bladego pojęcia, jakie to jest uczucie przechodzić przez rozwód. Miałem oczywiście kilka długich związków, które się skończyły w ten lub inny sposób, ale nie można tego chyba porównywać. Przy takich rozstaniach, jakie miałem, zbierasz to, co zostało, i idziesz dalej. Mam dwójkę dzieci z jednego związku, który się rozpadł. To chyba jedyna rzecz, jaka mnie łączy z moim bohaterem, Robertem. Jeśli się tak mocniej nad tym zastanowić, to w wielu moich znajomych, mężczyznach i kobietach, widzę cząstkę Roberta. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale w Stanach Zjednoczonych rozwody są coraz częstsze. Trudno znaleźć rodziny,  które są ze sobą „na dobre i na złe”. Wydaje mi się, że dlatego ten serial jest taki aktualny. Czyli nie wierzysz w instytucje małżeństwa jako coś stałego? To nie jest tak, że uważam to za straconą sprawę. Sam byłem kilka razy zaręczony, ale po prostu nie doszliśmy do ołtarza. Trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Nie można go rozpatrywać bowiem w konwencji, że coś jest białe, a coś jest czarne. W naszej kulturze wciąż panuje to przekonanie, że związek, by był prawdziwy, musi być uprawomocniony przez instytucje państwowe lub kościelne. Wszyscy poniekąd do tego dążymy, bo tak zostaliśmy wychowani. Więc to, że nie byłem jeszcze żonaty, nie znaczy, że nigdy nie będę. Mówisz, że w Stanach rozwody są na porządku dziennym, że masz sporo znajomych, którzy przez to przeszli. Czerpiesz z ich doświadczeń, budując postać Roberta? Podchwytliwe pytanie (śmiech). Staram się, by Robert był taką anonimową hybrydą. By nikt z moich znajomych nie znalazł tam cząstki siebie. Może się jednak tak zdarzyć, że nieświadomie kogoś skopiowałem. Jeśli tak się stało, to nie było to moim zamiarem.
fot. HBO
Czemu po prawie 20 latach przyjąłeś rolę w serialu? Co było takiego w tym projekcie? Widzę, że mnie nie oszczędzasz. Razem z Sarah Jessica Parker pracowaliśmy na planie filmu Smart People i tam się poznaliśmy, choć nie mieliśmy okazji wystąpić w żadnej wspólnej scenie. Gdy się dowiedziała, że razem ubiegamy się o role w Rozwodzie, zaproponowała, byśmy się spotkali i razem przeczytali scenariusz. Wiedziała, jak słusznie zauważyłeś, że nie grałem udziału w produkcji telewizyjnej od 20 lat. I nie dlatego, że nie dostawałem ofert, tylko dlatego, że nie byłem zainteresowany takim długim zobowiązaniem. Ale po przeczytaniu scenariusza postanowiłem zaryzykować. Ale tak na serio postanowiłem się zaangażować w ten projekt po spotkaniu z Sarą, producentami i ludźmi z HBO. Gdyby wszystkie firmy były tak profesjonalne jak HBO, pewnie nigdy bym nie zrezygnował z telewizji. Rozumiem, że mam wyciąć ten fragment wywiadu i im wysłać, bo zabrzmiało jak reklama? A możesz tak zrobić? To dobry pomysł (śmiech). Jak już jesteśmy przy temacie telewizji. Mamy bardzo dużo powrotów starych sitcomów: Will & Grace, Roseanne… Czy jest szansa, że Wings też wrócą? Odkąd nastała moda na wznawianie starych produkcji jak Fuller House czy wspomnianych przez ciebie Will i Grace, ten temat co jakiś czas się pojawia. Nie wiem tylko, czy ja sam byłbym zainteresowany w przywróceniu Skrzydeł na wizję. Chciałbym przypomnieć tym, co może już nie pamiętają, że nie byłem w tym serialu do końca jego emisji. Odszedłem, by spróbować sił w innym projekcie zatytułowanym Ned i Stacey. To była na pewno wielka przygoda. Fajnie się grało postać Lowella przez te 6 sezonów. Potem poczułem, że już nie mam temu bohaterowi nic nowego do zaproponowania. Tak więc nie za bardzo jestem zainteresowany powrotem do niej, by pokazać co się wydarzyło przez te 25 lat. Nie wiem nawet, czy znalazłbym na ten projekt czas. Jestem związany z umową z Rozwodem. Realizuje też cały czas filmy pełnometrażowe. Byłoby trudno wcisnąć jeszcze jeden serial. Po za tym realizacja sitcomu to ciężka praca, która wymagałby ode mnie przeprowadzki z Teksasu do Los Angeles, a tego bym nie chciał. Czyli mówisz Skrzydłom definitywnie „nie”? Powiem tak, jeśli bym dostał ofertę typu: „Słuchaj, robimy tylko 8 odcinków specjalnych i na tym kończymy”, to pewnie wziąłbym to na serio pod uwagę. Jednak musieliby poczekać, jak skończę pracę na planie Rozwodu, a nie wiem, czy moja postać jest tak bardzo istotna, by układać pod nią pracę całej ekipy. Miło mi jednak, że pytasz o ten serial, bo to znaczy, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Inaczej byś nawet tego serialu nie pamiętał. Pokazywali go w Polsce? Tak. Był nawet popularny w latach 90. Niebywałe. Magia telewizji mnie zawsze zaskakuje. Ten sezon Rozwodu składa się z 8 odcinków, a miał… Składać się z 10. Miała na to wpływ zmiana na fotelu showrunnera. Paul Simms odszedł, ponieważ ma inny, bardzo dobry projekt pod tytułem Atlanta. Wydaje mi się, że Paul wolał bardziej zaangażować się bardziej w ten projekt. Przez to wszystko znacznie opóźniły się prace na planie. Mam jednak nadzieję, że jeśli dostaniemy zamówienie na trzeci sezon, to nadrobimy te dwa odcinki.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj