Kino bardzo się zmieni w obliczu pandemii koronawirusa. 2019 rok był rekordowy pod względem wpływów ze sprzedaży biletów z całego świata. Osiągnięto bowiem kwotę 42,5 mld dolarów. Już na początku 2020 roku analitycy zwiastowali, że 2020 rok będzie mniej dochodowy i nie jest to nic zaskakującego, ponieważ nie mieliśmy w terminarzu oczekiwanego hitu na poziomie Avengers: Koniec gry, który w 2019 został najbardziej dochodowym filmem w historii kina. Wszyscy już wiemy, że 2020 rok może być jednak jednym z najgorszych w ostatnich latach. Zanim pandemia koronawirusa rozszalała się na całym świecie, zwłaszcza w USA, analitycy zapowiadali 5 mld dolarów strat w skali globalnej. Na razie nowych szacunków nie ma, ale naturalnie nasuwa się wniosek, że ta kwota będzie o wiele wyższa, bo od tego czasu sytuacja bardzo się pogorszyła. Każda decyzja, która jest podejmowana przez hollywoodzkich gigantów ma długofalowy wpływ na każdy aspekt branży - czy to kwestia odwoływania premier blockbusterów, czy festiwali filmowych, czy wydarzeń popkulturowych. Starty finansowe są już częścią rzeczywistości każdego studia, ale kłopot w tym, że te mniejsze firmy związane z częścią produkcyjną mogą ucierpieć najbardziej. Widmo bankructw staje się realistyczne. Spójrzmy na to tak: Nie czas umierać, Mulan, Szybcy i wściekli 9 czy Ciche miejsce 2 to filmy, które wydały już miliony dolarów na promocję. Przy największych superprodukcjach budżet na globalny marketing przeważnie przekracza kwotę 100 mln dolarów. Wszystko, co osiągnięto, w większości trzeba będzie zaczynać od nowa, aby znów zbudować szum, zainteresowanie i zachęcić widzów do wyprawy do kina. Te tytuły zarobią setki milionów, więc dodatkowe koszty promocji nie są dużym ryzykiem dla producentów, ale ono i tak jest obecne. Jeśli film się nie sprzeda znakomicie, trudno będzie wyjść na zero. A co z małymi filmami? One nie będą mieć pieniędzy na to, by się promować i by zaistnieć na kinowych ekranach. Wiele takich tytułów przejdzie bez echa z dużymi stratami na koncie, a to wpłynie na kondycję finansową dystrybutorów globalnych i lokalnych, zarobki mniej znanych aktorów i ekipy filmowej oraz różnych firm pracujących przy tego typu projektach.  Wrzucenie czegokolwiek do kin w okresie pandemii to jest przede wszystkim samobójstwo PR-owe. Pewnie ktoś by poszedł na seans, ale bazując na informacjach z różnych zakątków świata z ostatniego tygodnia, tam, gdzie problem koronawirusa rozwija się dynamicznie, ludzie po prostu nie chodzą do kin, bez względu na to, czy są one otwarte. Co jeśli ktoś poszedłby na Mulan, Czarną Wdowę czy inny film, zaraziłby się koronawirusem i umarł? Jakie studio przeżyłoby taki PR-owy koszmar? Dlatego też decyzje o przenoszeniach nie są podyktowane tylko pobudkami finansowymi, bo bezpieczeństwo publiczne jest tutaj kluczowe. Oczywiście pieniądze są równie ważne, bo nikt nie wydaje na kino rozrywkowe 200 mln dolarów z dobroci serca. Sytuacja pogarsza się z dnia na dzień, coraz więcej krajów zamyka kina i według ekspertów kwestią czasu jest podobna decyzja w Stanach Zjednoczonych. Już poczyniono pierwsze kroki w tym kierunku - w stanach Kalifornia i Nowy Jork ograniczono zgromadzenia do maksimum 50 osób, więc siłą rzeczy to już wpływa na kino. Analizując ton narracji w mediach społecznościowych Amerykanie w dużej mierze starają się spełniać sugestie władz i traktują sytuację poważnie, więc przestają wychodzić z domu, nie chodzą do miejsc publicznych, jak kina i rezygnują z wszelkich tego typu aktywności. Jeszcze tydzień temu w USA sytuacja była spokojna, a wszystko zmieniło się w oka mgnieniu. To siłą rzeczy sprawia, że konwersacja o problemach box office nie jest już oparta na "czy", ale "jak bardzo". Cały marzec, kwiecień i maj są stracone w tym aspekcie. Straty będą liczone w setkach milionów dolarów i one wpłyną przede wszystkim na kiniarzy - wielkie sieci jakoś sobie poradzą, przetrwają, a mniejsze kina niezależne będą bankrutować. Weźmy za przykład polskie podwórko - według portalu wirtualnemedia.pl powołującego się na zdanie ekspertów zamknięcie sieci Helios na dwa tygodnie przyniesie 16 mln złotych strat. A mówimy o małym, lokalnym polskim rynku, więc przełóżcie to na skalę globalną, w której jest więcej kin, często bogatsze społeczeństwo i droższe bilety. Da nam to koszmarny obraz sytuacji bez precedensu. A to też wpłynie na decyzje polskich producentów i dystrybutorów - brak emisji w kinach, prawdopodobnie zawieszone prace na planach, to wszystko są straty finansowe, które będą miały wpływ na przyszłość branży, która nie dysponuje hollywoodzkimi finansami.

Koronawirus - przesunięte premiery filmów w Polsce

Źródło: Materiał prasowe
+13 więcej
Musimy pamiętać, że filmy to tylko filmy, ale tworzą je ludzie na różnych szczeblach nie tylko tych, które są twarzą promocyjną danego tytułu. Czy to na świecie, czy w Polsce, brak emisji na wielkim ekranie, zamknięcie kin i sam lęk przed zarażeniem to są straty finansowe dla branży. Siłą rzeczy studia filmowe oraz globalni i lokalni dystrybutorzy będą musieli zacisnąć pasa, więc to wpłynie na kolejne produkcje, na anulowanie projektów, szukanie oszczędności i zwolnienia. To może być wręcz destrukcyjne dla kina artystycznego i niezależnego, które przecież nie ma takich budżetów, więc bez festiwali i sprzedaży na świecie, producenci takowych mogą po prostu ogłaszać bankructwo. Pierwsze głosy, że tak będzie się działo, pojawiły się po odwołaniu ważnego festiwalu SXSW w Austin, który przyciągał 100 tysięcy osób z całego świata. Dla wielu artystów ta impreza to być albo nie być... a do tego odwołanie festiwalu, który nie ma budżetu i ubezpieczeń takiego Cannes (wszystko wskazuje na to, że też nie odbędzie się mimo wszystko), owocuje zwolnieniami pracowników, więc wielu ludzi pozostaje bez środków do życia. Takie sytuacje napędza problem koronawirusa w box office na każdym poziomie, a prawdziwe skutki wszyscy będziemy odczuwać długofalowo. Eksperci twierdzą, że do czerwca pandemia powinna zostać opanowana, więc teoretycznie Wonder Woman 1984 czy Top Gun: Maverick również zostaną opóźnione. Wręcz muszą! Box Office bowiem nie podniesie się z dnia na dzień, bo nawet jak nie będzie już ryzyka, kina zostaną otwarte na całym świecie, ludzki lęk nie znika ot tak. Na to trzeba będzie czasu, więc nawet, jeśli w lipcu i sierpniu premiery kinowe będą normalnie wyświetlane, spodziewam się rekordowo niskiej frekwencji w skali globalnej w porównaniu do tych samych miesięcy w poprzednich latach. Natura ludzka i walka ze strachem to nie jest tak prosta rzecz, którą każdy jest w stanie opanować, a kino odczuje to dosadnie. Trudno też temu się dziwić, więc trochę minie, zanim ludzie nabiorą pewności i zacznie wszystko wracać do normy. Prawda jest taka, że skutki wpływu koronawirusa na Box Office będziemy odczuwać jeszcze w 2021 roku. Wstrzymywanie prac na planach dopiero się rozpoczyna, a nawet jeśli będzie to pauza na 2-3 miesiące, w kontekście produkcji filmowej to bardzo dużo czasu. Opóźnienia premier w 2021 roku może stać się faktem wraz z kolejnymi dniami rozwoju pandemii. Nie da się jednak przewidzieć wszystkiego, ponieważ eksperci podkreślają jednym głosem: obserwujemy sytuację bez żadnego precedensu. Do tego jej rzeczywistość zmienia się z dnia na dzień w ekspresowym tempie i na obecną chwilę nie zanosi się na szybką poprawę sytuacji. To, co będziemy obserwować w kinie w nadchodzącym roku, może być porównywalne do sytuacji ze strajkiem scenarzystów z 2008, którego efektem był brak treści w telewizji. Koronawirus oczywiście na tę branże wpływa równie destrukcyjnie, ale kino jeszcze nie zmagało się z podobnym problemem. Mimo wszystko życie to nie jest film, więc po co ryzykować, jeśli po jakimś czasie wszystko może wrócić do normy? A studia filmowe, kina i cała branża będzie mieć opracowane procedury, które pozwolą w przyszłości inaczej podchodzić do sytuacji kryzysowych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj