Lauren Faust, twórczyni kultowych seriali Atomówki oraz My Little Pony: Przyjaźń to magia, opowiada o projekcie DC Super Hero Girls i o walce ze stereotypach o dziewczynach i komiksach.
Na długo zanim Wonder Woman, Czarna Wdowa czy Kapitan Marvel podbiły serca kinowych widowni, animatorka Lauren Faust rewolucjonizowała rynek seriali telewizyjnych swoimi Atomówkami, udowadniając, że historie superbohaterskie dla dziewczynek i o dziewczynkach mogą być popularne. Później tchnęła nowe życie w markę My Little Pony, przygotowując serial „Przyjaźń to magia”, który stał się jednym z większych fenomenów w rozrywce XXI wieku – fabuły o grupie kucyków podbiły serca milionów widzów, nie tylko dziewczynek, ale nawet dorosłych mężczyzn, tak zwanych „bronies”.
28 września na Cartoon Network ruszy najnowszy serial Faust, DC Super Hero Girls, którego fabuła skupi się na postaciach m.in. Supergirl, Wonder Woman i Batgirl, znanych z komiksów z uniwersum DC Comics.
Marcin Zwierzchowski: Jak poznałaś świat fantastyki i komiksów?Lauren Faust: Pierwszym zetknięciem z komiksowymi superbohaterami był dla mnie serial Wonder Woman z Lindą Carter. Byłam wtedy bardzo mała, miałam może z 5 lat, więc miało to na mnie ogromny wpływ. Ale też same komiksy były obecne w moim życiu od zawsze, były czymś absolutnie normalnym w moim domu. Mama kupowała mi serię „Archie”, a mój starszy brat, Jason, był zapalonym kolekcjonerem. Zakradałam się do jego pokoju, pożyczałam jego komiksy, czytałam je, a następnie odnosiłam, tak że nawet nie orientował się, że tam byłam.
Nie miał więc na ciebie wpływu stereotyp, że komiksy to coś dla chłopców?
Nie, nie miał. Od początku przyciągały mnie historie o superbohaterach, zwłaszcza te, w których tworzono nowe światy czy mitologie. Powszechnie uważało się wtedy, że takie opowieści są dla chłopców, chyba nawet nie znałam innej dziewczyny, która by je czytała. Mnie one bardzo interesowały, przede wszystkim te historie z nastoletnimi superbohaterami, w których znaczące role odgrywały postaci żeńskie.
Gdy po latach sama starałaś się przekonywać różne studia do swoich pomysłów na produkcje fantastyczne czy superbohaterskie kierowane bardziej do dziewczynek, napotykałaś opór, narosły na wspomnianym stereotypie?
Ciekawym zjawiskiem, nasilającym się od ładnych paru lat, jest rosnące zainteresowanie dziewczynek komiksami. Wydawcy zaczęli to dostrzegać, w efekcie czego pojawia się coraz więcej komiksów skierowanych do tej grupy, więcej jest superbohaterek, a także fabuł, które interesowałyby dziewczynki. Stąd wcale nietrudno było przekonać choćby Warnera i DC do „DC Super Hero Girls”. Tak naprawdę to oni zwrócili się do mnie z zapytaniem, czy nie chciałabym nakręcić nowej wersji tego serialu. Sam proces jego powstawania trochę trwał, ale nie miałam problemów z przekonaniem studia do swojej wizji tej historii. Co wynika z rosnącej pewności co do tworzenia seriali komiksowych dla dziewczynek. Zresztą, miałam też doświadczenie w tego typu fabułach, na co przykładem „Atomówki”, tworzone przed 15 laty, z moim mężem Craigiem McCracenem. Serial ten w pewnym sensie przebił szklany sufit, jeżeli chodzi o superbohaterki.
Można więc powiedzieć, że obecnie jest dobry czas dla fantastycznych opowieści kierowanych do dziewczynek? Bo zwłaszcza fabuł komiksowych jest więcej, także w kinie, na co przykładami „Wonder Woman” czy „Kapitan Marvel”.
Tak, tej zmiany trudno nie dostrzec, zwłaszcza jeżeli chodzi o ostatnich kilka lat. Przez całą swoją karierę próbowałam przekonywać różne studia do tworzenia nawet nie tyle produkcji komiksowych dla dziewczynek, co w ogóle seriali dla dziewczynek, i nie było to łatwym zadaniem. Jakąś dekadę temu powiedziano mi, że dziewczynki nie lubią animacji czy kreskówek, chyba że o księżniczkach. Teraz już nikt tak nie mówi, podejście zmieniło się na lepsze.
Jak sama radzisz sobie ze stereotypami w swoich serialach?
Co ciekawe, w komiksach niemalże od zawsze mieliśmy grupy superbohaterów, w których była jedna superbohaterka, w jakiś sposób uosabiająca wszystko, co kobiece. Dlatego już sam fakt, że obecnie możemy mieć wiele postaci kobiecych pozwala nam pokazać ich różnorodność, a w efekcie uciec właśnie od stereotypowego pokazywania bohaterek, gdzie wszystkie koniecznie byłby pasjonatkami mody albo miały bzika na punkcie fryzur. Poza tym nasze bohaterki reprezentują różne typy sylwetek. Choćby Supergirl nie tylko jest wyjątkowo silna, ale faktycznie ma widoczną muskulaturę, czego dotychczas unikano w przypadku superbohaterek, ale eksponowano u superbohaterów. Ona akurat ma też w sobie coś z buntowniczki, więc obdarzyliśmy ją temperamentem. Z kolei nasz kobiecy „czarny charakter” to wielka fanka komiksów czy figurek – co znów dotychczas zwykle kojarzyło się z chłopcami.
Jeżeli więc w serialu mam sześć superbohaterek i sześć ich przeciwniczek, daje mi to wspaniałą okazję do prezentowana różnych oblicz tych dziewczynek, wykraczających poza stereotypy. Poruszanie się poza obszarami tego, co „dla dziewczyn”, jest ożywcze dla mnie jako twórczyni.
Z drugiej strony, pokazując szeroką gamę zainteresowań tych bohaterek, wykraczających poza to, co może przyciągać dziewczynki, tworzymy historie atrakcyjne także dla chłopców, bo ci są w stanie odnaleźć w tych postaciach cechy, z którymi się identyfikują.
My Little Pony: Przyjaźń to magia to przykład serialu z jednej strony kierowanego do dziewczynek, z drugiej zaś bardzo fantastycznego i zanurzonego w popkulturze, nawiązującego choćby do Indiany Jonesa.
Jeżeli chodzi o same nawiązania do popkultury, te zaczęły pojawiać się częściej już po moim odejściu z serialu. W przypadku moich scenariuszy chodziło nie tyle o cytowanie innych dzieł, co o fakt, że – jak u każdego twórcy – to, co kształtowało mnie zwłaszcza w młodości, przebijało się do historii, które tworzyłam.
Na przykładzie kucyka podobnego do Indiany Jonesa – tu nie chodziło o kopiowanie postaci, którą lubię, ale o chęć opowiedzenia tego typu historii, bo filmy o Indianie miały na mnie ogromny wpływ, gdy dorastałam. Chodziło też o opowiadanie tego typu historii w serialu dla dziewczynek, by wiedziały one, że im również coś takiego może się podobać.
Jak więc decydujesz o tym, kto będzie odbiorcą twoich produkcji, do jakiej grupy kierowane są te historie?
Wydaje mi się, że Warner Bros. i DC zatrudnili mnie dlatego, ponieważ nie muszę celowo szukać widowni, ale po prostu to, co tworzę, przemawia do szerokiej grupy odbiorców. Nie siadam więc i nie zastanawiam się, do kogo chcę mówić, ale co chcę przekazać. I tak się składa, że przyciąga to dziewczynki, ale nie tylko, ponieważ doświadczenie z „My Little Pony” czy „Atomówek” jasno wskazuje na to, że dobrze opowiedziane historie przyciągną także chłopców, ale i dorosłych, mimo iż na pierwszy rzut oka są to „dziewczyńskie” fabuły.
Głęboko wierzę w tworzenie rozrywki dla różnych grup wiekowych, dlatego mimo iż fundamentem naszej widowni powinny być dziewczynki w wieku od 6 do 11 lat, wiem też, że „DC Super Hero Girls” polubią także starze dziewczynki oraz chłopcy, ale i starsi fani komiksów. Dlatego też staram się opowiadać historie bez określania grupy docelowej, dzięki czemu mogą się one spodobać każdemu, kto trafi na ten serial w telewizji.
Co sądzisz o przepisywaniu znanych opowieści, których głównymi bohaterami byli chłopcy czy mężczyźni, z tą zmianą, że w nowych wersjach na pierwszym planie są postacie żeńskie?
To znów efekt przemian, o których już rozmawialiśmy – dziewczynki od zawsze interesowały się również komiksami czy historiami fantastycznymi, ale dopiero od niedawna zauważają to choćby duże studia. Ekscytującym było obserwowanie, jak studia posłuchały głosów takich jak mój, zdecydowały się dać szansę takim historiom, opowiadać te historie z kobiecej perspektywy, co ostatecznie okazało się działać.
Dziewczynki łaknęły tego typu historii, które oferują rozrywkę, ale również mogą inspirować. Chcą też bohaterek, z którymi mogłyby się identyfikować. Co również jest wspaniałe, to fakt że takie pisane na nowo historie wciąż są interesujące dla chłopców, a nawet mężczyzn. I chyba to nie byłoby możliwe jeszcze jakieś piętnaście lat temu, gdy silne było przekonanie, że dziewczynki są inne, a dla chłopców to, co dziewczyńskie jest odpychające. Obecnie zaczynam zauważać, że nowe pokolenia chłopców są bardziej zainteresowane historiami o dziewczynkach, bo też potrafią się z nimi identyfikować, mimo oczywistych różnic.
Co jednak z inną stroną takich seriali czy filmów, a więc z powiązaniem z produktami, jak zabawki czy kolorowanki, do których kupna dzieci nakłania się potężnymi kampaniami reklamowymi?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie samej w dzieciństwie istotne były nie tylko seriale czy komiksy, ale i same zabawki. Choćby z „My Little Pony” miałam tak, że nie lubiłam samego serialu, ale zabawki już bardzo. Były dla mnie źródłem inspiracji i ukształtowały jako kogoś, kto tworzy opowieści. Nie sądzę wręcz, bym robiła to, co obecnie robię, gdybym nie miała zabawek, które pobudzały mnie twórczo, bo wymyślałam im osobowości i tworzyłam dla nich historie.
Oczywiście, liczę na to, że rodzice zadbają o to, by ich dzieci nie dały się opanować gorączce konsumpcjonizmu i nie chciały zabawek tylko dla faktu ich posiadani. Mam nadzieję, że zabawki będą inspirować i skłaniać do lepszego zrozumienia samych postaci, ale i historii, które dzieci śledzą w serialach. Mam nadzieję, że w efekcie tego wyobraźnia dzieci będzie się rozwijać.