Stało się, do sprzedaży trafiły gogle rzeczywistości rozszerzonej Magic Leap. Produkt, który miał odmienić świat cyfrowej rozrywki, będzie potrzebował sporo szczęścia, aby wybić się na rynku.
Zgodnie z zapowiedzią twórców wczoraj dowiedzieliśmy się nieco więcej na temat gogle Magic Leap. Mieliśmy otrzymać do ręki sprzęt, który roznieci rewolucję, sprawi, że rozszerzona rzeczywistość odmieni nasz sposób interakcji z otoczeniem. I nawet jeśli to wszystko okaże się prawdą, to zanim Magic Leap podbije nasze serca, minie jeszcze wiele lat.
Od dłuższego czasu mogliśmy domyślać się, że sprzęt pojawi się w dość ograniczonej dystrybucji na terenie Stanów Zjednoczonych i na światową premierę sprzętu przyjdzie nam trochę poczekać. Dlatego nie zdziwiłem się, gdy te informacje okazały się prawdą. Jeśli zaś chodzi o cenę urządzenia… napisanie, że jest rozczarowująca, byłoby jak stwierdzenie, że Thanos popełnił nietakt, wymordowując miliardy istnień we wszechświecie.
Niedawno informowałem, że według przecieków za Magic Leap zapłacimy tyle, co za topowe supersmartfony. Spodziewałem się, że producent ustali cenę na poziomie ok. 1000 dolarów, co oznaczałoby, że ściągnięcie go ze Stanów będzie kosztować 4500-5000 zł. Sporo, jednak jak na pierwszy tak zaawansowany zestaw AR cena wydawała się dość sensowna – HTC Vive i Oculus Rift kosztowały niewiele mniej w dniu swojej premiery. Tymczasem za Magic Leap zapłacimy aż 2295 dolarów. Nie, nie pomyliłem jedynki z dwójką, ten sprzęt kosztuje dwa tysiące trzysta dolarów. Bez podatku, oczywiście, gdyż każdy stan ma własne stawki.
Gdyby producent wysyłał Magic Leap do Polski, razem z VAT-em zapłacilibyśmy za niego 10 tysięcy złotych. W tej cenie bylibyśmy w stanie kupić gogle HTC Vive oraz złożyć peceta, który poradzi sobie z odpalenie zarówno najnowszych tytułów AAA w najwyższej jakości, jak i płynną obsługą gier VR.
10 kafli… za co?
Być może tak wysoką cenę dałoby się uzasadnić, gdybyśmy do dyspozycji otrzymali doskonałe treści AR. Tymczasem pierwsi klienci odpalą pięć doświadczeń: Create, Tónandi, Helio, Invaders i Social. Niestety, na razie wyłącznie dwa pierwsze doczekały się filmów promocyjnych.
Create to jedna wielka piaskownica. Przywodzi mi na myśl skrzyżowanie Minecraft i klocków LEGO utrzymane w estetyce Spore. Gracz może wykorzystać magiczną różdżkę do budowania obiektów w otaczającym do świecie. Możemy wznosić zamki, rakietoburgery, przywoływać dinozaury miażdżące rycerzy czy konstruować proste gry logiczne w stylu The Incredible Machine. To od naszej kreatywności zależy, do czego wykorzystamy to narzędzie.
Tónandi jest z kolei doświadczeniem, które przeniesie nas do głębin jakiegoś zapomnianego, podwodnego świata. Będziemy mogli obejrzeć i posłuchać morskich stworzeń, które czają się w czeluściach. W skrócie – wejdziemy do wirtualnego akwarium. Jeśli pamięć mnie nie myli, co coś podobnego mogliśmy znaleźć na płytce demo dołączonej do pierwszego PlayStation. Owszem, jakość tamtego produktu była milion razy niższa, ale idea się nie zmieniła. To wciąż tylko oglądanie rybek pod wodą. Nieco dziwacznych i świecących, ale wciąż tylko rybek.
Jeśli chodzi o pozostałe produkcje, to możemy polegać wyłącznie na zapewnieniach producenta. Dzięki Social podzielimy się tym, co widzimy w naszych okularach z innymi użytkownikami Magic Leap i stworzymy swoje wirtualne awatary. Wygląda na próbę stworzenia bardziej immersyjnego Second Life’a, ale jakoś nie potrafię wyobrazić sobie, że namówię wszystkich znajomych do kupna zabawki za 10 tysięcy, żeby pokazać im, jaki zamek zbudowałem w AR w moim salonie.
Helio za to prezentuje się całkiem ciekawie, to coś w stylu przeglądarki 2.0. Dzięki temu doświadczeniu będziemy mogli przenosić trójwymiarowe obiekty ze stron internetowych wprost do naszego otoczenia. Przyda się np. podczas urządzania mieszkania, gdy będziemy chcieli sprawdzić, jak dany mebel będzie wyglądał w naszym pokoju, możemy także wykorzystać go w trakcie nauki: obejrzymy ludzkie narządy pod każdym kątem czy zobaczymy, jak zbudowane są konkretne układy elektroniczne. Oczywiście wszystkie te przykłady wziąłem z głowy, gdyż to twórcy stron WWW muszą zadbać o udostępnienie modeli współpracujących z Magic Leapem.
Na koniec zostawiłem największą perełkę – Invaders. To pierwsza gra AR, która w pełni wykorzysta potencjał tych gogli. Chwycimy w niej za jedną z wielu dostępnych broni i zamienimy nasz dom w pole walki zasiedlone przez mordercze roboty. Pomysł wydaje się doskonały, taka gra w AR z pewnością przyciągnęłaby do sprzętu wielu graczy. Niestety, na razie nie mamy pojęcia, jak będzie działać i wyglądać. Firma upubliczniała co prawda filmy koncepcyjne, jednak nie doczekaliśmy się filmu przedstawiającego prawdziwy gameplay.
Kota w worku sprzedam
Spójrz na powyższą listę aplikacji i zastanów się, czy byłbyś skłonny zapłacić 10 tysięcy za nieco lepsze klocki Lego, duże akwarium z cyfrowymi rybkami, narzędzie społecznościowe, z którego prawdopodobnie nie będzie korzystał żaden z twoich znajomych, przeglądarkę WWW do oglądania trójwymiarowych obiektów i grę o nieznanym potencjale.
Nie wiem jak wy, ale ja jednak zrezygnuję ze sprzedaży nerki.
Pozwoliłem skrytykować sobie Magic Leap nie dlatego, że jest to zły sprzęt. Wręcz przeciwnie, uważam, że tkwi w nim ogromny potencjał. Gogle wydają się lekkie i wygodne, w pudełku znajdziemy baterię umożliwiającą bezprzewodową zabawę przez 3 godziny bez przerwy, a dołączony kontroler powinien znacząco ułatwić obsługę wirtualnych doświadczeń. Jednak sugerowana cena jest po prostu absurdalna. W chwili obecnej po sprzęt ten sięgną wyłącznie prawdziwi entuzjaści i bogaci deweloperzy, którym nie szkoda wydać kilku tysięcy dolarów na nową zabawkę.
Jeśli za kilkanaście miesięcy cena Magic Leap spadnie i pojawią się tytułu, które w pełni wykorzystują potencjał tego sprzętu, być może warto będzie się nim zainteresować. Dziś jest tylko drogą zabawką o ogromnym potencjale, który może się szybko zmarnować.