W lutym, gdy Warszawa była pokryta gęstą warstwą śniegu, w jednej z praskich kamienic ekipa filmowa szykowała się do ostatnich dni zdjęciowych nowej polskiej komedii pod roboczym tytułem Miłość w domu zarazy, która obecnie zmieniła nazwę na Lokal zamknięty. Przyjechaliśmy tam z samego rana, by porozmawiać z aktorami jeszcze przed tym, jak rzucą się w wir pracy. Pomieszczenie, w którym na co dzień znajduje się bar, powoli zapełniało się ludźmi. Ekipa rozwijała kable i rozkładała światła. Specjaliści od make upu rozkładali kosmetyki, czekając na pierwszych członków obsady. Pomimo panującej od kilku miesięcy pandemii humor jakoś wszystkich nie opuszczał. Widać, że każdy pogodził się z sytuacją i cieszy się, że w zachowaniu reżimu sanitarnego zdjęcia do filmu mogą być kontynuowane, co oznacza, że jeszcze w tym roku będzie można pokazać go w kinie. „Główny zarys fabularny, jaki nam przyświecał, polegał na podejściu do naszej współczesnej sytuacji pandemicznej w sposób komiczny. Chcieliśmy wprowadzić trochę lekkości do tego dość trudnego tematu. Postanowiłem więc rozwinąć pewną zasłyszaną anegdotę o kilku bohaterach, którzy zostają zamknięci na kwarantannie w agencji towarzyskiej” – tłumaczy mi reżyser Krzysztof Jankowski. „Nie będę oszukiwać nikogo, że kręcenie filmów w reżimie sanitarnym jest czymś przyjemnym. Musieliśmy zredukować ilość osób na planie do niezbędnego minimum i zrobić to tak, by widz nie zobaczył różnicy. A to nie lada wysiłek, bo przecież nikogo nie będzie obchodziło, jak film powstawał, tylko ludzie będą nas rozliczać z efektu” – dodaje reżyser. Akcja prawie całego filmu rozgrywa się w jednym lokalu, co dla ekipy było nie lada wyzwaniem. Nie jest to bowiem wybudowane studio, a prawdziwy lokal użytkowy, który w czasie pandemii musiał być zamknięty, więc wynajęto go filmowcom. Ci na potrzeby swojej produkcji zamienili go w… dom publiczny. I to całkiem ładny w porównaniu z innymi, jakie mogliśmy oglądać w rodzimym kinie. Jednym z bohaterów „uwięzionym” w lokalu jest grany przez Pawła Koślika Nerd. „Nie jest to żaden dewiant. To normalny mężczyzna, który ma żonę i syna. Trafia do tej agencji razem z kolegą, bo ma niecny plan, by obrabować jegomościa, który mieszka za ścianą. Droga do jego „skarbca” widzie jedynie przez owy przybytek rozkoszy. Nerd jest człowiekiem bardzo ułożonym. Lubi mieć wszystko zaplanowane. Nie lubi chaosu. Jest kompletnym przeciwnikiem swojego kolegi Barta” – opisuje mi swojego bohatera Koślik. „Fajne w tym filmie jest to, że nasi bohaterowie bardzo szybko muszą nie tylko zweryfikować swoje plany, co też opanować emocje. A dla osoby takiej jak Nerd drastyczne odejście od staranie ułożonego planu jest nie do przyjęcia i mocno odbija się na jego psychice. Okazuje się, że drzemie w nim mały diabełek, czego nikt się chyba nie spodziewał” – dodaje aktor.
foto. Ravelart Violetta Muszyńska / naEKRANIE.pl
+8 więcej
Kolejnym bohaterem, który utknął na kwarantannie w agencji towarzyskiej, jest grany przez Mateusza Damięckiego policjant. Nie jest to jednak funkcjonariusz z czystym sumieniem, o czym bohaterowie bardzo szybko się przekonają. „Mój bohater jest zaprzyjaźniony z jedną z dziewcząt pracujących w lokalu i dostaje informacje, że powinien się pojawić u niej w firmie, bo coś się tam ma wydarzyć. Okazuje się, że był to fałszywy alarm. Niestety, jest za późno, by stamtąd uciec, bo w tym samym momencie pojawia się pracownik sanepidu, który zakazuje nam wychodzenia. Nie będę ukrywać, że mojej postaci ten stan rzeczy bardzo odpowiada” – opowiada mi Damięcki. Nie wszyscy jednak są tak zachwyceni jak owy policjant. „Czy ja lubię tego bohatera? Trudno powiedzieć. Ma on fajne ludzkie cechy, ale niestety bardzo często wygrywa w nim to mroczne oblicze. Jak sam przyznaje, lubi bić innych ludzi. Na przykład chodzenie na demonstracje sprawia mu przyjemność, bo wtedy może się na maksa wyżyć na tak naprawdę bezbronnych ludziach. Czytając tę kwestię, zacząłem się zastanawiać i nawet rozmawiałem o tym z reżyserem Krzysztofem, czy tego bohatera da się jakoś w oczach widza obronić” – dodaje aktor. Lokal zamknięty można będzie trochę traktować jako zabawną kronikę czasów minionych i to nie tylko ze względu na pandemię, ale także rzeczywistość, którą opisuje. „Myślę, że za 2–3 lata ten film będzie takim odzwierciedleniem sytuacji, która będzie przez nas wszystkich, mam nadzieję, jak najszybciej zapomniana. Gdy będziemy żyć już w normalności i tylko na ekranie pozostanie wspomnienie czasów, gdy świat stał na głowie, kiedy na światło dzienne wychodziły potwory” – mówi Mateusz Damięcki. Ta produkcja bardzo mocno przypomina zekranizowaną sztukę teatralną i jest ku temu powód. Okazuje się bowiem, że Krzysztof Jankowski pierwotnie miał w głowie scenariusz sztuki, który następnie ewoluował w scenariusz filmowy. Jak kręciło się w takich specyficznych warunkach? „Pandemia na szczęście nie przeszkodziła nam w realizacji. Z racji tego, że prawie wszystkie sceny rozgrywają się we wnętrzu, nie mieliśmy problemu, by zorganizować zdjęcia. Wiem, że kilka zaprzyjaźnionych ekip, które nagrywały w tym samym czasie na zewnątrz, miały znacznie bardziej utrudnione zadanie” – mówi mi Koślik. Jaki będzie efekt końcowy, przekonamy się już 11 czerwca w kinie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj