Rynek technologii konsumenckiej działa tak samo, jak cała popkultura: świadomie gra na naszej nostalgii, aby zachęcić nas do zakupu tego, co dobrze znamy.
Najbardziej innowacyjne firmy technologiczne nie boją się wypuścić na rynek produktu, który dotychczas nie istniał w zbiorowej świadomości konsumentów. Wiele lat temu rolę takiego innowatora przyjęło Apple, kiedy Steve Jobs postanowił od zera zbudować nową kategorię inteligentnych urządzeń mobilnych. Co prawda część rozwiązań stosowanych w iPadach czy iPhone’ach funkcjonowała już wcześniej na rynku, ale to Jobs ukształtował wizerunek współczesnej branży mobilnej.
A potem ostro zaciągnął hamulec ręczny innowacji i jedynie dopieszczał kolejne iPhone’y, nie przeprowadzając kolejnych wielkich rewolucji. Pięć pierwszych generacji iPhone’ów od frontu wyglądało niemal identycznie, dopiero w 2012 roku zauważalnie wydłużono ekran urządzenia. Co więcej, dopiero po dziesięciu latach od premiery pierwszego modelu porzucono ikoniczną sylwetkę na rzecz nowej, bezramkowej konstrukcji. W tym czasie androidowe sprzęty przechodziły szereg metamorfoz, by wypracować idealną, najbardziej nowatorską formę.
Steve Jobs uważał, że wielkość ekranu pierwszego iPhone’a jest idealna i nie ma potrzeby, aby zmieniać coś w tej materii. Było to przemyślane założenie, które grało na naszej nostalgii – w końcu pierwszy iPhone był telefonem doskonałym, dlaczego zatem zmieniać coś, co lepsze być nie może?
Producenci po cichu grają na naszej nostalgii, wiedząc, że najlepiej sprzedaje się to, co dobrze znamy. Świetnie widać to na przykładzie elastycznych smartfonów, które powoli wkraczają na rynek. Samsung od wielu lat zapowiadał, że wypuści do sprzedaży urządzenie tego typu, ale wciąż ociągał się z jego prezentacją. Wypuszczenie Folda na rynek było ogromnym ryzykiem, bo choć same elastyczne panele istniały od dawna – Sony zaprezentowało rolowanego OLED-a już w 2010 roku – to przez lata nikt nie wykorzystał ich na masową skalę w produktach konsumenckich. Kiedy Samsung Galaxy Fold w końcu trafił do powszechnej dystrybucji, spotkał się co prawda z ciepłym przyjęciem, ale o hurraoptymizmie nie mogło być mowy. Ale kiedy zaprezentowano nową Motorolę razr, świat oszalał na jej punkcie.
Firma poinformowała, że ze względu na wysokie zainteresowanie produktem, trafi on do sprzedaży z opóźnieniem. Warto zauważyć, że mówimy tu o produkcie technologicznie słabszym niż jego samsungowy rywal. Nowy model razra ma słabszy procesor, mniej pamięci wewnętrznej oraz RAM-u, baterię o mniejszej pojemności oraz znacznie uboższy układ optyczny. Motorolka będzie co prawda zauważalnie tańsza od Samsunga, ale mówimy tu o kategorii produktów tak drogich, że i tak sięgną po nie tylko najbardziej zamożni klienci.
Motorola razr ma jednak coś, czego Samsungowi zabrakło – potężny ładunek nostalgii. Wszak to następca kultowej Motoroli Razr V3, która została wykreowana na ikonę popkultury pierwszego dziesięciolecia XXI wieku. Zagrała w takich serialach jak Zagubieni czy Skazany na śmierć, została także włączona do grona sprzętów sprzedawanych w ramach linii Product Red, dzięki czemu część zysku z jej sprzedaży była przeznaczana na cele charytatywne.
Nowa odsłona linii razr rozkochała w sobie użytkowników nie dlatego, że wprowadza jakąś wyszukaną innowację, nic z tych rzeczy. To po prostu nowa, lepsza odsłona technologii, którą pokochaliśmy półtorej dekady temu, V3 w odświeżonej i uwspółcześnionej wersji. Ma w sobie coś z iPhone'ów, które mimo nieustannego rozwoju wciąż pozostają tym samym ikonicznym telefonem Apple.
Gramy w to, co znamy
Mistrzami w operowaniu nostalgią jest firma Nintendo, która rozkręciła kilka lat temu modę na retrokonsolę. Pierwsza seria NES-a Classic rozeszła się na pniu, a korporacja przez długi czas wzbraniała się przed wyprodukowaniem nowej partii, do szaleństwa nakręcając rynek wtórny. A po roku powróciła z projektem SNES-a Classic, aby po raz kolejny zarobić na sprzedaży czegoś, co ograliśmy już po wielokroć lata temu.
Owszem, retrokonsolki oferowały unowocześniony interfejs, ułatwiły obsługę gier, wprowadzając do nich zapisy i przystosowały do współpracy ze współczesnymi telewizorami. Ale nie wprowadzono żadnych zmian do samych gier, te wyglądały dokładnie tak, jak przed laty. Kto chciał, już dawno ograł je na pecetowych emulatorach i zakup retrokonsolek, by powodowany wyłącznie nostalgią.
Rynek ten okazał się nad wyraz chłonny, gdyż nadal powstają sprzęty z tej kategorii i znajdują swoich nabywców. Mimo iż nawet najsłabsze smartfony pozwolą za darmo zagrać w tytuły po stokroć bardziej wciągające niż taki Boulder Dash z C64.
Siłę nostalgii doskonale unaoczniają także kolejne reedycje gier, które w ostatnich latach masowo pojawiają się na rynku. Lubimy grać w to, co dobrze znamy, dlatego po raz kolejny sięgamy po Crasha i Spyro Reignited Trilogy, z niecierpliwością oczekujemy na remake Final Fantasy VII. Jedynie powstanie tego ostatniego ma największy sens, gdyż gra faktycznie wprowadzi nową jakość do dobrze znanej nam marki. Ale taki Crash Bandicoot N-samowita Trylogia? Ktoś mógłby powiedzieć, że ulepszona grafika wyciśnie z tej gry jeszcze więcej miodności.
Tylko to tak nie działa. Fakt, oryginał z pierwszej konsoli PlayStation wygląda dziś paskudnie, ale tak wówczas wyglądały wszystkie gry. I kiedy Crash pojawił się na Szaraku, wydawał nam się piękny. Czas zatarł w naszej pamięci prawdziwy, rozpikselowany wygląd tej produkcji i jeśli nie wracaliśmy do niej od czasów PlayStation, to istnieje spora szansa, że nasza pamięć wyolbrzymia jej faktyczną jakość.
Za sznurki nostalgii pociągnęli także twórcy Stranger Things, wybierając z lat 80. te wspomnienia, które trafiają do nas najbardziej. Tę subtelną grę prowadzą także projektanci Motoroli razr, która ma nam przypominać V3, obiekt pożądania wczesnych lat dwutysięcznych.
A my mniej lub bardziej świadomie uczestniczymy w tej grze, chwytając się produktów przywołujących miłe wspomnienia. Bo nawet jeśli obiektywnie nie są najlepszymi przedstawicielami swojej branży – najlepszy tytuł ze SNES mini nie zapewni takiej głębi rozgrywki jak przeciętna gra z PlayStation 4 – to lubimy w nich to, co znane, sprawdzone i bezpieczne.