Oczywiście nie wszystkie filmy tworzone w ramach MCU są przesiąknięte humorem. Część z nich świadomie rezygnuje z jajcarstwa na rzecz bardziej poważnej konwencji. Inne, mimo usilnych prób, nie trafiają w punkt, za co należy winić scenarzystów i reżyserów. Poniżej prezentuję subiektywną listę produkcji Marvela, posegregowanych od najmniej śmiesznego, do najbardziej zabawnego. Parafrazując klasyka, z poczuciem humoru jest jak z d**ą – każdy ma swoją, dlatego proszę o wyrozumiałość, jeśli chodzi o kolejność. Z chęcią poznam też wasze typy. Dajcie znać w komentarzach, które filmy Marvela rozśmieszyły Was najbardziej!

 Incredible Hulk

Pierwsza produkcja stworzona w ramach MCU kuleje praktycznie na każdym polu, także nic dziwnego, że i śmiechu jest tutaj nie za wiele. Widać, że Marvel dopiero wypracowywał sobie styl, wynikiem czego, momenty mające bawić, wypadają raczej koślawo.

Thor: Mroczny świat

Kolejny bardzo słaby film i następne nietrafione żarty. Pojedyncze humorystyczne wstawki związane są z nieprzystosowaniem Thora do ziemskiej rzeczywistości, co mieliśmy w nieco lepszym wydaniu, w pierwszym Thorze. Pojawia się kilka dowcipów Lokiego i to w zasadzie wszystko. Można odnieść wrażenie, że reżyser poupychał żarty do filmu na specjalne życzenie marvelowskich decydentów. Kontrastują one mocno z jego wizją artystyczną i zwyczajnie nie pasują do całości.

Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz

Jeden z najlepszych filmów MCU nie postawił na humor. Trudno w tym momencie przypomnieć sobie jakieś wyjątkowo celne sekwencje żartów. W Zimowym żołnierzu liczy się coś innego i bardzo dobrze, bo to rewelacyjny film akcji, pełen nieszablonowych rozwiązań w tej konwencji.

Czarna Pantera

Tutaj mamy podobną sytuację jak w przypadku Zimowego żołnierza. Świetny film, którego domeną jest zupełnie coś innego niż humor. Dowcip jest oczywiście obecny (pamiętacie spotkanie w pałacu M’Baku?), ale nie stanowi esencji produkcji. Poza tym charakter głównego bohatera mocno kontrastowałby z wesołkowatym nastawieniem. W Czarnej Panterze wszystko jest zrównoważone jak należy, stąd tak wysoki poziom artystyczny produkcji.

Captain America: Pierwsze starcie

Pierwszy film o Kapitanie to wciąż raczkujące MCU, ale widać nieco więcej charakteru niż np. w Hulku. Steve Rogers umie w one linery i w pewnych momentach jest naprawdę zabawnie. Niestety większość czasu ekranowego zajmuje szalona rozwałka, dlatego humor schodzi tutaj na dalszy plan.

Doktor Strange

Stephen Strange bardzo się stara być tak zabawnym, jak Tony Stark, ale powtarza jedynie jego stare żarty. Humor protagonisty nieco trąci myszką, co przekłada się na odbiór całej postaci. Na szczęście doktor ewoluował w Avengers: Wojna bez granic, gdzie dał prawdziwy popis pod każdym względem. Niestety w solowym filmie jego one linery nie miały jeszcze takiej siły rażenia.

Avengers: Czas Ultrona

Czas Ultrona ma jedną kultową scenę w postaci after party po imprezie Avengersów, gdzie ekipa próbuje swoich sił, podnosząc Mjölnir. Poza tym jest raczej „sucho” za sprawą czerstwych żartów Ultrona. Należy docenić jednak „bekę” Starka z ogłady Rogersa i niektóre one-linery członków drużyny.

Iron Man

Pierwszy Iron Man to najważniejszy obraz MCU. Najistotniejsza jest w nim geneza bohatera, a nie humor. Nie można jednak pisać Tony'ego Starka kompletnie na poważnie. Żart w MCU jest nierozerwalnie związany z postacią rozkapryszonego playboya, czym twórcy w późniejszych częściach bawili się coraz swobodniej.

Thor

Tutaj twórcy korzystają ze sprawdzonej formuły, gdzie przybysz z kosmosu musi przystosować się do ziemskiej rzeczywistości. Thor pod tym względem pozycjonuje się pomiędzy Goście, goście a Moja macocha jest kosmitką. Na szczęście w MCU w większości przypadków działa to poprawnie. Jedna z zabawniejszych scen przedstawia próbę wyciągnięcia za pomocą ciężarówek zakopanego Mjölnira. Piwko i grill podczas tego „wydarzenia” nadaje całości bardzo swojskiego charakteru.

Iron Man 2

Tutaj mamy opowieść w stylu „Iron Man na bani”. Niedoceniana przez większość fanów część przygód Tony’ego Starka prezentuje bohatera w okresie przejściowym – od milionera do bohatera. Jon Favreau pokazuje tę drogą z przymrużeniem oka, korzystając do woli z talentu komediowego Roberta Downey’a Jr. To przecież w drugiej części Iron Mana, Stark jest najgorszym patafianem.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj