Adaptacje zawsze rządzą się swoimi prawami, a przeniesienie dzieła "toczka w toczkę" na zupełnie inne medium jest rzadkością – nie tylko w przypadku książek. Zwykle słowo "adaptacja" słusznie zamieniane jest wyrażeniem "inspiracja", gdyż każdy twórca dokłada coś od siebie do tego, co wytwarza. Gdyby było inaczej, o procesie tworzenia nie mogłoby być mowy.
W związku z tym adaptacje literackie są zwykle narażone na największą krytykę. Książki jako dzieła nie są odtwarzane na ekranie, a w wyobraźni. W związku z tym odbiór ich będzie zawsze indywidualny, a przez to – nieco inny dla każdego czytelnika. Wszelkie odstępstwa od własnego odbioru książki będą sprawiać wrażenie niedopasowanych klocków. W filmie natomiast (jak również i w grze) przekazywana wizja jest jednowarstwowa – należy ona do reżysera, scenarzysty itd. Wygląd postaci, stroje czy sceneria są podawane odbiorcy na tacy, co nie znaczy wcale, że sposób tego podania nie ma wpływu na to, jak odbierany (wyobrażany) jest pierwowzór.
Jako przykład weźmy "Władcę Pierścieni". Zanim Peter Jackson wziął się za realizację swojej wersji trylogii Tolkiena, o Legolasie można było powiedzieć (nie wchodząc zanadto w szczegóły), że był elfem, urodziwym blond łucznikiem ze wspaniałym wzrokiem. Po obejrzeniu filmowej adaptacji chyba trudno wyobrazić sobie, aby Legolas nie miał twarzy, gestykulacji czy barwy głosu należących do Orlando Blooma. Jeżeli zaś chodzi o gry, to do momentu, kiedy technika pozwoliła grafice wyświetlanej na ekranach na coraz dokładniejsze odwzorowywanie rzeczywistości, pozostawała ona w pewnym sensie umowna. Nie trzeba przecież nikomu przypominać czasów, w których gry złożone były z bitmap i wielkich pikseli.
Wyobraźnia zatem również odgrywała zasadniczą rolę, a dodatkowo była podsycana tym, że gracz miał wpływ na wydarzenia dziejące się na ekranie. Postać nie wykonała żadnego ruchu, dopóki gracz nie nacisnął guzika na joysticku, padzie czy klawiaturze, dopóki nie ruszył myszką. Z biernego widza gracz stawał się uczestnikiem dzieła, odbiorcą zaangażowanym w większym stopniu niż podczas oglądania filmu, nadal jednak nie tak bardzo jak podczas lektury książki.
Gry stały się osobnym, bardzo znaczącym medium obok literatury czy sztuki filmowej. Zaczęły kreować własne wszechświaty, bohaterów, sposoby narracji, rozwiązania. Nigdy jednak nie odeszły daleko od literatury, raz po raz czerpiąc inspiracje z książkowych dzieł. Może nie jest to olbrzymia grupa tytułów, może nie są to hity z najwyższych półek. Są to jednak pozycje istotne, bo niektóre zapisały się w kanonie komputerowej rozrywki, a wszystkie mogą stanowić doskonałą pozycję wyjściową dla rozpoczęcia przygody z dziełami jakiegoś pisarza.
Jako adaptacje czy też inspiracje radziły sobie różnie – raz lepiej, raz gorzej, raz wywołując uśmiech politowania, a innym razem rozpalając emocje. Sięgając zatem do pokaźnego przecież zbioru tytułów, wywołajmy do tablicy kilku pisarzy, których dzieła stanowią kanwę opowieści snutych w grach. Nie wszystkich, bo na pewno nie da się tego zrobić w jednym tekście. Zastanówmy się, jak ich dzieła poradziły sobie w formie "growej" i jakimi grami były. Czy są to pozycje, które mogą zachęcić do sięgnięcia po ich literackie pierwowzory?
W zestawieniu nie pojawią się gry wyrosłe na popularności filmów i seriali ("Gra o tron", "Ojciec chrzestny", "Harry Potter"), gdyż w dużej mierze to właśnie produkcje kinowe i telewizyjne stanowiły ich podstawę. Kolejność przypadkowa.
Tom Clancy
Mistrz prozy political fiction jest rekordzistą w liczbie gier opartych na jego książkach. Zaczęło się od symulatorów łodzi podwodnych opartych luźno na "Polowaniu na Czerwony Październik", były również adaptacje "Red Storm Rising", "SSN" czy "Sumy wszystkich strachów". W świadomości graczy jednak najbardziej zaistniały serie opatrzone nazwiskiem zmarłego niedawno pisarza. "Rainbow Six", "Splinter Cell", "Ghost Recon", "Endwar" czy "H.A.W.X." – serie te liczą sobie od kilku do kilkunastu już pozycji. Nie ma chyba gracza na świecie, który nie znałby choć jednego z tytułów wydanych w powyższych cyklach. Gry sygnowane nazwiskiem pisarza cieszą się popularnością do tej pory – w tym roku już ukazało się "Ghost Recon: Phantoms", a na swoją premierę czekają "The Division" i "Rainbow Six: Patriots".
J.R.R. Tolkien
Jeden z najbardziej eksploatowanych pisarzy w branży, ale prawdziwy deszcz gier osadzonych w tolkienowskim świecie rozpoczął się po premierze filmowego "Władcy Pierścieni". Na podstawie "Hobbita" i "Lord of the Rings" w erze "przedjacksonowskiej" powstało aż dziewięć gier – w większości były to produkcje na komputery ośmiobitowe. Od czasu nakręcenia trylogii Petera Jacksona nastąpił prawdziwy wysyp tytułów osadzonych w Śródziemiu. Produkcje te należą do rożnych gatunków, choć w przeważającej większości są to gry akcji. Najnowsza z nich to "Shadows of Mordor", której premiera ma nastąpić w tym roku.
Joseph Conrad
Pomimo jasnych nawiązań do filmu Francisa Forda Coppoli (zwariowany radiowiec) "Jądro ciemności" Josepha Conrada jest obecne w "Spec Ops: The Line" tak samo jak w "Czasie apokalipsy". Tu również główny bohater odbywa pełną niebezpieczeństw podróż, by odnaleźć zaginionego przywódcę (nomen omen pułkownika Konrada), która nie pozostaje bez wpływu na protagonistę. Gra zaserwowała nam kilka mocnych momentów ocierających się czasami o granicę dobrego smaku i pozwalała przeżywać moralne rozterki wraz z głównym bohaterem (przywołując choćby pewną scenę, w której można było otworzyć ogień do cywilów).
Henryk Sienkiewicz
Sienkiewicz w kinie już nie zaskakuje, ale w grze - jak najbardziej. Dodatek do udanego "Mount & Blade" luźno oparty na "Ogniem i mieczem" oferował łącznie z Polską pięć frakcji (jeszcze Szwecję, Chanat Krymski, Księstwo Moskiewskie i kozacką Ukrainę). Choć poza kilkoma postaciami oraz osadzeniem fabuły w czasach potopu szwedzkiego i powstania Chmielnickiego gra nie oferuje zbyt wiele z Sienkiewicza, to możliwość spotkania w grze imć Zagłoby i Michała Wołodyjowskiego jest warta odnotowania.
Agatha Christie i Arthur Conan Doyle
Nazwiska Agathy Christie i Arthura Conan Doyle’a są znane nie tylko miłośnikom kryminałów. Twórcy postaci Herculesa Poirot i Sherlocka Holmesa stworzyli wiele doskonałych powieści, które na stałe weszły do kanonu literatury detektywistycznej. Po bohaterów stworzonych przez tych autorów oraz do ich dzieł twórcy gier (i nie tylko oni) sięgali dość często. Agatha Christie doczekała się serii gier firmowanej swoim nazwiskiem – w cyklu ukazały się trzy tytuły: "And There Were None", "Murder on the Orient Express" i "Evil Under the Sun". Co do Arthura Conan Doyle’a, to naturalnie bohaterem gier opartych na jego prozie jest nie kto inny, ale Sherlock Holmes. Najsłynniejszemu detektywowi świata poświęcono aż siedemnaście gier, pośród których pojawiały się nawet tak egzotyczne wydania jak "Hakushaku Reijō Yūkai Jiken" na urządzenia Nintendo. Pierwsza gra z Sherlockiem pojawiła się w 1984 roku i była to tekstowa przygodówka. Ostatni raz Holmes zawitał do świata gier w 2012 roku w "The Testament of Sherlock Holmes".
Frank Herbert
Saga Franka Herberta legła u podstaw serii gier, która zapisała się w historii elektronicznej rozrywki. Pierwsza gra "Dune" jest pomieszaniem przygodówki z grą ekonomiczną i strategią, a wizerunki bohaterów, sceneria i fabuła są oparte na filmie Davida Lyncha z 1984 roku. "Dune 2" zupełnie odcina się od swojej poprzedniczki, stając się prekursorem gatunku znanego dziś jako strategie czasu rzeczywistego. Konflikt o planetę Arrakis – jedyne źródło przyprawy umożliwiającej podróże w kosmosie – rozgrywa się za pomocą żołnierzy, czołgów i innych pojazdów produkowanych w stawianych przez gracza bazach. Jako walutę w grze zastosowano wydobywany melanż, a frakcje biorące udział w wojnie dysponowały wyjątkowymi i charakterystycznymi dla siebie jednostkami. Gra osiągnęła niesamowity sukces i rozrosła się do olbrzymiej liczby tytułów kopiujących czy rozwijających jej rozwiązania. Doczekała się ona kilku kontynuacji: "Dune 2000" (z Johnem Rhys-Davisem i Bradem Dourifem występującymi w przerywnikach), "Emperor: Battle of Dune" i "Frank Herbert’s Dune". Żadna jednak nie urosła do takiej rangi i nie zdobyła takiej popularności jak "dwójka". Ostatnim podejściem do uniwersum było "Dune Generations", trójwymiarowa strategia sieciowa. Gra nigdy nie została wydana.
Dante Alighieri
Chyba najambitniejszym projektem dotyczącym przenoszenia dzieła literackiego w świat gier komputerowych jest "Dante’s Inferno". Ambicja polega tutaj na dość dokładnym trzymaniu się utworu Dantego Alighieri. Układ kręgów piekła, przez które przechodzi główny bohater, napotkane tam umęczone dusze, pogoń za Beatrycze oraz prowadzący Wergiliusz są wyciągnięte prosto z pierwszej części "Boskiej komedii". Nie należy również zapominać o Lucyferze siedzącym w samym środku zamarzniętego piekła, jakże charakterystycznego dla dzieła Dantego. Sama gra okazała się być całkiem przyjemnym slasherem z naprawdę przytłaczającym i dusznym klimatem.
Philip K. Dick
Philip K. Dick stworzył wiele świetnie nadających się do adaptacji tytułów, o czym jakiś czas temu przekonali się już filmowcy, serwując kolejne dickowskie klasyki. Może gier związanych z tym autorem jest mniej, ale jednak istnieją i warto o nich wspomnieć. Chociaż do powstałego w 1997 roku "Blade Runnera" opartego na "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?" przelało się wiele z filmu Ridleya Scotta, to jednak zrąb fabuły i bohaterowie powstali w bujnej wyobraźni amerykańskiego pisarza. Była to kolejna przygodówka typu point & click w panteonie gier opartych na literaturze, która zebrała wiele pochlebnych opinii oraz ocen. Dwa lata później na rynku pojawił się "Ubik" autorstwa studia Cryo Interactive, ale tu zmierzenie się z prozą Dicka nie było już tak udane. Aby w pełni wyczerpać tytuły gier bazujących na książkach PKD, trzeba jeszcze wspomnieć o "Blade Runnerze" z poczciwego Commodore 64 i "Total Recall" z NES-a bazującym na filmie z Arnoldem Schwarzeneggerem.
Andrzej Sapkowski
Poruszając temat gier opartych na literaturze, nie można pominąć naszego rodzimego "Wiedźmina" stworzonego przez CD Projekt w oparciu o prozę Andrzeja Sapkowskiego. Książkowa saga o Wiedźminie zyskała uznanie w kraju, a dwie wydane części gier rozsławiły ją również poza granicami. Dobrze skonstruowana fabuła i dialogi podbiły serca graczy, dzięki czemu udało się zbudować potężną markę, jaką niewątpliwie stał się "Wiedźmin". Wydawane przez Dark Horse komiksy i - przede wszystkim - oczekiwana trzecia część gry świadczą o tym, że Geralt na stałe wszedł do popkulturowej świadomości.
Terry Pratchett
Terry Pratchett ze swoim Światem Dysku również zawitał do świata gier wideo. Pierwszym tytułem opartym na Pratchettowskim Dysku był "Colour of Magic" wydany na Commodore 64. Na kolejny tytuł jednak trzeba było poczekać (ale było warto). Przygodówka point & click pt. "Discworld" powstała w roku 1995. Gra charakteryzowała się humorem godnym pisarza, kolorową grafiką i głównym bohaterem – Rincewindem, również znanym z kart książek Pratchetta. Nie można też pominąć faktu, że głosu Rincewindowi użyczył sam Eric Idle, więc dla miłośników Monty Pythona była to dodatkowa gratka. Następnie na komputery osobiste trafiła kontynuacja w postaci "Discworld II: Missing Presumed" – równie udanej przygodówki co jej poprzednik. Do Świata Dysku gracze zawitali jeszcze raz dzięki "Discworld Noir" – parodii kryminałów noir, w tym przypadku z akcją osadzoną w samym Ankh–Morpork.
Lewis Carroll
American McGee po odejściu z ID Software zajął się stworzeniem dość makabrycznej wersji przygód Alicji w Krainie Czarów. W "American McGee’s Alice" bohaterka opowieści Lewisa Carrolla została wprowadzona w stan śpiączki, a jej podróż po Krainie Czarów przemieniono w wędrówkę przez koszmar. Gra stworzona przez McGee na pewno wyróżnia się na tle innych adaptacji tego dzieła. Wyobraźnia autorów oraz muzyka Chrisa Vrenny stworzyły grę o koszmarno-narkotycznym klimacie. Alicja w takim wydaniu spodobała się na tyle, że niedługo później pojawiła się kontynuacja ("Alice Madness Returns") – równie szalona i surrealistyczna.
H.P. Lovecraft
Kolejnym pisarzem, którego dzieła są wdzięcznym tematem dla twórców gier, jest H.P. Lovecraft. Mitologia Cthulhu poza tytułami poświęconymi wielkiemu przedwiecznemu (np. "Dark Corners of the Earth") pojawiała się chociażby w pierwszym "Quake'u", ale Lovecraft może poszczycić się całym szeregiem produkcji poświęconych jego twórczości. "Shadow of the Comet" i jego kontynuacja, "Prisoner of Ice", czerpały garściami z opowiadań "Horror w Dunwich" i "Cień nad Innsmouth". Powstały również gry poświęcone "Necronomiconowi" ("Necronomicon" i Necronomicon: The Dawning of Darkness"). Nie można naturalnie nie wspomnieć też o serii "Alone in the Dark", która również zakorzeniona jest w lovecraftowskim szaleństwie. Także twórcy "The Secret World" otwarcie przyznają się do inspiracji dziełami Amerykanina.
Dmitrij Głuchowski
Dmitrij Głuchowski, pisząc swoje "Metro 2033", opowieść o postnuklearnej apokalipsie i ukrywających się w moskiewskim metrze ocalałych ludziach, zapewne nie spodziewał się, iż jego książka odniesie tak spory sukces, że już po pięciu latach od jej wydania zainteresują się nią wydawcy gier. THQ w 2010 roku zaprezentowało światu grę pod tym samym tytułem co książka. Elektroniczne "Metro 2033" sprzedawało się bardzo dobrze, zbierało wyśmienite recenzje i wkrótce zaplanowano jego (równie niezłą) kontynuację – "Metro: Last Light". Niestety nie uratowało to upadającego THQ od bankructwa. Graczom pozostawiono natomiast niezłe shootery ociekające wschodnim i apokaliptycznym klimatem.
Arkadij i Borys Strugaccy
W "Stalkerze" zamiast miejsca lądowania kosmitów mamy skażoną promieniowaniem z uszkodzonego reaktora atomowego strefę. Ale tytułowi Stalkerzy nadal wydobywają z zakazanej zony artefakty, walcząc ze zmutowanymi produktami nuklearnej katastrofy. "Piknik na skraju Drogi" braci Strugackich posłużył za podstawę, na której zbudowano tę klimatyczną i bardzo ciepło przyjętą strzelaninę.
Gry wideo od samego początku swojego istnienia flirtowały z X muzą. Świadczą o tym wszystkie elektroniczne wersje przygód RoboCopa, Rambo, E.T. czy Pogromców Duchów. Świat filmu naturalnie nie pozostawał dłużny i mieliśmy również filmowe wersje "Mortal Kombat", "Street Fightera", "Mario Brothers", "Hitmana" czy "Maxa Payne'a". W mniej lub bardziej udany sposób produkcje te przekraczały granice swoich światów, pozwalając na spotkanie ludzi z różnych stron w połowie drogi. Jak jednak widać, literatura w świecie gier również jest obecna, i to wcale nie od niedawna. Czy zatem gry mogą ją spopularyzować? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i jednoznaczna. Na pewno, jak niektórzy niegdyś sądzili, jej nie zaszkodzą. A że przy okazji powstają gry, które wchodzą do kanonu elektronicznej rozrywki, pozostaje tylko się cieszyć.