ADAM SIENNICA. Rok temu, jak rozmawialiśmy na festiwalu w Gdyni, zachwycałem się twoją rolą w Atak paniki, a teraz jestem pod wrażeniem tego, co robisz w filmie 53 wojny. Czasem mam wrażenie, że z roli na rolę przechodzisz samą siebie. Magdalena Popławska: Rzeczywiście ten rok zawodowy był dla mnie przychylny. Te dwie role są dla mnie bardzo ważne. Zarówno z Ataku paniki, jak i z filmu 53 wojny jestem bardzo zadowolona i dumna. W pewnym sensie życie twojej bohaterki można nazwać wojną... Jej życie to jest wojna, bo opowiadamy o jej perspektywie. Historia tak jej się potoczyła, że choć mąż jeździł na te realne wojny, to potem ona, za niego, miała zdiagnozowany zespół stresu pourazowego. Z tęsknoty i lęku, emocjonalnie podróżowała z nim po tych konfliktach zbrojnych. W pewnym sensie wyobraźnia okazała się być gorsza niż sama wojna. Strach o kogoś jest dużo potężniejszy niż o siebie. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak odczuwa to rodzina takiego korespondenta wojennego. To chyba jest najważniejsze w tym filmie, bo pokazuje to z tej mniej oczywistej strony. W kinie światowym było wiele męskich historii o herosach na wojnie, ale rzadko poruszano temat tych wszystkich kobiet: żon, matek, córek, które zostawały w domu i czekały. One w pewnym sensie przechodzą swoją wojnę. To jest kobiecy punkt widzenia na bardzo męski temat. Jesteśmy bardziej empatyczne, nie boimy się emocji i w związku z tym wszystko przeżywamy o wiele bardziej. Ale poruszamy tez inne tematy, jak niespełnione ambicje, samotność, nieumiejętność odnalezienia się w takich sztandarowych rolach kobiety jak bycie matką, co powoduje wyrzuty sumienia i jeszcze większą potrzebę ucieczki.
fot. naEKRANIE.pl
Czy sądzisz, że te małżeństwo łączy toksyczna miłość? Można to tak nazwać? Tak, chyba tak, To jest toksyczna miłość. Skupienie się na czyimś życiu tak bardzo, że przestaje się samemu żyć. W prawdziwym życiu Jagielskich udało im się to połatać i uratować małżeństwo, ale w filmie zawieszamy tę sytuację, nie dopowiadamy. Widzimy na ekranie, że wyciąga ją z psychiatryka, ale możemy dostrzec, że to, co jest pomiędzy nimi, będzie trudne do uratowania. Ona pogrążona w lęku o niego przez lata, a on nie zauważa tego, co się z nią dzieje, upojony adrenaliną przetrwania, adrenaliną wojny. Mówią, że to bardzo uzależnia. Rozumiem, że w takiej sytuacji można niczego nie widzieć. Zadziwia mnie, jak budujesz emocje swojej postaci. One się rozwijają, intensyfikują wraz z rozwojem historii. Jak wygląda u ciebie proces pracy nad tym? Jestem bardzo empatyczną i emocjonalną osobą i niewiele trzeba, by doprowadzić mnie do różnych stanów. To tez jest kwestia jakiegoś doświadczenia życiowego i umiejętności odtwarzania pewnych momentów, nawet tych trudnych. Trzeba mieć dobrą pamięć emocjonalną. Ja mam ją doskonałą. Używasz jakiegoś określonego podejścia? Może jak niektórzy słuchasz muzyki? Nie, ja po prostu mam bardzo bujną wyobraźnię i dość dobry kontakt z własnym ciałem, które najlepiej wszystko zapamiętuje. A szczególnie emocje. Wystarczy mi więc o tym myśleć. Poczuć się w tej innej perspektywie. Potrafię dość szybko wejść w poważne i głębokie stany emocjonalne. A to w tym zawodzie bardzo się przydaje [śmiech]. Niektórzy w takich sytuacji mają problem, by emocjonalnie wyjść z roli. Jak to u ciebie wygląda? Zagranie takich scen trudnych emocjonalnie jest bardzo męczące fizycznie. Po takim dniu jestem wypruta i najczęściej po prostu idę spać [śmiech]. Umiejętność wychodzenia jest równie cenna jak wchodzenia w emocje. Trzeba nad tym panować, żeby robić sobie jak najmniej krzywdy. Inaczej nie umiałabym pracować. Profesjonalizm w tym zawodzie polega na tym, że potrafi się korzystać z tego bez większych szkód dla siebie. 53 wojny to trudny, mocny i poruszający film. Zastanawiam się, jak tak naprawdę zachęcić ludzi do niego. Ale jest mnóstwo ludzi, którzy lubią mocne i poruszające filmy. Którzy chcą coś przeżyć w kinie i móc mieć o czym rozmawiać. To jest trudna, ale bardzo ciekawa historia. Zwłaszcza gdy ma się z tyłu głowy kontekst, że wydarzyła się naprawdę. Mniej lub bardziej, bo wiadomo, że film jest na motywach książki, a ona sama w sobie jest jakąś wersją wydarzeń Grażyny Jagielskiej. Nie mniej jednak to historia o zmianie perspektywy, o wojnie bez wojny. O światowej sławy dziennikarzu wojennym, bohaterze, z perspektywy jego żony. Pozostawionej w domu, w bezpiecznym miejscu, z daleka od konfliktów zbrojnych, a jednak to ten dom okazuje się prawdziwym poligonem dla niej. O wojnie w jej głowie z tęsknoty, lęku, potrzeby miłości, frustracji nierealizowanych potrzeb. To próba zrozumienia tej kobiety. W jakieś skali o każdej z nas, bo to my potrafimy tak zatracić się w czyimś życiu, że zapominamy o sobie. Można zobaczyć, jak to jest niebezpieczne. Tu pracujesz z Ewą Bukowską, dla której jest to debiut reżyserski w filmie pełnometrażowym. Jak podchodzisz do pracy z reżyserem? Jest to bardziej współpraca? A może pozwalasz się pokierować? Każdy z reżyserów to jest zupełnie inny człowiek z kompletnie innej planety. Trzeba jakoś razem spróbować znaleźć ten wspólny język. Za każdym razem jest to inne doświadczenie i inne porozumienie. Inna relacja, więc i inne potrzeby. Generalnie lubię mieć coś do powiedzenia, lubię poczucie, że ktoś chce skorzystać tez z mojej wyobraźni. Jak intuicja gdzieś mnie niesie, to często potrafię przekonać reżysera. Nie potrafię pracować zupełnie sama. Dlatego potrzebuje partnera, choćby po to, żeby ścierać się i spierać. Z Ewą to było jakieś porozumienie poza słowami. W scenariuszu było wszystko. To był debiut Ewy, więc ona tez potrzebowała partnera do tej pracy. A ja lubię być traktowana partnersko. Tak jak w życiu [śmiech].
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj