22 stycznia 2015 roku w Park City w stanie Utah rozpoczęła się kolejna edycja Festiwalu Sundance – najsłynniejszej imprezy dotyczącej szeroko rozumianego kina niezależnego. Dla wielu festiwal ten stawiany jest na równi z tymi w Cannes, Wenecji czy Berlinie, a czasem nawet wyżej. To właśnie w Park City swoje debiuty zaliczali bracia Coen, Paul Thomas Anderson, Kevin Smith, Wes Anderson i Quentin Tarantino. Wśród tych, których zgłoszenie na Sundance odrzucono, znajduje się m.in. Christopher Nolan i jego „Śledząc”. Choć charakter festiwalu w ciągu kilkudziesięciu lat trwania się zmienił – od niskobudżetowych, wręcz undergroundowych filmów po często paromilionowe produkcje z gwiazdami światowej sławy – w Sundance wciąż chodzi o nietuzinkowe, oryginalne historie, które często wkraczają w sfery zupełnie nowatorskie i obce, zarówno pod względem formy, jak i treści. Ponadto festiwal jest okazją dla młodych twórców, by zainteresować szerszą publikę i dystrybutorów swoimi dziełami, których nie mogliby pokazać na żadnym innym festiwalu. Aktualnie co roku co najmniej jeden film debiutujący w Sundance jest później nominowany do Złotych Globów i Oscara, chociażby zyskujący ostatnio fantastyczne recenzje „Whiplash” czy „Bestie z południowych krain” lub „Do szpiku kości”. Jednak wiele z tych dzieł nagradzanych za granicą nie dostało się do polskiej dystrybucji lub przeszło przez nasze kina kompletnie bez echa. Stąd lista 10 sundance’owych filmów ostatnich lat, które trzeba znać. Oto one:

"Druga Ziemia"

Film, po którym zakochałem się w Sundance i na bieżąco śledzę to, co związane jest z tym festiwalem. To idealny przykład kina sundance’owego – niewielki (w porównaniu do kina mainstreamowego) budżet, zupełnie nowatorska historia, kamera „z ręki” i undergroundowa (w tym wypadku wybitna) ścieżka dźwiękowa oraz instagramowa kolorystyka kadrów – to wszystko tworzy magię kina sundance’owego. W tym przypadku mamy historię Rhody (Brit Marling), która po wyjściu z więzienia za spowodowanie śmiertelnego wypadku samochodowego postanawia odkupić swoje grzechy, pomagając jednej z ofiar owego zdarzenia. Wszystko się zmienia, gdy okazuje się, że planeta, która pojawiła się dokładnie w dniu wypadku, jest idealną kopią Ziemi. Pojawiają się pytania, czy bohaterowie również mają tam swoje odpowiedniki. Czy są tacy sami? By się o tym przekonać, organizowana jest wyprawa na bliźniaczą planetę, a Rhoda wygrywa w konkursie miejsce na statku kosmicznym. Reżyser filmu, Mike Cahill, otrzymał za ten obraz Specjalną Nagrodę Jury. Jego najnowszy film, „Początek”, znów porusza nietuzinkowy temat, a główną rolę zagrał Michael Pitt. [video-browser playlist="652434" suggest=""]

"Wynalazek"

Zwycięzca Sundance z 2004 roku. Najbardziej skomplikowany, a także najbardziej wiarygodny film o podróżach w czasie. Reżyser filmu, Shane Carruth, samodzielnie go wyprodukował, napisał scenariusz, skomponował muzykę, robił zdjęcia… a także zagrał główną rolę. Film, którego wyprodukowanie kosztowało zaledwie 7 tysięcy dolarów, jest do tej pory uznawany za jedno z najbardziej skomplikowanych dzieł, a nawet wielokrotne oglądanie „Wynalazku”, by go zrozumieć, to marny trud. W sieci roi się od wykresów i tabelek, które starają się przybliżyć, jak wiele nie zostało pokazane, a widz musi sobie to wszystko złożyć w całość. Na pewno jednak trudno zapomnieć o „Wynalazku” po jego seansie – to historia zupełnie inna niż dotychczasowe fabuły traktujące o podróży w czasie. Wszystko jest tu przyziemne, mało efektowne, jednak gdy już wpadniemy w teorie fizyczne i paradoksy, trudno oderwać wzrok od ekranu. [video-browser playlist="652436" suggest=""]

"Upstream Color"

Po prawie 10 latach do Sundance powrócił Shane Carruth z kolejnym dziełem, zatytułowanym „Upstream Color”. Budżet tym razem większy, gdyż wynoszący 50 tysięcy dolarów, produkcja zaś podobna – reżyserią, operatorką, pisaniem scenariusza, montażem i muzyką (znów genialną!) zajął się Carruth. Tym razem jednak, zamiast znów zajmować się paradoksami związanymi z czasem i fizyką, reżyser sięgnął po coś zgoła innego – po wymiar duchowy. „Upstream Color” celuje we wszystko, czego ludzki umysł nie potrafi ogarnąć: miłość, wyższą moc, przeznaczenie. Fabuła opowiada historię dwójki ludzi, których w przeszłości spotkał podobny wypadek. Zakochują się w sobie i powoli stają się ofiarami swoich własnych wspomnień, gubią się w nich, kłócą o swoje wersje i czują, że nie do końca oni sami sterują swoim losem… a wszystko to łączy się z „Waldenem” Henry’ego Davida Thoreau, którego cytują bohaterowie bez opamiętania. Zobaczcie zwiastun, jest niesamowity. [video-browser playlist="652439" suggest=""]

"Cudowne tu i teraz"

Śliczna historia inicjacyjna od stałego bywalca Sundance, Jamesa Ponsoldta. W obsadzie dwójka jednych z najbardziej utalentowanych aktorów młodego pokolenia, czyli Shailene Woodley i Miles Teller. Imprezowicz i ten fajny chłopak z liceum poznaje nieśmiałą dziewczynę. Znany schemat? Znany. Ale na szczęście nie ma tu tańców, śpiewów czy wampirów, za to jest piękna, subtelna historia szczeniackiej wręcz miłości, która kwitnie wśród amerykańskiego przedmieścia. Zamiast zajmować się problemami typu „z kim pójść na bal maturalny” albo „chcę być miss szkoły”, Ponsoldt snuje dojrzałą historię z prawdziwymi rozterkami, które dotykają każdego (no, umówmy się, to jest film, ale niech będzie, że każdego nastoletniego nastolatka z klasy średniej) licealisty. Piękne, niezwykle wzruszające i wizualnie wysmakowane dzieło. Cudowne tu i teraz. [video-browser playlist="652441" suggest=""]

"Ain’t Them Bodies Saints"

Dla niektórych to nieudana wariacja na temat „Bonnie i Clyde'a”, dla innych zaś audiowizualne arcydzieło. Dla mnie to zdecydowanie kino, w którym zakochałem się lata temu. Zrobione na modłę ostatnich filmów Terrence’a Malicka – obracające się wokół relacji damsko-męskich, okraszone przepięknymi zdjęciami (nagroda w Sundance) i fantastyczną ścieżką dźwiękową Daniela Harta. Bob Muldoon (Casey Affleck) i Ruth Guthrie (Rooney Mara) są przestępcami ściganymi przez policję. Gdy zostają wreszcie otoczeni, Ruth strzela do policjanta, Patricka Wheelera (Ben Foster). Gdy kochankowie zdają sobie sprawę ze swojego położenia, poddają się, a Bob bierze całą winę na siebie. Lata później bohater ucieka z więzienia, by zabrać swoją ukochaną ze sobą i zniknąć gdzieś, gdzie będą szczęśliwi. Nie wie jednak, że między Ruth a Patrickiem kwitnie romans. Reżyserią zajął się David Lowery – osoba, która pomagała przy tworzeniu „Upstream Color” Shane’a Carrutha, co czuć także w „Ain’t Them Bodies Saints”. Dużo tu niedopowiedzeń, grania obrazem i dźwiękiem, a nie słowami. Piękne i niezwykle subtelne dzieło. [video-browser playlist="652452" suggest=""]

"Whiplash"

Zaś nowemu filmowi Damiena Chazelle’a do subtelności jest bardzo daleko. To głośny i bolesny film, który powoduje, że podczas prawie dwugodzinnego seansu trudno nie zaciskać szczęki i pięści. Szybkość dialogów ustępuje tutaj tylko szybkości muzyki, którą grają bohaterowie „Whiplash”, a jeden z głównych bohaterów, okrutny nauczyciel Terrence Fletcher, sieje grozę wśród widzów. Młody chłopak, Andrew (Miles Teller), chce zostać najlepszym perkusistą na świecie. Pomóc może mu w tym występowanie w szkolnym zespole jazzowym pod wodzą Terrence’a Fletchera, który znany jest ze swojej surowości. Andrew nie ma jednak pojęcia, jak wielkie tortury go czekają. Złoty Glob dla J. K. Simmonsa, nagroda jury i publiczności na festiwalu Sundance, 5 nominacji do Oscara – to chyba wystarczająca rekomendacja. Jeśli się pospieszycie, to jeszcze złapiecie „Whiplash” w kinach. [video-browser playlist="652444" suggest=""]

"Moon"

Sam Bell jest na Księżycu już prawie 3 lata. Jego misja polega na kontrolowaniu maszyn wydobywających Hel-3, który jest jednym z alternatywnych źródeł energii. Jednak im bliżej zakończenia zadania, tym dziwniejsze rzeczy zaczynają się dziać w bazie i głowie głównego bohatera. Również robot towarzyszący Samowi (głosu użyczył Kevin Spacey) wydaje się ukrywać istotne fakty przed głównym bohaterem. Film Duncana Jonesa trafił w okres, kiedy kino sci-fi było praktycznie nieobecne na ekranach kin. Nie oznaczało to jednak, że wystarczy stworzyć byle co, by zyskać rozgłos. „Moon” różni się znacznie od typowego science fiction - to show jednego aktora zamkniętego w niewielkiej przestrzeni. To bardzo kameralne i świeże podejście do gatunku. Niestety, Jones w kinie mainstreamowym poradził sobie gorzej, tworząc „Kod nieśmiertelności” z Jakiem Gylenhallem w roli głównej. Aktualnie Jones pracuje nad filmem „Warcraft”. [video-browser playlist="652456" suggest=""]

"Take Shelter"

Drugi film Jeffa Nicholsa, który prawdopodobnie zajmie się reżyserią „Aquamana” – kolejnego filmu z uniwersum DC. Fabuła opowiada o Curtisie LaForche (Michael Shannon), który miewa apokaliptyczne sny. Wierząc, że nadchodzi koniec świata, w tajemnicy przed swoją rodziną buduje schron, który miałby ich ocalić. Gdy jednak wychodzi na jaw, że matka Curtisa była schizofreniczką, cała praca bohatera zostaje poddana w wątpliwość. „Take Shelter” to przede wszystkim pierwsza z wielkich ról Jessiki Chastain (jeszcze przez „Drzewem życia”) oraz kolejna wybitna kreacja Michaela Shannona (znanego m.in. z „Zakazanego imperium”). Co prawda na festiwalu w Sundance nagród nie zdobył, ale głośno o nim było na festiwalu w Cannes, gdzie otrzymał nagrodę krytyków oraz FIPRESCI. Kolejny film Nicholsa, czyli „Uciekinier”, także miał premierę na Sundance i także obeszło się bez nagród, choć to jedna z przełomowych ról Matthew McConaugheya. To, co charakterystyczne w filmach tego reżysera, to powolna narracja skupiająca się praktycznie w całości na psychice głównego bohatera. Stąd nadzieje na „Aquamana” są ogromne. [video-browser playlist="652460" suggest=""]

"Wojna Restrepo"

Jedyny dokument w tym zestawieniu – nagroda główna w Sundance w 2010 roku i nominacja do Oscara (przegrana z filmem „Inside Job”). "Wojna Restrepo" skupia się na brygadzie amerykańskiej armii, który odbywa misję w Afganistanie, a dokładniej w dolinie Korengal, zwanej najniebezpieczniejszym miejscem na Ziemi. Amerykańscy dziennikarze towarzyszą żołnierzom przez 15 miesięcy i w trakcie ich misji nagrywają prawdziwe zmagania amerykańskiej armii z talibami oraz codzienność brygady, które są przerywane wywiadami z żołnierzami. Brudny, poruszający i boleśnie ukazujący bezsensowność wojny. Jednak wcale nie jest dziwne to, że podczas rozdania nagród Akademii „Restrepo” przegrał z innym tematem, bardziej dotkliwym dla zwykłych amerykanów, czyli z kryzysem na giełdzie. [video-browser playlist="652462" suggest=""]

"Tajemnice Laketop"

Dzieło Jane Campion jest co prawda miniserialem, ale spokojnie można je traktować jako sześciogodzinny film. Tak zresztą „Top of the Lake” było pokazywane na festiwalu w 2013 roku – jednym ciągiem z przerwą na lunch. Pierwszy serial pokazywany w Sundance opowiada o policjantce Robin Griffin (Elizabeth Moss), która wraca do swojego rodzinnego miasta w Nowej Zelandii i zaczyna prowadzić śledztwo dotyczące zaginięcia 12-letniej ciężarnej dziewczynki. Jak to zwykle bywa w takich produkcjach, główna zagadka jest pretekstem do tego, by główna bohaterka zmierzyła się ze swoją własną przeszłością oraz złem, które kryje się o wiele głębiej, niż Robin z początku podejrzewała. Serial okazał się wielkim sukcesem, posypały się nominacje do Emmy, a Elizabeth Moss otrzymała Złoty Glob za rolę pierwszoplanową w miniserialu. To, co jednak najbardziej charakterystyczne w „Tajemnicach Laketop”, to genialne zdjęcia Adama Arkapawa, którego praca zachwycała nas później w „Detektywie”. Ponadto serial Campion stał się jednym z najczęściej analizowanych dzieł w kluczu feministycznym ze względu na silną pierwszoplanową postać kobiecą oraz negatywny (praktycznie bez wyjątku) obraz mężczyzn w serialu, którzy zderzają się z końcem patriarchalnego świata. [video-browser playlist="652464" suggest=""]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj