Xbox Game Pass już dawno wyrósł z wieku dziecięcego i zaczyna powolną wędrówkę w stronę króla szeroko rozumianej branży gamingowej. Problem polega na tym, że dominacja platformy może okazać się bardzo niekorzystna z punktu widzenia końcowego odbiorcy.
Przez lata za Microsoftem ciągnęła się opinia firmy, która może i robi świetne konsole pod kątem wydajności, ale nie może pochwalić się tak dobrymi tytułami ekskluzywnymi jak te oferowane przez studia pracujące dla PlayStation. W związku z tym to do Sony w oczach wielu odbiorców należała korona króla konsolowego gamingu. Potwierdzenie tej tezy stanowiły m.in. wyniki sprzedaży kolejnych generacji: PS2 zdominowało Xboxa, PS3 nieznacznie wyprzedziło Xboxa 360, a PS4 utwierdziło dominację Sony, sprzedając się w dwukrotnie większej liczbie egzemplarzy niż linia Xbox One.
W związku z tym już na długo przed startem dziewiątej generacji społeczność obwieściła, że to PS5 będzie lepszą konsolą niż Xbox Series X/S. Jednak Microsoft nie planował składać broni i powoli opracowywał plan przejęcia kontroli nad rynkiem. Plan, który właśnie wkroczył w decydującą fazę rozwoju.
Korporacja poszła na zakupy z portfelem wypchanym najwyższymi nominałami.
Kiedy opinia publiczna usłyszała o pomyśle przejęcia Mojang Studios przez Microsoft za 2,5 miliarda dolarów, wielu przecierało oczy ze zdziwienia. Dziś, przeszło siedem lat od tamtej historycznej chwili, można śmiało stwierdzić, że Minecraft pod nowym zarządem ma się świetnie. Gra wciąż się rozrasta i regularnie przyciąga do siebie miliony graczy, a minecraftowe gadżety sprzedają się doskonale.
Co więcej, obecnie kwota tamtego przejęcia nie robi zbyt dużego wrażenia. Jak się bowiem okazało, pozyskanie Mojang Studios w 2014 roku było dopiero początkiem szeroko zakrojonych zakupów gamingowych. Od 2018 roku Microsoft raz za razem przejmuje kolejnych znaczących twórców, a proces ten zwieńczył zapowiedzią wchłonięcia rynkowego giganta, Activision-Blizzard, za blisko 70 miliardów dolarów. A to może nie być koniec spektakularnych przejęć, w sieci od dłuższego czasu mówi się o możliwości przejęcia przez korporację również Ubisoftu.
Zmiana właściciela studia z pozoru może wydawać się mało znaczącym wydarzeniem z punktu widzenia potencjalnych odbiorców gier. W końcu to konkretni ludzie projektują nasze ulubione produkcje, a nie ci, którzy zasiadają na szczycie. Szefowie jedynie wyznaczają kierunek prac i jeśli taki Microsoft wykupuje jakieś studio, robi to prawdopodobnie dlatego, że widzi potencjał w grach, w jakich specjalizują się dani twórcy.
Problem polega na tym, że zespół Xboxa jest na dobrej drodze do monopolizacji rynku. Aby uświadomić sobie, jak mocną pozycję może wypracować dzięki zapowiedzianemu przejęciu, wymieńmy najważniejsze studia oraz ich franczyzy, które od 2023 będą funkcjonować w ramach ekosystemu Xboxa. Wytłuszczonym fontem oznaczyliśmy te, które dziś należą do Activision Blizzard:
343 Industries (Halo),
Arcane (Dishonored, Prey),
Beenox (Call of Duty, Crash Bandicoot),
Bethesda Game Studios (Starfield, Fallout, The Elder Scrolls),
Blizzard Entertainment (Diablo, Overwatch, StarCraft, Warcraft),
The Coalition (Gears),
Double Fine Productions (Psychonauts),
High Moon Studios (Call of Duty, Destiny),
id Software (Doom, Quake, Wolfenstein),
Infinity Ward (Call of Duty),
inXile (The Bard’s Tale, Wasteland),
King Digital Entertainment (Candy Crush Saga),
MachineGames Sweden AB (Wolfenstein, Quake),
Mojang Studios (Minecraft),
Ninja Theory (Hellblade),
Obsidian Entertainment (The Outer Worlds, Pillars of Eternity),
Playground Games (Fable, Forza Horizon),
Rare (Sea of Thieves),
Raven Software (Call of Duty),
Sledgehammer Games (Call of Duty),
Tango Gameworks (The Evil Within),
Toys for Bob (Call of Duty, Crash Bandicoot (remake), Spyro (remake)),
Treyarch (Call of Duty),
Turn 10 Studios (Forza Motorsport),
Undead Labs (State of Decay),
Zenimax Online Studios (The Elder Scrolls Online).
