Książkowy pierwowzór na półki sklepowe trafił w roku 1977, trzy lata później mrożącą krew w żyłach historię zekranizował Stanley Kubrick. Początkowe recenzje były umiarkowanie pozytywne, ale z czasem film zyskiwał coraz większe uznanie i dziś uważa się go za jeden z najlepszych filmów w historii. Wydawałoby się, że sprawa została zamknięta – genialny horror w postaci książki został zmieniony w genialny horror w postaci filmu. Wizja Kubricka była jednak daleka od tego, jaką przedstawił w swojej powieści King.

"Za dużo myśli, za mało czuje" – król horroru mówił opisując pracę reżysera Lśnienia. Amerykański pisarz doceniał to, co zrobił z jego historią Stanley Kubrick, podziwiał jego talent, ale jednocześnie twierdził, że są to dwie zupełnie różne opowieści. Ta jego autorstwa wciąż czekała na ekranowy debiut. "Chciałbym kiedyś zrobić remake Lśnienia, może nawet samemu go wyreżyserować, jeśli ktoś dałby mi wystarczająco długą linę, by się powiesić…" – żartobliwie mówił King.

Po sukcesie miniseriali na podstawie "To" i Bastionu stacja ABC szukała kolejnej historii do zekranizowania. King nie wahał się ani chwili i zaproponował im powrót do nawiedzonego hotelu Panorama. Przy produkcji pozostała większość ekipy z serialowego "Bastionu", łącznie z reżyserem Mickiem Garrisem. To był już jego trzeci projekt związany ze Stephenem Kingiem - wcześniej odpowiadał jeszcze za "Lunatyków", do których król horroru napisał scenariusz. Ta współpraca zresztą trwa do dziś, bo Garris po zmierzeniu się z legendą Lśnienia zekranizował jeszcze "Riding the Bullet", "Desperację" i Worek kości.

Lśnienie z 1997 roku było powrotem do korzeni i to pod każdym względem. Nie tylko dobrano aktorów zgodnie z ich książkowym opisem i starannie przeniesiono na ekran każdy wątek, ale wykorzystano nawet Stanley Hotel znajdujący się w Estes Park w stanie Kolorado – miejsce, które zainspirowało Kinga do napisania powieści.

W ciągu trzech półtoragodzinnych odcinków oglądamy więc skrupulatnie opowiedzianą historię rodziny Torrence’ów. Jack, głowa rodziny, zdobywa posadę dozorcy w hotelu Panorama i jego zadaniem jest opiekowanie się nad całą placówką przez okres zimy, kiedy to nie ma żadnych gości, a także właściciela. Szybko okazuje się, że nowe miejsce pracy nie jest tak wspaniałe, jak się na początku wydawało, i wręcz roi się od duchów. Na domiar złego Jack przywozi ze sobą coś, na co wszystkie zjawy chcą położyć ręce – swojego syna, Danny’ego. Pięcioletni chłopiec ma zdolność tytułowego lśnienia i powoli rozwijają się w nim telepatyczne zdolności. Nawiedzony hotel próbuje opętać więc Jacka, by dorwać małego chłopca i jego mocą zasilić swoje szeregi.

Jako że Garris miał do dyspozycji aż 4,5 godziny na opowiedzenie całej historii, zrobił to dużo wierniej w stosunku do pierwowzoru niż Kubrick. Pojawia się więc wiele elementów u tego ostatniego nieobecnych – retrospekcje pokazujące rodzinę przed przyjazdem do hotelu, walkę z osami i zaakcentowanie skłonności Jacka do alkoholu. Wyraźnie zostały też zaprezentowane wątki nadprzyrodzone. O ile w przypadku Kubricka można było snuć realistyczne interpretacje filmowych wydarzeń, o tyle Garris jednoznacznie pokazuje moce Danny’ego, jego wewnętrznego przyjaciela, Tony’ego, duchy czy ożywione zwierzęta z żywopłotu.

Choć trzymanie się przez scenarzystów oryginalnej powieści zwykle należy zaliczyć jako plus, telewizyjne Lśnienie nie jest niestety tak dobre jak filmowe. Niespieszne, bardzo dokładne wprowadzanie bohaterów i nakreślanie ich przeszłości sprawia, że pierwszy odcinek stanowi trwającą półtorej godziny ekspozycję. Druga odsłona przebiega już nieco dynamiczniej, jednak w porównaniu do trzeciej, gdzie mają miejsce wszystkie najważniejsze wydarzenia, wydaje się jedną długą retardacją.

Lśnienie Micka Garrisa to też produkcja ze wszech miar telewizyjna. Pomimo zwiększonej w stosunku do filmu Kubricka długości adaptacji rozmach realizacyjny jest tu dużo mniejszy, jeśli w ogóle nie wątpliwy. Bardzo tandetnie wyglądają wszystkie efekty specjalne (szczególnie poruszające się zwierzęta z żywopłotu), a i sam hotel nie poraża swoją wielkością, tak jak opisywał to King i znakomicie też pokazał Kubrick. Przepastne, wywołujące grozę hole i ogromne pomieszczenia zostały zastąpione wąskimi, dusznymi korytarzami i pokoikami. Podczas seansu bliżej widzowi do klaustrofobii aniżeli tej zamierzonej - agorafobii. Próżno też u Garrisa szukać ikonicznych, zapierających dech w piersiach ujęć, jak choćby pamiętna zalewająca pokój fala krwi czy podążanie za jeżdżącym na trójkołowcu Dannym. To po prostu nie ta sama klasa.

Na ekranie nie ma również wielkich nazwisk, choć wszyscy aktorzy radzą sobie raczej przyzwoicie. Niemniej sytuacja jest podobna jak w przypadku reżysera – całość wypada bardzo konwencjonalnie, brakuje tutaj wirtuozerii w jakimkolwiek aspekcie. Znany ze Skrzydeł Steven Weber dobrze oddaje książkowego Jacka Torrence’a, ale można powiedzieć, że jest w tej roli "jedynie" szalony. Natomiast każdy od pierwszego seansu Lśnienia Kubricka na zawsze zapamiętuje maniakalny obłęd odegrany z perfekcyjną dezynwolturą przez Jacka Nicholsona.

Mick Garris z pietyzmem podchodził do powieści Stephena Kinga, co, wydawało się, poskutkuje wspaniałą, lepszą od filmu z 1980 roku, ekranizacją. Ostatecznie jednak trzeba powiedzieć, że do całego projektu podszedł za mało odważnie. Co z tego, że świetnie przeniesiono na mały ekran fabułę powieści, skoro serial nijak nie oddaje wrażeń, które towarzyszą przy czytaniu książki?

"Lśnienie"
gatunek: horror w rolach głównych:
Rebecca De Mornay, Steven Weber, Courtland Mead
twórcy: Stephen King
liczba sezonów/odcinków: 1/3 odcinki polecane:
"Episode 3"
lata emisji: 1997
dostępność: DVD (polskie napisy)
czytaj więcej na temat serialu w naszej bazie
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj