Obrona City Hall przez polskie siły zbrojne w mieście Karbala uznawana jest za jedną z największych bitew wojska polskiego od czasu II wojny światowej. Wydarzenie to postanowił zekranizować Krzysztof Łukaszewicz, a na potrzeby jego filmu zbudowano blisko 300-metrową scenografię odwzorowującą irackie ulice. Z reżyserem Karbali rozmawiał Jan Stąpor.
JAN STĄPOR: To Pana pierwszy film wojenny. Czym różni się praca nad tą produkcją od Linczu czy Żywie Biełaruś!?
KRZYSZTOF ŁUKASZEWICZ: Na film wojenny trzeba mieć znacznie więcej pieniędzy i środków, a przy tym wszystko jest znacznie trudniejsze i bardziej skomplikowane – począwszy od przygotowań, a na ujęciach skończywszy. Przede wszystkim, trudne było zebranie wszystkich elementów, które pozwoliły nam na nakręcenie tych 2 czy 3 dobrych scen dziennie. Dużo czasu zajmuje nam także przygotowanie do dubli, ustawienie aktorów, zwłaszcza że w większości scen udział bierze po kilkanaście osób. Jak dotąd naszym największym zmartwieniem była pogoda, która na szczęście nam dopisywała – na planie w kopalni czy w niecce, gdzie kręciliśmy 3-dniowe zdjęcia przedstawiające zasadzkę. Naszą największą troską jest to, aby wszystkie dekoracje wypadły autentycznie i podobnie do tych miejsc, które zamierzamy nakręcić w Kurdystanie. Myślę, że uda nam się to pokazać na dobrym poziomie.
Co służyło za inspirację przy kręceniu Karbali?
Chcielibyśmy uzyskać coś na pograniczu Hurt Lockera i Bitwy o Irak, która jest opowiedziana bez efekciarstwa, ale w taki sposób, że wciąga widza w sam środek pożogi wojennej. Wydaje mi się, że w Karbali najważniejsza będzie prawda, a nie efekciarstwo, które mogłoby nas zgubić. Nie jesteśmy przecież w stanie konkurować z wielkimi, wystawnymi produkcjami amerykańskimi. Jeżeli uda nam się przedstawić ten autentyzm, który przeważał w wymienionych tytułach, to osiągniemy sukces.
[image-browser playlist="583400" suggest=""]
Dlaczego akurat ten epizod z wojny afganistańskiej?
Jestem człowiekiem, który reaguje na to, co mnie boli w rzeczywistości. Tak jak bolała mnie sprawa chłopaków spod Olsztyna, którzy byli zamieszani w lincz we Włodowie, tak i bolała mnie garstka zapomnianych opozycjonistów białoruskich. W wypadku wydarzeń z Karbali zadecydowała o tym książka "Psy z Karbali. Dziesięć razy Irak" Marcina Górki i Adama Zadwornego, w której bardzo ukłuła mnie jedna rzecz – żołnierze dostali klauzulę milczenia, zaś oficjalna wersja miała zakładać, że City Hall został obroniony przez irackich policjantów. Co było nieprawdą, ponieważ większa część z nich uciekła jeszcze przed rozpoczęciem regularnego oblężenia. Boli mnie także problematyka zapomnianej chwały, tego, że oni nie mogli o tym dyskutować, mimo iż tak naprawdę stali się bohaterami. Nakłoniło mnie to do tego, by powiedzieć: "Słuchajcie, byli tacy ludzie, którzy obronili City Hall przed szyickimi powstańcami i tak naprawdę napisali nowy rozdział w historii etosu polskiego wojska". Jednak ten etos oraz bohaterstwo nie są tematami, które będę specjalnie poruszał. Skupiamy się na historii, w której żołnierze zostali wrzuceni w ekstremalne warunki, czego zupełnie się nie spodziewali. Przemogli swój strach i wytrwali do końca.
Ważna jest wierność odwzorowanych wydarzeń i zachowań?
Nie robimy dokumentu. Robimy film, który jest oparty o dwa wątki: historię obrońców oraz sanitariusza oskarżonego o tchórzostwo na polu walki. Od autentyczności mamy naszego bohatera, podpułkownika Grzegorza Kaliciaka, który dowodził obroną w Karbali, a w chwili obecnej przekazuje nam na planie wiele cennych uwag odnośnie elementów scenograficznych oraz typowych zachowań dla żołnierzy. Opowiadamy prawdę, aczkolwiek ta prawda musi też być w pewnym momencie podkolorowana na potrzeby filmu fabularnego, aby zachęcić widza do obejrzenia go. Karbala nie jest o tym, że chłopaki postrzelali, zabili dwustu separatystów i na tym się to skończyło. W filmie potrzebne są też emocje – i sądzę, że uda nam się to uzyskać.
[image-browser playlist="583401" suggest=""]
Jak wyglądała pomoc ze strony podpułkownika Kaliciaka?
Czuwa nad autentycznym zachowaniem aktorów, których dokładnie instruuje, jak się wyrażać w sposób wojskowy albo jak należy się poruszać. Ufam mu, a z drugiej strony nie chcę, aby żołnierze się z nas śmiali, dlatego też zależy mi na tym, aby weterani także zaaprobowali ten film i żeby też na niego poszli. Poza tym aktorzy przeszli przyspieszony kurs wojskowy w Lublińcu, gdzie szkolili ich weterani z grupy Raptor.
Gdzie jeszcze – poza Warszawą – powstawały zdjęcia?
Na razie w Leźnicy Wielkiej, Opolu, Cisach, w kopalni Margla, w Folwarku kręciliśmy sceny w niecce, gdzie po horyzont było aż żółto od słońca. Mieliśmy tam świetną pogodę, więc wyszło to wiarygodnie jako Irak. Z tą scenografią i taką pogodą, jaką teraz mamy, nie potrzebujemy już nic więcej, nie mówiąc o tym, że sceny oblężenia dzieją się głównie w nocy. Byle nie padało, a będziemy mieć szansę na zrealizowanie tego w taki sposób, jaki chcemy.
Czytaj więcej: Irak w Warszawie. Relacja z planu filmu "Karbala"
Jak będzie wyglądać praca w Kurdystanie?
W Kurdystanie chcemy nakręcić ulicę Karbali, a w szczególności procesję na święto Aszura, na której Pontini tną sobie czoła specjalnymi nożami, a krew spływa im na białe koszule. Chcemy uchwycić cały ten obrządek, który z jednej strony wydaje nam się obcy, a z drugiej potężnie oddziałuje na emocje żołnierzy, którzy widząc takich pochutników chwytających za karabiny, wiedzą, że nie będzie z nimi przelewek. Do tego chcemy nakręcić przeróżne punkty kontrolne ludności i parę szerokich planów na pustyni – moim zdaniem te zdjęcia przesądzą o jakości całego filmu.