Jeśli przeciwko Microsoftowi nie zostanie wytoczony proces antymonopolowy, już wkrótce firma będzie dysponowała wieloma franczyzami, które przez lata przyciągały przed ekrany miliony fanów gier. W tym m.in. kilka studiów wyspecjalizowanych w Call of Duty, jednej z najlepiej sprzedających się gier na rynku. Serii tak dochodowej, że przedstawiciele Sony wystosowali oficjalne stanowisko, w którym domagają się, aby Microsoft zagwarantował, iż po przejęciu Activision Blizzard franczyza nadal będzie dystrybuowana na wielu platformach.
Stawka w tej grze jest niezwykle wysoka, gdyż najnowsza odsłona cyklu, Call of Duty: Black Ops Cold War, była drugą najczęściej ogrywaną pozycją na PS5 w 2021 roku. Jedynie Fortnite od Epic Games na dłużej przyciągał nas przed ekrany posiadaczy PlayStation, ale ta pozycja jest udostępniana za darmo, co znacząco podbija jej popularność. Odcięcie platformy PlayStation od tej serii mogłoby poważnie zaszkodzić rynkowej kondycji PlayStation.
Phil Spencer zarządzający Microsoft Gaming zapewnił co prawda, że uszanuje dotychczasowe umowy biznesowe i CoD nie zniknie z konkurencyjnych platform, firma ma jednak w zanadrzu wiele narzędzi, które mogą negatywnie odbić się na pozycji PS5 w starciu nowej generacji. Nic wszak nie stoi na przeszkodzie, aby beta testy nowych gier od studiów zarządzanych dotychczas przez Activision Blizzard prowadzić jedynie w ekosystemie Xbox bądź wdrożyć dla nich krótkoterminową wyłączność.
Ale nawet jeśli Microsoft nie połasi się na takie zagrania, ma w zanadrzu coś jeszcze - usługę Xbox Game Pass, do której docelowo trafią wszystkie nowości od zespołów deweloperskich wchodzących w skład Microsoft Gaming. A to oznacza, że subskrybenci usługi nie będą musieli kupować topowych gier, otrzymają je w ramach ujednoliconej subskrypcji. Diablo 4, kolejne edycje Call of Duty czy Overwatch 2, za żadną z tych produkcji użytkownicy Game Passa nie będą musieli dopłacać. Podobnie jak za wiele gier z biblioteki EA, wszak w ramach planu Ultimate otrzymają także dostęp do usługi EA Play.
Z pozoru korzystanie z tak dobrej oferty gier w ramach jednego abonamentu może być kuszące, jednak na dłuższą metę może doprowadzić do skrajnej monopolizacji rynku. Klienci zainteresowani mainstreamowymi produkcjami mogą wyjść z założenia, że nie ma sensu dalej kupować własnych kopii gier, skoro najgłośniejsze tytuły można otrzymać w ramach subskrypcji. Co roku wpadnie nowy CoD, z pewnym opóźnieniem także kolejne wydania Fify i Battlefielda. A jeśli w przyszłości do puli korporacji zagarniętych przez Microsoft dołączy także Ubisoft, biblioteka rozszerzy się o takie franczyzy jak Far Cry czy Assassin's Creed. Żyć nie umierać, prawda?
W obliczu tak agresywnej polityki wydawniczej konsolowa konkurencja prawdopodobnie zostanie zmuszona do włączenia się do tej subskrypcyjnej walki. Mówi się, że Sony planuje już bezpośredniego konkurenta dla Game Passa, ale nie bez tak bogatego portfolio jak Microsoft, oferta PlayStation nie będzie zbyt atrakcyjna. Zwłaszcza że zespół Xboxa ma świetne zaplecze multiplatformowe i już dziś dba o to, aby nowości z Game Passa trafiały zarówno na konsole, pecety jak i urządzenia mobilne za pośrednictwem xClouda. Firma rozwija także swoją usługę streamingową dla minionej generacji, dzięki czemu część najnowszych tytułów odpalimy za pośrednictwem chmury na Xboksie One. PlayStation ma co prawda usługę Now, ta jednak nie funkcjonuje na szeroką skalę, zaś jej pecetowe portfolio jest bardzo ubogie.
W multiplatformowym starciu Sony stoi na straconej pozycji, to Microsoft ma wszystkie asy w rękawie. Co więcej, firma z Redmont otwarcie przyznaje, że nie zależy jej na windowaniu sprzedaży samych Xboksów. Chce, aby jak najwięcej osób grało w tytuły od Microsoft Gaming, a na jakim sprzęcie będzie to robić? To nieistotne.
Łatwo wyobrazić sobie, że z tak sporym doświadczeniem w branży cloud gamingowej korporacja w najbliższych miesiącach skupi się na realizacji wizji bezsprzętowej konsoli, czyli wdrożeniu aplikacji oraz dongle'a na inteligentne telewizory, co pozwoli strumieniować rozgrywkę z serwerów Microsoftu. Usługa NVIDIA GeForce NOW udowodniła, że z technologicznego punktu widzenia to wizja, którą już dziś można zrealizować. Jeśli Xbox Game Pass zadebiutuje w formie aplikacji smart TV na odbiornikach wszystkich topowych producentów i będzie działać z zadowalającą płynnością, może poważnie zatrząść rynkiem. W przeciwieństwie do GFN zaoferuje bowiem nie tylko czystą moc obliczeniową, lecz także bogatą bibliotekę produkcji gotowych do natychmiastowego odpalenia.
Ktoś mógłby stwierdzić, że do sprawnego działania takich aplikacji potrzeba wydajnego łącza oraz najnowszego telewizora, w związku z czym grono potencjalnych odbiorców wirtualnej konsoli będzie mocno ograniczone. Warto jednak pamiętać, że nowa generacja powstała z myślą o graniu w 4K przy 120 klatkach, zatem u swoich podstaw projektowana była z myślą o tym, aby gracze stopniowo wymieniali przestarzałe odbiorniki na nowsze, w pełni kompatybilne ze sprzętem dziewiątej generacji. Pandemia również dołożyła cegiełkę do potencjalnego sukcesu Microsoftu, gdyż zmusiła wiele osób do zmodernizowania domowych łącz, aby poradziły sobie z trudami pracy zdalnej.
I tak kreuje się przed nami wizja platformy gamingowej, która w ramach miesięcznego abonamentu pozwoli grać w najgłośniejsze produkcje w dniu ich rynkowej premiery, a na dodatek pozostawi swobodę wyboru sprzętu do ich odpalania. Kupowanie gier może po prostu przestać się opłacać. Już dziś gracze narzekają na ceny konsolowych nowości, a wraz z rozbudową biblioteki "darmowych" gier w subskrypcji coraz więcej osób może odpuścić sobie zakup dodatkowych produkcji spoza gamepassowej listy. A jeśli niezależni deweloperzy konsolowi nie będą w stanie na siebie zarobić, upadną bądź zostaną wchłonięci przez większych graczy - takich jak np. Microsoft, który zaoferuje im ciepłą posadkę i stałe wpływy.
Monopolistyczna pozycja Microsoftu może w efekcie odsunąć PlayStation na dalszy tor. A kiedy firmie uda już się zdominować branżę konsol i zmarginalizować rolę Sony, wówczas nic nie powstrzyma jej, aby w pełni wykorzystać pozycję monopolisty m.in. do dyktowania warunków wydawniczych czy narzucania cen produktów. Rynek pecetowy obroni się, gdyż Steam ze swoimi cyklicznymi wyprzedażami nie podda się tak łatwo, jednak w sektorze konsolowym może zapanować jednowładztwo. Bez realnej konkurencji Microsoft prędzej czy później osiądzie na laurach.
Świetnie, że Xboxa znalazł sposób, aby nawiązać walkę z PlayStation, ale dobrze by było, gdyby ta walka zakończyła się remisem, a nie spektakularną klęską dotychczasowego lidera.