Kylo Ren, a raczej Ben Solo przebył w trylogii Gwiezdnych Wojen naprawdę długą drogę. Zawsze w Gwiezdnych Wojnach jakąś większą uwagę zwracałem na postacie z Ciemnej strony Mocy. Być może wiąże się to z tym, że zło bardziej przyciąga na ekranie i czasami bywa o wiele bardziej złożone od dobrych, jednokierunkowych postaci. Dlatego jeszcze przed premierą filmu Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy miałem spore oczekiwania, co do wątku Kylo Rena, nowego głównego złola w szykowanej przez Lucasfilm kolejnej trylogii Gwiezdnej Sagi. I muszę przyznać, że aspekt fabuły dotyczący młodego Solo bardzo podobał mi się w produkcji z pewnym "ale". Przede wszystkim to dobrze, że twórcy postanowili umieścić prawdziwą tożsamość antagonisty w rodzie Skywalkerów. Gdyby ta postać była po prostu nowym złym na mapie Gwiezdnych Wojen, bez emocjonalnego związku ze znanymi bohaterami, to uważam, że wydźwięk jego wątku nie byłby ostatecznie tak silny. Przede wszystkim nabrał wówczas tej psychologicznej głębi i jego ekranowe poczynania miały drugie dno. Scena, w której swoim mieczem świetlnym zabija Hana Solo, swojego ojca, to zdecydowanie jedna z najmocniejszych sekwencji w całej sadze. Ten związek Rena ze Skywalkerami sprawdził się znakomicie w nowej trylogii. Już pierwsze pojawienie się tej postaci w scenie otwierającej Przebudzenie Mocy mówi nam, że mamy do czynienia z naprawdę ostrym zawodnikiem. Scena, w której Mocą unieruchamia Poe, aby za chwilę zabić postać graną przez Maxa von Sydowa sprawiła, że uświadomiłem sobie, że ten koleś w czarnej masce zniekształcającej jego wymowę ma zadatki na stanie się kultowym czarnym charakterem w historii popkultury. I następnie w czasie seansu na zmianę przekonywałem się w tym, jednak miałem pewien niedosyt, jeśli chodzi o wykorzystanie jego wątku. Wspomniany przeze mnie emocjonalny związek ze Skywalkerami (czyt. nienawiść do Luke'a), mroczna postawa, posępne spojrzenie, pewien majestat w operowaniu swoją Mocą czy psychopatia w scenach wpadania w gniew, to wszystko zadziałało bardzo sprawnie. Jednak w wielu momentach twórcy przedstawiali Kylo jako taki dziecięcy odpowiednik Vadera, który raczej nie dorasta do pięt, jeśli chodzi o dziedzictwo swojego dziadka. Ten element braku dojrzałości cały czas przewijał się w filmie i rzeczywiście w kilku scenach, w tym w tej, gdy Ren pojedynkował się z Rey na miecze świetlne wychodzi na pierwszy plan. Było to bardzo łopatologocznie przedstawione, jak Kylo ma jeszcze wiele nauki przed sobą, aby stać się ukształtowanym przedstawicielem Ciemnej strony Mocy. Jednak jak dla mnie wiele czynników przemawiało za tym, że jest już godzien przejąć schedę po Vaderze. Chęć zemsty nie zaślepiała mu bowiem jego planu, który skrzętnie realizował punkt po punkcie. Jego zaangażowanie, skupienie i pasja świadczy o tym, że wkrótce stanie się naprawdę ważną personą po Ciemnej stronie. Oczywiście Kylo bywa w wielu miejscach zaślepiony furią, ale wynika ona z bardzo emocjonalnego charakteru jego postaci, czego nie zdążyło wymazać przejście na drogę zła i jak już wiemy, nie wymazało tego do końca. Pewien rodzaj empatii i rozterek przed dwuznacznie moralnymi wyborami sprawiają, że Kylo jest nie tylko ogarniętym potęgą Mocy złolem, ale również po prostu bardzo złożoną postacią. Przecież zabicie Hana miało ostatecznie zniszczyć jego Jasną stronę, ale spowodowało, że przeżywał on jeszcze większy, wewnętrzny ból i zaczął poddawać w wątpliwość słuszność swoich działań dla Snoke'a. To wydarzenie było paradoksalnie początkiem jego powrotu na Jasną stronę. Potwierdzeniem tych rozterek jest cała droga Kylo Rena w ostatnim Jedi. Zauważmy, że najpierw sprzeciwia się Snoke'owi, potem rezygnuje z ataku, gdy wie, że na statku jest jego matka, a potem nawiązuje emocjonalną więź z Rey. To własnie część w reżyserii Riana Johnsona pokazuje dogłębnie, że Ren nie jest tylko czarnym charakterem, ale tragiczną postacią, wręcz szekspirowską. Bardzo ważne dla jego przemiany stały się przede wszystkim dwa czynniki, które widzimy w tym filmie. Po pierwsze nienawiść do swojego mistrza, Snoke'a, która pogłębiała się z minuty na minutę. To również świadczy o już pełnej dojrzałości antagonisty. Ren czuł, że nie rozwija się jak należy i jego przejęcie dziedzictwa Vadera jest zagrożone ze strony potężnego mistrza. Kylo zaczyna wobec tego traktować Snoke'a jako przeszkodę, która staje mu na drodze do dopełnienia się jego przeznaczenia. Wobec tak potężnego przeciwnika musiał zastosować sprytną taktykę jego wyeliminowania. I tutaj jego manipulatorski zmysł zaczął pracować na odpowiednich obrotach.  Jednak bardziej do Kylo Rena przekonał mnie drugi czynnik przemiany, czyli więź, jaka wyrosła między nim a Rey. Tutaj zobaczyliśmy tę bardzo ludzką stronę Rena zamiast jego mrocznej, bardzo posagowej postawy. Przez to wiemy, że tak naprawdę Kylo jest zranionym chłopcem, od którego odwróciła się osoba, której najbardziej zaufał w życiu, czyli jego wuj, Luke Skywalker. To wydarzenie, gdy Luke zastanawiał się nad zabiciem Bena, gdy dostrzegł w nim silną Ciemną stronę Mocy popchnęło młodego adepta Jedi w odmęty zła. Tak naprawdę Luke ponosi sporą winę za powstanie Kylo Rena. Jego więź z Rey pozwoliła na nowo otworzyć się antagoniście, znaleźć pewną iskrę nadziei, która trzymała te pozostałości Jasnej strony w jego umyśle. Dla wielu przedstawicieli Ciemnej strony te resztki człowieczeństwa i dobra byłyby słabym punktem Rena, jednak według mnie paradoksalnie stanowiły o jego sile. To pozwalało zdecydowanie inaczej podejść do danej sytuacji, a emocjonalność wiązała się z większym pragnieniem realizacji celu jakim było wyeliminowanie Snoke'a.  Jednak w całym tym bardzo dobrze nakreślonym obrazie Kylo w ostatnim Jedi brakuje mi bardzo ważnego elementu. Chodzi mi tutaj o lepsze przedstawienie jego szkolenia na Jedi i relacji z Luke'iem. Spokojnie można było tutaj ograniczyć chociażby wątek Finna i zastosować retrospekcje, w którym zostało by nam przedstawione kuszenie Bena przez Snoke'a i powoli oddalanie się ucznia od swego mistrza, czyli Luke'a. To nadałoby jeszcze większej głębi postaci i bardziej nakreśliło by kontekst tej nienawiści, jaką młody Solo darzy Skywalkera. A tak trochę ta relacja znajdowała się gdzieś w tle i momentami czułem, szczególnie po obejrzeniu całej trylogii jakbym dostał dobrą historię czarnego charakteru, jednak ze sporą luką po środku, przez którą jego wątek nie jest pełny. Ostatni rozdział Sagi Skywalkerów, czyli Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie według mnie dał dobre rozwinięcie wątku Kylo Rena z bardzo słabym jego zakończeniem. Tak naprawdę jeszcze przed samym filmem można się było domyśleć, że w pewnym momencie seansu nastąpi złamanie w antagoniście i na nowo odnajdzie w sobie Jasną stronę Mocy. Dlatego ten moment zwrotny nie był dla mnie zaskakujący, ale samo poprowadzenie wątku Rena do tej przemiany już było jak najbardziej w punkt. Wreszcie zobaczyłem jak Kylo mimo swojej ogromnej potęgi czuje, jaki ciężar niesie ze sobą jego rola, która tak naprawdę jest tylko przeszkodą, kajdanami, które nie pozwalają przebudzić jego prawdziwego potencjału. Niby cały czas próbuje kusić Rey, jednak zdaje sobie sprawę, że to nie ma sensu i młoda Jedi oprze się jego namowom. Sam moment odnalezienia w sobie dobra był dobrze przeprowadzony, bez nadmiernej pompatyczności i banalności, wiadomo, że ono cały czas w nim drzemało, potrzebny był tylko odpowiedni bodziec. Nowy Kylo Ren, a raczej już w tym wypadku Ben Solo, to Jedi na jakiego czekaliśmy, według mnie znacznie ciekawszy od postaci Rey. Jeśli natomiast chodzi o sam finał i poświęcenie Bena, aby ratować swoją bratnią duszę, to w mojej opinii ta postać zasługiwała na o wiele lepszy koniec. Tutaj zaś odbyło się to skrótowo, bez nomen omen mocy, cała scena śmierci bohatera trąciła ogromnym banałem i sztucznością. Potwierdzeniem moich słów niech będzie fakt, że na obydwu seansach, na których byłem, scena śmierci Kylo wzbudzała nie łzy wzruszenia, a zwykły śmiech.  Kylo Ren to według mnie najciekawsza postać nowej trylogii Gwiezdnych Wojen. Bardzo silny, mroczny, a przy tym rozdarty wewnętrznie, pełen rozterek, przez co bardzo złożony, niejednokierunkowy. Cały jego wątek przez trzy filmy był prowadzony dobrze, miejscami nawet bardzo dobrze, z pewnymi błędami, jednak finał jego drogi w Sadze Skywalkerów nie był godny tak interesującego antagonisty/bohatera.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj