Lydia West jest gwiazdą nowego serialu autorstwa Russella T.Daviesa o epidemii AIDS w Wielkiej Brytanii w latach 80., ukazanej z perspektywy nastolatków wchodzących w dorosły świat. Aktorka opowiada nam o kulisach tej produkcji oraz projektach, jakie na nią czekają.
DAWID MUSZYŃSKI: W serialu Bo to grzech grasz Jill Baxter, którą Russell T.Davis, autor scenariusza, stworzył, wzorując się na swojej koleżance. Pomimo tego, że cała historia jest fikcyjna, to akurat twoja bohaterka ma prawdziwego odpowiednika. Spotkałaś się z nią, by przekonać się, jak w rzeczywistości jest Jill?LYDIA WEST: Oczywiście. Nie mogłam sobie odmówić takiej szansy. Akcja serialu dzieje się w latach 80., o których nie wiem praktycznie nic. Nie było mnie wtedy przecież nawet na świecie. Spotkanie z nią pozwoliło mi poznać życie w tych czasach i to z jej perspektywy. Oczywiście, nie chciałam, by to, jaka jest, zdominowało moją kreację. Początkowo to miał być taki miks osobowościowy, ale w pewnym momencie doszłam do wniosku, że trzeba Jill zbudować na nowo. By była moja, a przez to bardziej wiarygodna dla widza. Wszyscy to zaakceptowali i moim zdaniem to bardzo dobrze wyszło.
Jak do tego doszło, że znów współpracujesz z Russellem T.Davisem?
Gdy byłam na planie Drakuli, podszedł do mnie przyjaciel Russella, z którym zrobiłam już serial Rok za rokiem, i powiedział, że ten pracuje nad nowym scenariuszem serialu zatytułowanym Boys, opowiadającym o grupie homoseksualistów. Pomyślałam, że w produkcji o takim tytule raczej nie będzie miejsca na większą rolę żeńską. Parę tygodni później dostałam zaproszenie na casting i gdy tylko zobaczyłam, od kogo ono jest i jakiego tekstu dotyczy, momentalnie zapragnęłam w tym zagrać. Ale to nie jest tak, że z miejsca dostaje się rolę od ludzi, z którymi już się wcześniej pracowało. Musiałam przejść wieloetapowy casting. Byłam przekonana, że odpadałam, bo po finałowym etapie nastała długa cisza. Pewnego wieczora - nie wiem, dlaczego to zawsze dzieje się wieczorem, a nie za dnia - zadzwonił telefon, że mam tę rolę.
Istotną częścią tej opowieści jest wybuch pandemii AIDS, do której ludzie podchodzili z takim samym sceptycyzmem jak do obecnej pandemii.
To prawda, widzimy, jak świat medyczny, medialny, a także reszta społeczeństwa do tego podchodzą. Na początku wszyscy to bagatelizowali, wierząc, że dzieje się to daleko stąd i do Wielkiej Brytanii przecież nie dojdzie. Nikt się tym na początku nie przejmował. Nie było wtedy internetu i takiego łatwego dostępu do informacji. Jeśli ktoś nie czytał gazet, nie słuchał radia czy nie oglądał telewizji, żył w błogiej nieświadomości zagrożeń, które na niego czekają. Nikt nie wiedział nawet, jak ta dziwna choroba jest przenoszona. Jest świetna scena z pierwszego odcinka pokazująca, jak personel medyczny podchodzi do pacjenta zakażonego AIDS. Opustoszały oddział, ludzie zakryci od stóp do głów, jedzenie zostawiane pod drzwiami. Gdy ta choroba dotarła do ludzi, wywołała panikę. Co widać po samej Jill, która z przerażeniem odbiera wiadomość, że ktoś z jej znajomych jest zarażony. Gdy spostrzega kubek, z którego ta osoba korzystała (specjalnie nie mówię kto, by nie dawać spojlerów), od razu wyrzuca go z domu.
Jest to produkcja skierowana bardziej do młodszego widza. Jak myślisz, co on wyniesie z tej historii? Zrozumie ją czy raczej potraktuje jak historię z czasów minionych, czyli bardziej rozrywkowo?
Wydaje mi się, że ta opowieść jest bardzo uniwersalna. Owszem, została osadzona w latach 80., ale to, co w niej się dzieje, młodzi ludzie przeżywają również teraz. Wciąż czujemy się niezrozumiani przez resztę społeczeństwa, staramy się odnaleźć w tej rzeczywistości, popełniamy błędy, uczymy się. Dlatego wydaje mi się, że widzowie czegoś się nauczą, oglądając ten serial o sile przyjaźni i odpowiedzialności, jaką ona ze sobą niesie. Do tego chciałabym zauważyć, że moda na lata 80. wraca i nie chodzi mi tylko o muzykę, ale także modę. Ja bardzo żałuję, że nie dorastałam w tamtych czasach. Podoba mi się wszystko, fryzury i make-up, jaki wtedy królował wśród nastolatków.
No właśnie. W tym przypadku przyjaciele stają się takim substytutem rodziny, gdy ta prawdziwa ich odrzuciła. I to jest akurat coś, co się w społeczeństwie nie zmienia od lat. Brak zrozumienia u części rodziców tego, że ich dziecko jest inne, niż zakładali. Mają do nich pretensje, że nie spełnią ich ambicji i marzeń.
To jest ogromny problem, zwłaszcza w społeczności LGBT+, bo rodzina bardzo często nie rozumie, że seksualności nie wybieramy sobie sami. Tak samo, jak nie możemy wybrać, w jakiej rodzinie się urodzimy. Brak akceptacji ze strony najbliższych to największy problem tej społeczności. Nie ma nic gorszego, niż usłyszenie od rodziców, że się ciebie wstydzą, że nie chcą mieć z tobą nic wspólnego. I masz rację, że w dużej mierze wiąże się to właśnie z tym ich wyobrażeniem na temat życia dziecka. Chcą, by założył rodzinę, miał potomstwo itp. Jeśli coś ma zaburzyć tę wizję, nagle pojawia się problem. Dlatego właśnie przyjaciele stają się tym substytutem rodziny, bo podzielają nasze wartości. Rozumieją, przez co przechodzimy i nie oceniają nas, a akceptują takimi, jakimi jesteśmy. Stają się bardzo istotnym filarem naszego życia.
W serialu jest scena, w której ojciec jednego z bohaterów za wybory swojego syna wini twoją bohaterkę.
Ponieważ jeśli czegoś nie rozumiemy, to szukamy winny w innych ludziach. W tym wypadku padło na Jill, bo akurat stała w kuchni. Została więc obwiniona, że to przez nią jego syn dokonuje złych wyborów życiowych, choć tak naprawdę ta dziewczyna nie ma z tym nic wspólnego. Przyszła z nim tylko dla towarzystwa jako wsparcie moralne w chwili trudnej dla przyjaciela, a dostała rykoszetem.
Jak tak się zastanowić, to serial Drakula też jest o pewnym wirusie, który ten bohater rozsiewał. Wirusie nieśmiertelności.
Masz rację! Nie zauważyłam tego połączenia. Faktycznie w większości produkcji, w których gram, jestem otoczona przez jakieś wirusy. Może przyciągam do siebie takie historie. Wszechświat chce mi coś chyba powiedzieć (śmiech).
To w takim razie, w jakich jeszcze projektach będziemy mogli cię oglądać w 2021 roku?
Obecnie jestem na planie nowego serialu kryminalnego AppleTV+ zatytułowanego Suspicion, w którym główną rolę gra Uma Thurman. Będzie to historia porwania syna wpływowej amerykańskiej businesswoman, którą właśnie gra Uma. Bardzo mi się podoba ten projekt, bo jest kompletnie inny od dotychczasowych. Widz cały czas będzie się zastanawiał, kto jest sprawcą tej zbrodni, co jest dla mnie zawodowo bardzo podniecające. Zostało nam jeszcze kilka miesięcy zdjęć, więc nie wiem, czy premiera odbędzie się jeszcze w tym roku, czy na początku przyszłego.
W grudniu zeszłego roku zakończyłam też zdjęcia do filmu romantycznej zatytułowanej Text for you. Gram tam u boku Sama Heughana i wspaniałej Celine Dion. Tak, tej Celine Dion! (śmiech).