Pierwszy raz fani Metalliki zapisali w swej pamięci imię i nazwisko Joe Berlinger w 2004 roku. Nie jest bowiem prawdziwym miłośnikiem grupy ten, kto nie widział Metallica: Some Kind of Monster. Według wielu zestawień to jeden z najważniejszych filmów dokumentalnych o muzyce w historii. Berlinger pokazał traumę zespołu, który praktycznie nie istniał, był skłócony, nie wiedział, w którą stronę pójść. Do dziś reżyser mówi w wywiadach, że dokument o Metallice był punktem zwrotnym w jego karierze. Oczywiste jest, że kiedy wziął się za fabułę, formacji, która mu zaufała, chciał się odwdzięczyć. Tak też się stało w tym roku, kiedy na ekrany wkroczył film Podły, okrutny, zły.
„Wąsy to może mieć policjant, a mnie to się źle kojarzy” – powiedział niegdyś Robert Gawliński zapytany o Metallikę. Twórca "Son of The Blue Sky", czy "Baśki" tłumaczył w ten sposób, dlaczego Metalliki nie lubi. Policjant w filmie Podły, okrutny, zły wąsów nie nosi, ale sprawia, że fani Metalliki biorą głębszy oddech. Jest nim bowiem wokalista formacji, James Hetfield. Frontman metalowego bandu sprawdza się jako oficer Bob Hayward bardziej niż przyzwoicie. Oczywiście, złośliwcy wytykają, że trudniejsze role miewał w teledyskach. Złośliwców zostawmy na bok, bo ważne jest przecież to, by wzbudzić zainteresowanie i nie zostawić złego wrażenia. A to udało się doskonale.
Poza tym Hetfield w filmie wygłaszał kwestie (toczył dialogi z głównym bohaterem), czego nie da się powiedzieć o Larsie Urlichu, perkusiście Metalliki, który w dziele z 2012 roku Heminghway i Gellhorn (2012) był członkiem trupy rewolucyjnej. Ekipa zadbała, by epizodyczna rola była na tyle na ekranie wyeksponowana, by o udziale muzyka mówiono. I by choć kilka tysięcy z parudziesięciu milionów fanów na film poszło.
Z takich samych założeń wychodzili też twórcy filmów Idol z piekła rodem oraz Nagrody Darwina, gdzie zespół pojawił się w roli najlepszej. Muzycy byli tam - po prostu - członkami zespołu Metallica. I odgrywali swoje.
Metallica w filmie – dla fanów to oczywistość. Ale mało kto pamięta, że o mały włos przygoda z filmem nie pogrzebałaby jednego z najbardziej znanych zespołów świata. W 2013 roku członkowie kwartetu współprodukowali film Metallica: Through the Never po którym nawet najbardziej zagorzali fani zadawali sobie pytania – czy żeby zobaczyć koncert bandu z San Francisco na wielkim ekranie trzeba było wymyślać do tego jakąś – nie owijajmy w bawełnę – niespecjalnie udaną fabułę? Może gdyby za kamerą stanął – jak planowano – Anton Corbijn, byłoby lepiej. Przez Nimroda Antala i słabe recenzje grupa stanęła na skraju bankructwa. W produkcję zainwestowała 33 miliony dolarów, z biletów zgarnęła… raptem 9 mln $. Oczywiście historia kina zna bardziej spektakularne wtopy, ale w obozie wesoło nie było.
Oczywiście - jak to w porzekadle: nie ma tego złego… To właśnie wpadce z Through The Never fani zawdzięczają podjęcie decyzji o przyspieszeniu nagrania płyty „Hardwired… to Self-Destruct” i wyruszenie w niekończącą się trasę koncertową, podczas której grupa zaplanowała dwa przystanki w Polsce. Koncert w kwietniu 2018 roku przeszedł do historii dzięki wykonaniu słynnego „Wehikułu czasu” z repertuaru Dżemu, ale i pierwszej historycznej wizycie w grodzie Kraka. Następny przystanek zaplanowano na PGE Narodowym 21 sierpnia.
Jeśli podczas koncertu usłyszycie „I Disappear” przypomnicie sobie słowa Toma Cruise’a. „Jestem szczęściarzem, Metallica nigdy wcześniej nie stworzyła nagrania do filmu”. Prawda to – po raz pierwszy uczyniła to do Mission: Impossible II. W 2000 roku „I Disappear” było wielkim przebojem, a grupa przebiła kolejny szklany sufit. Metalowa formacja tej klasy nagrywająca główny temat na zamówienie do blockbustera - to była nowość!
Same filmowe nawiązania w twórczości Metalliki pojawiały się wielokrotnie. „The Memory Remains” inspirowane było „Bulwarem zachodzącego słońca”, co być może po samym odsłuchaniu nagrania oczywiste nie było. Inaczej było już z „Welcome Home (Sanitarium)”, które w sposób oczywisty nawiązuje do kultowego Lotu nad kukułczym gniazdem. By zrozumieć nagranie „One”, które wielu fanów do dziś uważa za opus magnum w dorobku zespołu, trzeba zobaczyć film Johnny poszedł na wojnę z 1971 roku, którego fragmenty, za zgodą twórców zarówno w piosence, jak i doskonałym teledysku użyto.
W polskim filmie Metallica odegrała niebagatelną rolę w dziele Małgorzaty Szumowskiej Twarz. Dla tych – którzy nie widzieli – by nie robić niepotrzebnych spoilerów – wystarczy to zdjęcie. (foto)
Ci szczęśliwcy, którzy zasiądą w sierpniu na Narodowym, mogą być pewni, że usłyszą fragment muzyki do filmu Dobry, zły i brzydki. Napisany przez Ennio Morricone temat „Ecstasy od Gold” zawsze brzmi jako interludium do show zespołu. A przy okazji – znacie tę wersję tematu mistrza?