Książki są specyficznym medium, dzięki któremu możemy udać się w świat naszej wyobraźni i stworzyć w głowie obraz tego, co przekazuje nam autor. Bardzo dobre powieści są również praktycznie gotowymi scenariuszami i doskonałym fundamentem do przeniesienia ich na duży ekran. Jednak czasami na etapie produkcji magia historii zamkniętej między okładkami kompletnie zanika i finalnie otrzymujemy kiepski twór filmopodobny. Wiąże się to z naciskami producentów, reżyserem nieposiadającym dostatecznej wizji artystycznej, poprawkami w scenariuszu i wycinaniem ważnych wątków lub zwykłym brakiem szacunku dla materiału źródłowego. Wówczas z bardzo oczekiwanych przez fanów literackiego pierwowzoru produkcji powstają twory, które psują fantastyczny obraz opowieści jej wielbicielom. W poniższej liście przedstawię te, które najbardziej zabolały miłośników oryginałów. W moim zestawieniu skupiłem się na kiepskich adaptacjach powieści kultowych, bardzo dobrych lub dobrych, dlatego nie znajdziecie w nim na przykład filmu Dary Anioła. Miasto kości, czyli słabej adaptacji serii, za którą nie przepadam.

The Snowman

Moje największe rozczarowanie ubiegłego roku. Film, który na papierze był czymś idealnym i zapowiadał dzieło filmowe, które zapisze się złotymi zgłoskami w historii kinematografii. Doskonały materiał źródłowy będący pełnokrwistym, mrocznym kryminałem ze świetnie napisanymi bohaterami, w którym autor, Jo Nesbo, co chwilę myli tropy czytelnikowi. Do tego uznany reżyser Tomas Alfredson, bardzo dobra obsada na czele z Michaelem Fassbenderem, J.K. Simmonsem oraz Rebeccą Ferguson. Co mogło się nie udać? Jak się okazało, wszystko. Koniec końców powstała filmowa wydmuszka, w której intryga trzymała się czasem tylko na dobre słowo, potencjał postaci został zagrzebany głęboko na etapie scenariusza, a głównemu czarnemu charakterowi brakowało tylko, żeby miał na czole napisane, że to on jest seryjnym mordercą. Książka Nesbo została w tym wypadku przez twórców poszatkowana w najgorszy możliwy sposób.

The Dark Tower

Pozostajemy w ubiegłym roku, ponieważ ten zaoferował nam jeszcze jedną, bardzo kiepską adaptację. W tym wypadku efekt końcowy wyglądał tak, jakby twórcy kompletnie nie zapoznali się z fantastycznym materiałem źródłowym. Saga Stephena Kinga to doskonała epopeja, która łączy w sobie elementy grozy, fantasy, dramatu, a nawet thrillera z bardzo dobrze napisanymi bohaterami i ciekawą, wciągającą historią. W przypadku filmowej adaptacji scenarzyści wyciągnęli tylko kilka elementów, aby fabuła produkcji jakoś się trzymała, interesujące postacie zostały całkowicie wyciśnięte z cech, które mogłyby spowodować, że widz zaciekawi się ich losami. Do tego chcieli pomieścić te elementy w 1,5 godzinie widowiska z kiepskimi efektami specjalnymi rodem ze słabych produkcji telewizyjnych. Co wyszło, wszyscy wiemy. Nie o taką adaptację Kinga nam chodziło.

Inferno

W tym wypadku mamy do czynienia z najgorszą adaptacją twórczości Dana Browna. Literacki oryginał jest świetnym thrillerem, który na każdym kroku myli tropy, z silną kobiecą bohaterką, która jest towarzyszką Roberta Langdona. Do tego otrzymujemy jak zwykle u Browna ciekawe zagadki związane tym razem z dziełami Dantego Alighieri. Niestety zamiast wiernej ekranizacji, która byłaby świetnym filmem, dostajemy kiepską adaptację, w której wszystkie interesujące wątki z powieści zostały tak przemielone przez hollywoodzką maszynę, że nie zostało z nich nic wartościowego. A to, że twórcy kompletnie zmienili kwestię związaną z bohaterką Felicity Jones, nie mogę im wybaczyć do dzisiaj. To był jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów 2016 roku, jednak dzisiaj nie bardzo chcę do niego wracać.

Dune

Idealny przykład tego, jak producenci i kampania marketingowa potrafią popsuć finalny efekt. Adaptacja książki Franka Herberta z czasem zyskała w Hollywood status legendy ze względu na to, że nie można było znaleźć twórcy, którego wizja byłaby dostatecznie dobra, aby rozpocząć pracę nad produkcją. W końcu pojawił się znany ze swojego specyficznego stylu twórca Człowieka słonia, David Lynch. Wydawało się, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Jednak w tym momencie wkraczają producenci, których wizja związana z wyglądem i czasem trwania filmu zupełnie różniła się z pomysłami reżysera. Z czasem do mediów przedostawały się coraz to gorsze plotki na temat pokazów testowych produkcji i oczekiwania widzów powoli malały. W końcu ostateczna, okrojona wersja Lyncha, która trafiła do kin nie zyskała uznania fanów, którzy woleliby o niej zapomnieć. Szkoda, bo materiał źródłowy to idealny fundament pod epickie filmowe widowisko.

The Scarlet Letter

Literacki pierwowzór autorstwa Nathaniela Hawthorne'a to fantastyczna historia będąca połączeniem powieści psychologicznej z gotyckim romansem. Jednak jeśli chodzi o filmową adaptację z 1995 roku to otrzymaliśmy prawdziwego, twórczego potworka i zamiast studium problemu winy i kary na ekrany kin trafiło pozbawione sensu mdłe romansidło bez wielowymiarowych postaci. Scenarzyści kompletnie poszatkowali ciekawe wątki z książki, zupełnie nie zrozumieli materiału źródłowego, nie zagłębili się w rozterki moralne głównych bohaterów, popadając w momentami w najgorsze rejony kiczu. Siedem nominacji do Złotych Malin mówią wszystko.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj