Słowo fanfik to spolszczona wersja "fan fiction" i najogólniej rzecz ujmując jest tekstem stworzonym na podstawie jakiegoś elementu kultury. Najczęściej przybiera formę opowiadania lub powieści napisanych przez fana, zazwyczaj publikowanych w odcinkach, bazujących na konkretnym uniwersum i jego postaciach (np. Harry’ego Potera) oraz stworzonych przez danego autora (tu J. K. Rowling), który ma do nich wszelkie prawa. Twórcą danego fanfika jako spisanej historii pozostaje więc ten, kto go napisał, nie może jednak rozpowszechniać go w celach komercyjnych. Kreator nie jest ograniczony ilością słów czy znaków - jego historia może być jednostronicowa, a wiele jest też dłuższych od oryginału lub wieloczęściowych. Pierwsze tego typu teksty powstawały już sto lub więcej lat temu i odwoływały się do dzieł takich pisarzy jak Jane Austen czy sir Arthur Conan Doyle. Fanfiki w dzisiejszym rozumieniu tego słowa zostały spopularyzowane w latach ’60 XX wieku i miały ścisły związek ze sławą serialu Star Trek. Narodziło się wówczas ciągle rosnące grono fanów, które przekształciło się w fandom – społeczność zafascynowaną danym tekstem kultury, w tym wypadku serialem telewizyjnym. W 1967 roku powstał zin (ang. fanzine, magazyn dla fanów) Spockanalia. Zawierał teksty związane ze Star Trekiem, w tym właśnie jedne z pierwszych „fan fictions”. Początkowo rozprowadzane były przez pocztę lub na zjazdach fanowskich w małej liczbie kopii.
fot. materiały prasowe
Ważnym momentem rozwoju zjawiska powstawania tego typu tekstów było pojawienie się ogólnodostępnego Internetu. Już w 1988 roku została założona strona fanfiction.net, gdzie twórcy ze wszelkich fandomów do dziś mogą dzielić się swoimi opowieściami o znanych wszystkim bohaterach. Innym takim miejscem jest Wattpad. Często podobne opowieści można też czytać na stronach tworzonych specjalnie dla fanów (star-wars.pl, fnin.eu) czy indywidualnych blogach. Dzięki powszechnej dostępności dzieł autor pozostaje w stałym kontakcie z odbiorcami. Historie często publikowane są w odcinkach, niczym pozytywistyczne powieści w gazetach. Tak jak do ówczesnych twórców pisano listy, by np. nie uśmiercali danej postaci, tak czytający fanfiki w Internecie mogą zostawiać komentarze po każdym fragmencie, oceniając je, prosząc, by jak najszybciej pojawiła się następna część czy też właśnie sugerując pożądany rozwój fabuły. Dzięki takim uwagom twórca może na bieżąco rozwijać i doskonalić swój warsztat. Powszechna możliwość publikacji własnych dzieł ma swoje dobre i złe strony. „Fan fictions” są tworzone z wewnętrznego niedosytu, który pozostaje po przeczytaniu wszystkich dostępnych w serii książek (obejrzeniu odcinków serialu itd.), w oczekiwaniu na następne publikacje czy z chęci postawienia swoich ulubieńców w konkretnych sytuacjach. Z bohaterami popkultury, muzykami, sportowcami itd. można zżyć się tak bardzo, że codzienność bez nich staje się pusta. Wtedy możliwość ciągłego „przebywania” z bohaterami poprzez pisanie czy czytanie o ich przygodach jest nieoceniona. Taka twórczość to też poniekąd reklama dla autorów oryginalnych utworów. Ich świat i postaci są żywo obecne w głowach wielu osób nie tylko w okolicy premiery. Wejścia w pojedyncze historie mogą być liczone są w tysiącach, a nawet milionach. Niestety, choć część dzieł to kawał dobrej literatury, nie wszystkie mogą się poszczycić takim mianem. W fanfikach, szczególnie autorów zaczynających swoją przygodę z pisaniem, notorycznie pojawiają się błędy stylistyczne, interpunkcyjne czy nawet merytoryczne. Jest to, rzecz jasna, zrozumiałe, niewielu autorów zajmuje się pisaniem na poważnie, a spory ich odsetek nie miał jeszcze szansy podejścia do egzaminu maturalnego (czy nawet gimnazjalnego). Należy jednak liczyć się z tym, że nawet przy zniewalająco ciekawej fabule nie każdy będzie chciał czytać tekst z rażącymi błędami utrudniającymi przebrnięcie przez niego. Negatywne komentarze, brak czasu czy tzw. słomiany zapał powodują, że wiele fanfików jest rozpoczętych, ale nie skończonych, mimo potencjału fabularnego. Zdarza się też, że początkujący zbytnio skupiają się na dialogach, pomijając również ważne opisy. Czasami jednak to właśnie z nimi jest problem. Skoro można piać o wszystkim w danym uniwersum praktycznie bez konsekwencji, to czemu by nie pójść na całość? Tym sposobem z utworów pierwotnie bez drastycznych ograniczeń wiekowych powstają teksty brutalne, niesmaczne czy pornograficzne. Przykładowo, można natknąć się na tzw. Wincest (ang. incest – kazirodztwo; historie o związku braci Winchester, bohaterów serialu Supernatural) czy tak okrutne opisy egzekucji kucyków Pony, że ma oznaczenie „+18”. Nie dziwi więc, że Fifty Shades of Grey zaczynało jako fanfik Zmierzchu. Pierwotnie opowieść nosiła tytuł Master of the Universe, a jej głównymi bohaterami byli Edward i Bella. Jeśli ktoś pisze takie historie na własny użytek, do szuflady, to nie można się przyczepić. Gorzej, jeśli natrafi na nie dziecko zafascynowane jakimś światem PG-rated, a natrafi na coś zdecydowanie dla siebie nieodpowiedniego. O to martwiła się m. in. Joanne Kathleen Rowling, świadoma, że Harry Potter ma tysiące wersji fanfikowych, niekoniecznie dostosowanych do każdego. Mimo wszystko autorka pozytywnie ocenia samą ideę tworzenia takich historii i uznaje to za komplement dla jej twórczości.
fot. materiały prasowe
Nie wszyscy mają jednak takie podejście. George R.R. Martin (Pieśń lodu i ognia) uważa, że używanie jego świata i zawartych w nim postaci do tworzenia własnych opowieści to pójście na łatwiznę. Z negatywnego nastawienia do fanfików znany jest też Orson Scott Card (Ender's Game), choć sam pisał inspirując się m. in. Hamletem Shakespeare’a. Przeciwna tworzeniu takich tekstów jest też Anne Rice (Interview with the Vampire), która nawet prosiła fanów, by zaprzestali używania jej postaci w swoich opowiadaniach.Stephenie Meyer (Twilight) pozostaje raczej neutralna w osądach, choć zachęca do kreowania własnych światów. Zdarza się też, że sami autorzy bestsellerów są też twórcami „fan fictions”. Jednym z najbardziej znanych takich przypadków jest Andy Weir (The Martian), który napisał krótki tekst bazując na Ready Player One. Wysłał on swoje Lacero do autora (Ernesta Cline’a), któremu tak się spodobało, że postanowił umieścić je w specjalnej edycji książki, czyniąc fanfik Weira kanonicznym. Nie wszyscy wiedzą, że takie opowieści pisała Meg Cabot (Pamiętnik księżniczki) w uniwersum Star Wars, a Cassandra Clare (Dary Aniołów) stworzyła The Draco Trillogy odwołując się do świata Harry’ego Pottera. Ciekawym przypadkiem jest Rainbow Rowell (Eleonora i Park), która również pisała opierając się na serii J. K. Rowling, jednak nigdzie nie publikowała swojej twórczości. Koncepcja fandomów i całej tej otoczki zaciekawiła ją jednak na tyle, by przelać swoje doświadczenia na papier w formie Fangirl – powieści o młodej autorce jednego z najpopularniejszych fanfików z przygodami czarodzieja, Simona Snow. Co więcej, sama to „fan fiction” napisała i opublikowała jako kolejną książkę, Nie poddawaj się. Kreowanie czy czytanie fanfików wymusza znajomość specyficznych wyrażeń, którymi posługuje się w tych kręgach, zazwyczaj zaczerpniętych z anglojęzycznych forum. Są to chociażby nazwy typów testów. Przykładowo, crossover to połączenie 2 uniwersów w jednej opowieści, self-insert opisuje przygody autora w danym świecie przedstawionym, a slash zakłada istnienie wątku homoseksualnego. Funkcjonują też nazwy typowe dla danego fandomu. W przypadku tekstów nawiązujących do Harry’ego Potera będzie to np. dramione – historia, w której Hermiona umawia się z Draco czy nawet ma z nim romans. Sam fakt łączenia w pary bohaterów dotąd niepołączonych nazywa się shipowaniem lub OTP (one true pairing). Warto też pamiętać, że niektóre postaci określa się mianem Mary Sue. Taki bohater jest wyidealizowany w sposób wręcz przerysowany, nie ma praktycznie żadnych negatywnych cech, a jeśli występują, to nie są na tyle poważne, by przyćmić jego doskonałość. Nazwa wywodzi się z literackiej parodii Star Treka A Trekkie’s tale z 1973 roku, gdzie faktycznie występowała bohaterka Mary Sue. Wyrażenia te powtarzają się i są raczej uniwersalne bez względu na fandom, choć na forum o mangach może być używane słownictwo bliższe etymologicznie wyrażeniom japońskim. Ostatecznie fandomy opierają się na ogólnie rozpoznawalnym przez członków słownictwie, więc można się tego szybko nauczyć. Fanfiki udowadniają, że cudza twórczość napędza naszą kreatywność. W dobie Internetu dzielimy się każdym szczegółem z życia, nawet czymś tak błahym jak zdjęcia owsianki, którą jedliśmy na śniadanie. Tym bardziej więc chcemy dzielić się czymś, co sprawia nam frajdę i czemu poświęcamy wiele godzin pracy. Dlatego w sieci krąży wiele rysunków, wierszy, zdjęć innych dzieł sztuki i właśnie „fan fictions”. Nie jest istotne, czy oglądamy Star Treka, czy czytamy Władcę Pierścieni, czy też pochłaniamy tony mangi. Jeśli możemy w sposób twórczy się rozwijać i legalnie pobudzać kreatywność szkoda by było z tego nie skorzystać. Choćby niezgrabnie pisząc w tanim zaszycie chowanym do szuflady.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj