Chorwaci odzyskali niepodległość w 1991 roku, ale filmy zaczęli kręcić dobre pół wieku wcześniej. W czasach jugosłowiańskiej federacji musieli znaleźć sposób na artystyczne współistnienie z Serbami i Słoweńcami. Szansa na samodzielność przyszła dopiero po upadku komunizmu i wojnie domowej, która zakończyła się w 1995 roku. I ten okres w historii kina chorwackiego postanowili nam przybliżyć organizatorzy Mazurskiego Festiwalu Filmowego, włączając do programu obrazy powstałe w ciągu ostatniej dekady.

Jednym z pięciu filmów z festiwalowego bloku chorwackiego był nakręcony w 2004 roku dokument w reżyserii Igora Mirkovića zatytułowany "Dziecko szczęścia". Twórca wraca do Zagrzebia lat 70-tych, kiedy w głowach młodych ludzi powoli rodziła się myśl o wprowadzeniu jakichś zmian. Na dobry początek, zamiast za broń i transparenty, chwycili za gitary, starając się naśladować The Rolling Stones. Dopiero jakiś czas później rock nowej fali stał się wyrazem buntu młodego pokolenia. Powstały utwory, które publiczność naszego kraju w większości poznała dzięki projektowi "Yugoton" nazwanemu tak na cześć wytwórni, która wydawała na terenie Jugosławii zakazane nagrania zza żelaznej kurtyny.

W 2001 roku "Yugoton" wydał płytę zawierająca polskie wersje piosenek w większości wspomnianych w "Dziecku szczęścia". W dokumencie głos zabierają sami artyści - członkowie legendarnych dla chorwackiej sceny muzycznej zespołów: VIS Idoli, Film czy Prljavo kazaliśte. Opowiadają o momencie, w którym granie rocka przestało być dla nich efektem fascynacji "zachodem", przeradzając się w narzędzie walki z systemem. Reżyser jednak stara się nie skupiać na wątku politycznym (nie ma słowa o zatargach pomiędzy narodami mieszkającymi w Jugosławii) tylko kulturowym, czyniąc ze swojego filmu sentymentalną podróż do czasów młodości.

O tym, jak współcześnie wygląda chorwacki rock pośrednio opowiedział nam Goran Kulenovic, reżyser i scenarzysta komedii "Zagraj coś romantycznego" z 2007 roku. Głównym bohaterem jest Struja, lider zespołu "When Dirty Harry Met Dirty Sally" borykający się z dość klasycznym problemem z cyklu "Skąd wziąć kasę na wydanie debiutanckiej płyty?". Przymuszony sytuacją (dziecko w drodze) postanawia złamać dumę rockmana i zagrać hity na cztery dla gości, którzy klaszczą na raz. Dopiero na scenie dowiaduje się, że wesele, na którym ma zaraz wystąpić, jest przyjęciem z okazji ślubu matki jego przyszłego dziecka z… w każdym razie nie ze Strują. Humor u Kulenovica jest cudownie wyważony - inteligentny i lekki zarazem. Mimo tej lekkości nie brakuje chwili dramatyzmu, refleksji, a nawet zdrowej odrobiny moralizatorstwa.

Zaprezentowane na festiwalu filmy pokazały, że kino chorwackie nie jest dla polskiego widza zupełnie obce. Po pierwsze, rozpozna w nim bliską mu tematykę często poruszaną w rodzimych produkcjach: rzeczywistość w kraju komunistycznym ("Dziecko szczęścia"), problemy mieszkańców prowincjonalnego miasteczka ("Czym jest mężczyzna bez wąsów?") czy trudności w nawiązaniu relacji międzyludzkich ("Osioł"). Po drugie, na pewno nie da się nabrać: film sygnowany słowem "komedia" nie będzie tylko pustą rozrywką i istnieje duża szansa, że pozostawi widza w stanie lekkiego przygnębienia. Być może jest więc trochę przewidywalnie i po naszemu. Albo raczej - swojsko.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj