W szeroko pojętym kinie sensacyjnym niewątpliwy prym wiodą Amerykanie i Azjaci, jednakże Europejczycy również nie mają się czego wstydzić w tej materii. Brytyjczycy i Francuzi od kilku dziesięcioleci przyzwyczajają nas do interesujących filmów należących do tego gatunku. Od niedawna także Skandynawia, a w szczególności Szwedzi, pokazują, że mają sporo do zaoferowania jeżeli chodzi o szybką, trzymającą w napięciu akcję. Co więcej z reguły skupiają się na bohaterach niezbyt pasujących na pierwszoplanowe postacie w hollywoodzkim mainstreamie.

Ostatnia dekada w szwedzkiej kinematografii to dynamiczny rozwój kina, które ma trafiać do szerokiej publiki, ale jednocześnie pretenduje do bycia czymś ponad tanią, bezrefleksyjną rozrywką. Szwedzi odnaleźli swoją własną formułę na ciekawą hybrydę kina akcji, thrillera, kryminału i dramatu. Najważniejsza nie jest dla nich sama akcja, ale bohaterowie i kontekst społeczno-polityczny, w jakim przychodzi im mierzyć się z przeciwnościami losu. Warto zaznaczyć, że Skandynawowie dumni są z systemu państwa opiekuńczego i społeczeństwa obywatelskiego, jakie udało im się zbudować w swoim regionie. Zaś filmowcy lubują się w demitologizacji rzekomo powszechnej równości i tolerancji.

Policjant

W połowie lat 90. na srebrnych ekranach po raz pierwszy pojawił się Kurt Wallander - najsłynniejszy szwedzki policjant, wcześniej wykreowany przez prozaika Henninga Mankella. Wallander jest gliniarzem - w pozornie uroczym, nadmorskim Ystad - niespecjalnie dającym się lubić. Gburowaty, choleryczny, wiecznie pogrążony w melancholii; nadużywa alkoholu próbując w ten sposób zagłuszać swoją samotność. Gdyby był wytworem amerykańskiej fabryki snów, miałby też cechy, które rekompensują jego niedostatki. On jednak nie jest - wzorem Phillipa Marlowe’a - dowcipnym, czarującym cynikiem. Nie zniewala płci pięknej własną, niewykraczającą poza przeciętność fizyczną powierzchownością. Nie jest kimś, z kim chcielibyśmy się przyjaźnić, kimś, kogo podziwiamy.

Wallander jest przede wszystkim urodzonym oficerem śledczym i niespecjalnie zależy mu na wdzięczeniu się do widowni, uwodzeniu jej. Może w tym tkwi sekret i popularność Kurta. Do tej pory wcieliło się w niego trzech aktorów - Rolf Lassgård, Krister Henriksson i Kenneth Branagh w kilku seriach filmowych i telewizyjnych.

Hakerka

Stieg Larsson zaistniał w światowej popkulturze dzięki książkowej trylogii "Millenium". Autor zmarł jeszcze przed publikacją swojego dzieła, ale jego twórczość nie musiała długo czekać na filmową adaptację (zresztą nie tylko jedną). W 2009 r. Niels Arden Oplev wyreżyserował pierwszą część serii pt. Millennium: mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Poznajemy w niej losy niepokornego dziennikarza Mikaela Blomkvista (Michael Nyqvist) i genialnej hakerki Lisbeth Salander (Noomi Rapace) próbujących rozwikłać kryminalne tajemnice sprzed lat. W tym niecodziennym duecie niewątpliwy prym wiedzie Lisbeth. Swoim strojem i zachowaniem wyraża jawną dezaprobatę wobec otaczającego świata. Od stóp do głów odziana w czarne, skórzane stroje; z twarzą szczelnie pokrytą kolczykami, krzykliwą fryzurą i ostrym makijażem dopełniającym całości. Lisbeth naznaczona traumą z dzieciństwa nie potrafi się odnaleźć w społeczeństwie i budować normalnych, międzyludzkich relacji.

W pierwszej części dowiadujemy się, że Szwedzi w dalszym ciągu w pełni nie rozliczyli się z fascynacji i związków z faszyzmem, a przede wszystkim z mizoginizmem wciąż żywym w umysłach wielu mężczyzn. Mężczyzn wykorzystujących majestat prawa i pozycję zawodową celem poniżania i wykorzystywania w brutalny sposób kobiet. A wszystko to w kraju, gdzie równość między płciami wpaja się od wczesnego dzieciństwa.

Kolejne odcinki serii - tym razem nakręcone przez Daniela Alfredsona - Dziewczyna, która igrała z ogniem oraz Zamek z piasku, który runął (oba z 2009) pogłębiają obraz Szwecji jako państwa, w którym wiele instytucji stało (i wciąż stoi) afrontem w kierunku swoich obywateli. Przede wszystkim poznajemy jednak lepiej dzieciństwo Lisbeth - powody, przez które większość mężczyzn darzy awersją, a swoją ojczyznę nieufnością.

Salander nie przechodzi cudownej metamorfozy. Na końcu pozostaje silną, drapieżną i zarazem aspołeczną jednostką. Wykształciła w sobie niemalże zwierzęcy instynkt, dzięki czemu potrafi wyjść z każdej opresji. Podobnie jak Wallander, nie stara się, byśmy ją polubili. Jej najważniejszym celem jest przetrwanie, a to wychodzi jej znakomicie.

Student

Niełatwo przejść obojętnie obok gangsterskiej sagi, której pierwsza odsłona wzbudziła głęboki podziw samego Martina Scorsesse. Zachwyt słynnego reżysera nad produkcją Daniela Espinosy "Szybki Cash" (2010) jest całkowicie uzasadniony. Długo można rozprawiać nad kunsztem przestawionej z surowym realizmem akcji, dosadnymi dialogami, ale znów najważniejsi okazują się bohaterowie. Pierwszoplanową postacią jest Johan "JW" Westlund, student ekonomii elitarnej uczelni. Johan wywodzi się z niezamożnej rodziny z prowincji, dorabia do stypendium jeżdżąc taksówką. Ulega czarowi pretensjonalnych sztokholmskich bogaczy młodego pokolenia i bezwiednie robi wszystko, by ci uznali go za jednego ze swoich. Jego determinacja do osiągnięcia sukcesu, a przede wszystkim zaistnienia w towarzystwie z wyższych sfer, osiąga apogeum, gdy w tym uprzywilejowanym kręgu spotyka onieśmielającą swoją urodą i urokiem blondynkę. Niestety okazuje się, że dorobienie się dużej kasy nawet w arkadyjskiej Skandynawii nastręcza sporych trudności. "Snabba Cash" pokazuje, że w tak wydawało by się egalitarnym narodzie jak szwedzki, bardzo silny jest podział klasowy. Nawet inteligentny - choć łatwo ulegający wpływom - młody człowiek bez koneksji bardzo często nie jest w stanie awansować w społecznej hierarchii. "JW" postanawia pójść na skróty - wplątuje się w konszachty z mafią i handel narkotykami. Łatwo się domyśleć, że za wszystko przychodzi mu kiedyś zapłacić. Na szczęście reżyser oparł się pokusie pretensjonalnego moralitetu. W "Snabba Cash 2" Espinosa wcale nie pokazuje, iż skruszony grzesznik może liczyć na odkupienie. Przewrotnie daje nam do zrozumienia, że za samo bycie uczciwym nie ma nagrody, a wręcz przeciwnie - ktoś inny może poczyta to za słabość i nas wykorzystać. W zdobyciu fortuny czyste sumienie nie wydaje się więc być czynnikiem kluczowym ani nawet temu sprzyjającym.

Dowiadujemy się też, jaki jest los emigrantów w Szwecji. Jeden z bohaterów serii - mający arabskie korzenie Mahmoud - utyskuje, że jego rodziciel w ojczystym kraju był wojownikiem o wolność, internowanym, torturowanym przez reżim, zaś na emigracji "jest aportującym dla Szwedów kundlem". Dyskutujący z nim Serbowie dopowiadają, że wielu z ich rodaków - bohaterów wojennych - "szoruje dzisiaj szwedzkie kible". Szwedzi chętnie opłacają świadczenia socjalne emigrantów, natomiast nie mają specjalnej ochoty na mieszkanie i przebywanie pośród nich. Pod koniec sierpnia 2013 odbędzie się światowa premiera zamykającego trylogię "Snabba Cash 3". Warto dodać, że seria filmowa jest oparta na powieściach Jensa Lapidusa.

Szwedzki Bond

Carl Hamilton, pracownik szwedzkiego wywiadu w stopniu komandora, jest niewątpliwie skandynawskim odpowiednikiem najsłynniejszego agenta Jej Królewskiej Mości. Tradycyjnie już postać Hamiltona stworzył pisarz Jan Guillou, czyniąc z niej głównego bohatera serii swoich książek. W Hamiltona wcieliło się dotychczas kilku aktorów, z czego jego najnowszą inkarnacją został Mikael Persbrandt w obrazach "Hamilton: W interesie narodu" oraz "Hamilton - na własną rękę" (oba z 2012). Hamilton w wydaniu Persbrandta podobnie jak Bond jest przystojny, dobrze zbudowany, podoba się płci pięknej, lecz jego profesję odarto z pozorów niewinności i atrakcyjności. Hamilton nie rzuca błyskotliwych bon-motów, jest przede wszystkim zimnokrwistą maszyną do zabijania na zlecenie rządu. Ma wyjątkową pozycję - stoi ponad prawem i nawet haniebne czyny uchodzą mu niekiedy płazem. Hamilton to Bond pozbawiony całej tej romantycznej otoczki. Ma być przede wszystkim skuteczny. Tylko to się liczy dla jego przełożonych.

Pierwsze dwie części (z zapowiedzianej trylogii) okazały się sporym sukcesem finansowym. Całkowicie słusznie - niezłe zdjęcia, porządnie zrealizowane sceny akcji oraz charyzmatyczny bohater składają się na świetne sensacyjne kino.

Myśliwi

Na północy Szwecji znajdują się znakomite tereny łowieckie. Północ jest też miejscem, gdzie znajdują się hermetyczne, zamknięte społeczności. Sprzyja to powstawaniu swoistych klanów niechętnych obcym z tzw. zewnętrznego świata. W takich wspólnotach fałszywie pojmowania lojalność doprowadza do tolerowania szokujących niekiedy zachowań. Eric Bäckström (Rolf Lassgård), wielkomiejski policjant, niegdysiejszy rezydent tego zaścianka w "Łowcach" (1996) i "Łowcach 2"(2011), zmuszony jest do powrotu w krainę dzieciństwa i zmagania się z małomiasteczkową mentalnością oraz mrocznymi sekretami tubylców. Dyptyk "Łowcy" na szczęście nie stanowi ślepej krytyki "Szwecji B". Co prawda niektórzy mieszkańcy północy tkwią w relacjach przejawiających daleko idącą patologię, niemniej jednak większość tworzy żywiołową wspólnotę, którą łączą prawdziwe więzi. Pochodzący ze Sztokholmu Eric w "Łowcach 2" stanowi ich przeciwieństwo, sprawiając wrażenie wypranej z wszelkich emocji jednostki; samotnej i wyalienowanej w świecie wielkiej metropolii, gdzie każdy jest pozostawiony sam sobie.

Okazuje się, że nawet w kraju pozornie na wskroś nowoczesnym jak Szwecja, w niektórych regionach pokutuje myślenie rodem z połowy ubiegłego wieku. Z drugiej jednak strony wraz z postępem i nowoczesnością w miejsce starych problemów rodzą się nowe zagrożenia.

Twórcy szwedzkiej kinematografii nie boją się podejmować trudnych tematów. Zawsze mają ambicję, aby ich filmy były czymś więcej niż prostą, sensacyjną opowiastką. Oferują nam bohaterów nie tak atrakcyjnych i wzbudzających podziw jak ci powstający w wyobraźni hollywoodzkich scenarzystów, dając jednak w zamian protagonistów bliższych prawdziwemu życiu.

Mają także znakomitą bazę pod gotowe scenariusze w postaci wielu współczesnych pisarzy beletrystyki - popularnych i rozpoznawalnych niemal na całym świecie. Autorzy czy to filmów, czy to książek bezlitośnie piętnują społeczne i polityczne problemy, którymi dotknięty jest ich kraj. Zapewne w jakimś stopniu demonizują swoją ojczyznę - stawiając ją na przeciwległym biegunie do idyllicznych folderów reklamowych - ale takie jest zadanie artystów. Mają prowokować, zmuszać do myślenia i alarmować, zanim pewne niekorzystne trendy nie urosną do miana prawdziwej epidemii.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj