Oczywiście w serwowaniu widzom koszmarów najbardziej wyspecjalizował się horror: zombie, mutanty, piekielne demony, mściwe duchy, efekty eksperymentów naukowych – wybór jest spory. Niemniej inne gatunki – by wymienić SF i fantasy – wcale nie pozostają w tyle, dokładając swoje trzy grosze w kwestii ekranowych potworności. Jednak zadanie ułożenia zestawienia najbardziej obrzydliwych potworów jest zadaniem cokolwiek niewdzięcznym. Po pierwsze: różni ludzie, różna wrażliwość. Dla jednych czymś obrzydliwym będzie postać Crypt Keepera z „Opowieści z krypty”, podczas gdy dla mnie jest to postać wyjątkowo urokliwa. I na odwyrtkę: mogę postrzegać monstrum z filmu „Gwoemul” jako kreację zaskakująco paskudną, podczas gdy spora część moich znajomych reagowała na niego typowym „meh”. Po drugie: co to znaczy „obrzydliwe”? Jest w jakiś sposób zdeformowany? Rozrywa się na kawałki? Pluje żółcią? Łamie jakieś tabu kulturowe? A może zwyczajnie patrzeć się na niego nie da? W tym tekście spróbuję przedstawić ekranowe obrzydlistwa przyglądając się ich stronie wizualnej, stojącym za nimi kontekstom, pomysłowości oraz jeszcze paru innym rzeczom… z tego względu poniższego zestawienia raczej nie należy brać śmiertelnie poważnie.

Seth Brundle - The Fly (1986, David Cronenberg)

Obecnie Cronenberg woli bawić się w psychologiczne gierki niż szokować deformacjami ciała, niemniej w latach 80. i 90. był niekwestionowanym mistrzem tzw. „body horroru”. Jego filmy obfitowały w wymyślne mutacje i pokrętne wykwity eksperymentów naukowych i „Mucha” jest tego jednym z najlepszych przykładów. Nie chodzi tu nawet o finalny efekt przemiany Brundle’a, (któremu nie wyszły na dobre zabawy z teleportacją), ale o cały proces ku niemu prowadzący. Bohater grany przez Jeffa Goldbluma powoli traci człowieczeństwo, a przemianom na gruncie psychiki towarzyszy przemiana fizyczna: jego twarz zaczyna pokrywać się bruzdami i zgrubieniami, jest stale śliska od śluzu, wypadają mu włosy i paznokcie, gubią się wreszcie rysy twarzy, przekształcone najpierw w napuchniętą, zdeformowaną maskę, a potem w quasi-muchę, dla której jedynym źródłem ratunku jest dobrze wymierzona salwa z broni palnej. [video-browser playlist="737180" suggest=""]

Coś - The Thing (1982, John Carpenter)

Kolejny klasyk, którego nie mogło zabraknąć na liście. Opowieść o wyprawie naukowej, która na Antarktydzie spotyka Coś bardzo przebiegłego, wrednego i bezlitosnego. Mimo niemal trzech dekad na karku film Carpentera nadal zaskakuje duszną atmosferą, brutalnością, no i projektami tytułowego monstrum. Scena z otwierającą się klatką piersiową lub pajęczą głową szczerzącą krzywe zębiska to naprawdę srogi towar. Mam przy tym wrażenie, iż tak duża siła oddziaływania wiąże się ze sposobem działania kosmity, infekującego kolejnych członków ekipy i przekształcających ich w powykręcane, zmutowane karykatury człowieczeństwa. Bo czyż nie jest to ohydne – perspektywa, że ktoś zrobi z nas ubranie wierzchnie? [video-browser playlist="737181" suggest=""]

Regan - The Exorcist (1973, Wiliam Friedkin)

Film, który swego czasu zrobił na mnie tak duże wrażenie, że obiecałem sobie nigdy więcej go nie oglądać. Podobnie jak w „Musze” straszny nie jest jakiś wybrany moment z opętania Regan, ale cały proces przekształcania się młodej dziewczyny w coś obcego, strasznego i niebezpiecznego. Gdyby momentalnie zmieniła się w monstrum, zapewnie nie robiłoby to takiego wrażenia. Ale w momencie, kiedy w widoczny sposób „normalność” z niej ulatuje, pozostawiając miejsce dla demona; kiedy jej skóra zaczyna ropieć, pluje żółcią, obraca głowę pod nieprawdopodobnym kątem – wtedy zaczyna się prawdziwa ohyda. To bowiem nie samo opętanie jest obrzydliwe, ale jego charakter – pozostawienie bohaterki w stanie przejściowym, pomiędzy powierzchownym człowieczeństwem, a czającą się we wnętrzu monstrualnością. [video-browser playlist="737182" suggest=""]

Belial - "Wiklinowy koszyk" (1982, Frank Henenlotter)

Poznajcie Duane’a. Duane nosi ze sobą koszyk. W koszyku zaś nosi Beliala – swojego brata (syjamskiego), którego lekarze bezpardonowo oddzielili od Duane’a. Co by tłumaczyło, dlaczego Belial wygląda jak podgniły, ziemniaczany pudding, zaopatrzony w dwie zdeformowane ręce i wyjątkowo parszywą gębę, której dorównuje równie parszywy charakter. Gość szuka zemsty na lekarzach, jest przy tym zaskakująco zdeterminowany i skuteczny, problemy jednak zaczynają się, gdy Duane chce zacząć żyć normalnie… Dla wielu film kultowy i trudno się dziwić: nie codziennie można oglądać morderczą, latającą głowę (z rączkami jak u zawodowego zapaśnika). [video-browser playlist="737184" suggest=""]

Mężczyzna - Tetsuo (1989, Shinya Tsukamoto)

Podejście do kina cyberpunkowego, opowiadającego o cyborgach. W przeciwieństwie jednak do lśniących, wypucowanych cyborgów z amerykańskiego SF, bohaterowie filmu Tsukamoto wyglądają jakby zaliczyli czołówkę ze stertą złomu: są zbudowani ze śmieci, elementów gospodarstwa domowego, pordzewiałych rur, nakrętek i płyt, a w miejscu penisa głównemu bohaterowi wykształca się… świder (z którego zresztą robi później użytek). Na dodatek ta pordzewiało-pogięta sterta metalu zdaje się cały czas pulsować, ociekać jakimś śluzem lub smarem, zmieniać się i przekształcać, pozostawiając za sobą jedynie smród, brud i śmierć - zaś finał przynosi narodziny wielkiej, zuniformizowanej i obrzydliwej machiny zagłady. Wszystko to jeszcze podkreśla awangardowa estetyka: czarno-białe ujęcia, animacja poklatkowa, elipsy oraz przyspieszenia, wzbogacone industrialną muzyką, dzięki czemu całość wygląda obłędnie, ale wrażliwcy mogą poczuć się nieco… skonfundowani. [video-browser playlist="737185" suggest=""]
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj