Gwiezdne Wojny to fenomen popkultury. Można go kochać szczerą miłością, akceptować lub darzyć niechęcią. To w tym artykule nie ma tak naprawdę znaczenia. Skupiam się tylko i wyłącznie na scenach, które się wyróżniają, zapadają w pamięć lub zachwycają realizacyjnie. Pewnie dla wielu z Was będzie tutaj sporo oczywistości, ale może uda mi się zaskoczyć w którymś miejscu? Zatem poznajcie według mnie najlepsze sceny lub całe sekwencje. I zapraszam do dyskusji nad moim wyborem. Co Wy byście dali? Podział chronologiczny według części Sagi.

Star Wars: Episode I - The Phantom Menace

Wyścig

Jest to jedna z takich sekwencji trylogii prequeli, która nie tylko wprowadza coś nowego i świeżego w uniwersum, ale robi to naprawdę dobrze. Nie wiem, czy to kwestia przyzwyczajenia, ale realizacja wyścigu naprawdę dobrze wygląda. Czuć w tym emocje, dynamikę i niebezpieczeństwo. Dla mnie ta sekwencja ma w sobie pierwiastek magii Gwiezdnych Wojen objawiający się w klimacie, wizualnym stylu i muzyce. Od razu przypomina mi się gra, gdzie czuć było tę szybkość ścigaczy.

Darth Maul kontra Obi-Wan i Qui Gon-Jinn

Wiemy, że film wywoływał skrajne emocje, a ten pojedynek przez większość była chwalony. Oto dostajemy walkę na miecze świetlne, jakiej jeszcze nie widzieliśmy. Dynamiczna, efektowna, emocjonująca i z niesamowitym klimatem oraz dopracowaną choreografią. Ta scena obecnie jest już kultowa i zawsze trafia do zestawień najlepszych walk na miecze, nie tylko świetlne. Niby to tylko walka, ale to naprawdę kapitalnie działa na ekranie. Można by było analizować, zastanawiać się, czy to kwestia przygotowania, wizualnego stylu czy charyzmatycznego Dartha Maula. Ale po co? Wiem, że wiele osób nie lubi trylogii prequeli, ale dla mnie tego typu sekwencje są kwintesencją tej magii, która zawsze świetnie działa. I za każdym razem ta walka może się podobać, nawet jeśli nie robi aż tak mocnego wrażenia jak w 1999 roku.

Star Wars: Episode II - Attack of the Clones

Walka na arenie  i wejście Jedi

Inspiracją tych scen na arenie jest oczywiście sytuacja ze starożytnego Rzymu, gdzie to rzucano ludzi lwom na pożarcie. To jest pokaz tego, jak w prosty sposób można wziąć coś bardzo znanego i pokazać to w klimacie Gwiezdnych Wojen. Szczególnie potworki mogą się podobać, bo wszystkie trzy są wizualnie dopracowane i po latach nadal dobrze wyglądają. Jest w tym pomysł na coś nietypowego, ale zarazem zgodnego z tym uniwersum. I nie wiem jak Wy, ale zawsze odczuwam wielkie emocje, gdy Yoda nadlatuje z odsieczą i dziesiątki Jedi włączają miecze świetlne. Te sceny mają w sobie to „coś”. W tym wszystkim to jedynie Natalie Portman jak zawsze trochę razi w niektórych momentach.

Yoda kontra Dooku

Ta walka podzieliła widzów. Jedni śmiali się ze stylu walki Yody, inni podziwiali pomysł na pokazanie małego mistrza Jedi w akcji. Ja w tym przypadku jestem w tej drugiej grupie, bo ten styl pasuje mi do Yody wręcz perfekcyjnie. Z uwagi na niski wzrost nie ma innej opcji, by mógł walczyć inaczej z kimś postury hrabiego Dooku. Ta scena poza świetnym klimatem (wymiana uprzejmości pomiędzy starymi mistrzami) ma też to, co lubię w trylogii prequeli – czynnik zaskoczenia. Dostaliśmy coś, czego wcześniej nie było i być może część widzów nawet nie myślała, że chce zobaczyć. Scena zdecydowanie bije na głowę wcześniejszy pojedynek Obi-Wana i Anakina z Dooku. No id

Star Wars: Episode III - Revenge of the Sith

Bitwa o Coruscant

To jest najlepsze otwarcie w historii Gwiezdnych Wojen. Mocne uderzenie wrzucające nas w sposób wręcz nadzwyczajny w sam środek bitwy kosmicznej. Wygląda to niesamowicie widowiskowo, a w połączeniu z muzyką Johna Williamsa wywołuje pozytywne emocje. Przyznam, że czuję niedosyt, że w wielu momentach skupiono się za bardzo na Anakinie i Obi-Wanie, gdy można było pokazać ten bitewny chaos. Jednak to nie zmienia faktu, że jest to rzecz zrealizowana z przytupem i budząca dobre wrażenie. Nie jest to może najlepsza bitwa kosmiczna w historii, ale jest wielką zaletą tego filmu. Szczególnie, że można skupić się też na tym, co dzieje się w tle, a jest tam dużo detali.

Kuszenie Anakina Skywalkera

Scena w operze ma w sobie pewien urok, który może się podobać. Rzadko w Gwiezdnej Sadze można komplementować, że coś jest dobrze zagrane, ale Ian McDiarmid grający Palpatine'a nigdy nie schodził poniżej dobrego poziomu. Nawet kiedy w tym filmie już jako Palpatine stworzył totalnie przerysowaną postać, w tym szaleństwie był jakiś sens. Jest to jedna z niewielu scen, w których liczy się tylko aktor i słowa, nie efekty specjalne, nie magiczne tło, ale żywa osoba. I Palpatine opowiadający o swoim mistrzu jest takim jasnym punktem programu.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj