O swojej ulubionej polskiej bajce i wręcz przeciwnie, jak Amerykanie wymawiają imię Agnieszka, dlaczego nie przepada za tłumaczeniami i jakie są jej ulubione seriale opowiada amerykańska pisarka polskiego pochodzenia, Naomi Novik.
Naomi Novik była gościem tegorocznego Coperniconu. Podczas konwentu udało nam się porozmawiać przez kilkanaście minut, po części nawet po polsku (pisarka traktuje wizytę w Polsce jako okazję do szlifowania języka swych przodków).
Kamil Śmiałkowski: Miałem spytać, jak sobie radzisz z językiem polskim, ale widzę, że naprawdę nieźle. Może w ogóle spróbujemy rozmawiać po polsku?
Naomi Novik: Jest już trochę późno i jestem zmęczona. Nie wiem, czy dam radę.
To umówmy się, że ja będę pytał po polsku, a ty spokojnie odpowiadaj po angielsku.
No dobrze. [W tym momencie Naomi przeszła na angielski, choć chwilami próbowała też fraz i zdań po polsku – dop. K.Ś.]
Jakie są twoje ulubione polskie bajki?
Uwielbiam historię o smoku wawelskim. Miałam taki polski komiks, gdy byłam mała, w którym zjadał tę wypchaną owcę. Ta owca była taka urocza, miała duże oczy i patyki zamiast nóg, a smok był wielki i zielony. To była super bajka.
Od lat opowiadasz w wywiadach, że twoja mama opowiadała ci mnóstwo polskich bajek w dzieciństwie i ukształtowała tym w dużej mierze twoją wyobraźnię. Ale chciałem spytać, czy teraz, pisząc takie powieści jak „Wybrana”, robisz jakiś dodatkowy research?
Tu nie. Robiłam oczywiście duży research do mojej serii „Temeraire”, ale tym razem właściwie działałam odwrotnie, starałam się nie czytać zbyt wiele. Opierałam się na wspomnieniach i tyle. W końcu ta powieść nie dzieje się w historycznej Polsce, to taka wymyślona Polska, właśnie taka, jaką sobie wyobrażałam, gdy byłam małym dzieckiem. I do tej właśnie krainy chciałam zabrać moich czytelników. Więc mój research był przede wszystkim próbą przeniesienia się do mojej wyobraźni sprzed lat. Czytałam te same historie, które znałam od lat. Przypominałam sobie kołysanki, które przed laty mama śpiewała mi po polsku, a teraz ja próbowałam śpiewać je mojej czteroletniej córce.
W „Wybranej” parafrazujesz nie tylko polskie bajki. Mamy tu chociażby wyraźne nawiązanie do „Pięknej i Bestii”. Czy jest jakaś baśń, legenda, której naprawdę szczerze nie cierpisz i nie masz zamiaru wykorzystać jej w swoich książkach?
Nie, nie ma takiej. To właśnie działa odwrotnie. Jeśli jest jakaś baśń, której bardzo nie lubię – chętnie spróbuję ją przerobić, poprawić, przepisać tak, by bardziej mi odpowiadała. I tak robię. Na przykład bardzo nie lubię baśni o księżniczkach w potrzebie - takich, które leżą i czekają, aż jakiś rycerz je uratuje. Stąd mocne kobiety w tej historii. Gdy Kasia wpada w pułapkę, ratuje ją Agnieszka, a potem Kasia staje się jedną z najsilniejszych postaci w całej historii. To ona jest twarda i nieustraszona.
Chociaż, zaraz... Jest jedna legenda, której nie użyję. Na pewno nie mam zamiaru nic zrobić z tą waszą legendą o królu zjedzonym przez szczury. To odpada.
W Polsce nie mamy z tym problemu, ale jak angielscy czytelnicy radzą sobie z imieniem twojej bohaterki, Agnieszka?
Wymawiają je niepoprawnie. Ale to w porządku, mi to nie przeszkadza. Kiedy ktoś mnie pyta, jak to się powinno wymawiać – zawsze tłumaczę. Gdy powstawał angielski audiobook, też musiałam im wytłumaczyć, dosłownie nagrać brzmienie tego imienia. Na szczęście ostatecznie nagrywał to ktoś, kto znał polski i potrafił je dobrze wymówić. Ale uważam, że nie ma się czym przejmować. Ludzie nie wiedzieli przecież też, jak poprawnie wymówić Temeraire. To nieważne. Każdy ma swoje brzmienie w głowie i już. Jeśli komuś bardzo zależy, może sprawdzić to w internecie. Przecież to dziś naprawdę proste.
Ludzie najczęściej mieli problemy ze środkową sylabą - nie. Z różnych powodów, ale to trudne w amerykańskiej wymowie. Mój wydawca proponował mi w trakcie prac nad książką, bym zmieniła to imię. Pomyślałam, że może wystarczyłoby Nieszka, ale to nie było dobre. Ona ma dla mnie na imię Agnieszka i tak powinno być.
Jak na dziś wyglądają prace nad ekranizacjami twoich powieści?
To nie jest coś, na co mam wpływ, co sama mogę planować. Wiadomo, gdy kupują opcję na zrobienie filmu, jesteś o krok bliżej, ale to wszystko, co mogę powiedzieć. To nie jest coś, na co autor powinien czekać, coś, o czym powinien myśleć. Gdzieś tam to wszystko się rozgrywa, a ja po prostu piszę dalej. Jeśli się zdarzy – super. Ja staram się, by książki były jak najlepsze, i mam nadzieję, że filmy również takie będą. Że będą potrafiły oddać ducha mej prozy.
Co sądzisz o polskich pisarzach?
Niestety nie czytam zbyt dobrze po polsku. Przestaliśmy mówić po polsku w domu, gdy miałam cztery lata, więc czytam bardzo, bardzo wolno. Ale lubię wiersze Wisławy Szymborskiej. Nie przepadam za tłumaczeniami, często ginie w nich sens czy piękno słów. Niewiele jest u nas książek, które są dwujęzyczne - polskie i angielskie obok siebie - a tylko takie dają mi dobry, pełny odbiór. Mam znaczenie i mam polskie brzmienie tego, co czytam. Mam takie wydanie Szymborskiej. U mojej mamy stoi taki „Pan Tadeusz”. Jeśli czytam tłumaczenie, czuję, jakby od tej książki oddzielała mnie jakaś szklana ściana. Zresztą to samo mam z francuskim. Czytając tłumaczenie, czuję się jak więzień tłumacza.
Bardziej lubisz książkowe serie czy pojedyncze powieści?
Powieści. To znaczy, to zależy. Jeśli seria jest zamknięta, skończona, to wtedy z radością po nią sięgam. Zresztą to jeden z powodów, dla których tak bardzo chcę skończyć serię „Temeraire”. Chcę, by była kompletna. Wierzę w zakończenia. Uważam, że dobra puenta zmienia to wszystko, co czytałeś wcześniej, dopełnia dzieło. Przewracasz ostatnią stronę i wzdychasz z zadowoleniem; czujesz, że czegoś dokonałeś, a wcześniej jesteś jakby w zawieszeniu. Dlatego nie przepadam za byciem gdzieś w środku pracy nad opowieścią.
Czemu więc zaczynasz kolejną serię?
To nie seria. „Uprooted” jest samodzielną powieścią.
Obiecujesz?
Nie obiecuję, że nigdy już nie napiszę innej powieści o Agnieszce. Może. Ale tylko, jeśli będę miała coś nowego o niej do opowiedzenia. Ta historia jest kompletna i zamknięta.
Na koniec chciałem cię spytać o seriale. Nasz portal, naEKRANIE, jest w dużej mierze im poświęcony. Jakie są twoje ulubione seriale?
To się oczywiście zmienia. Z pewnością bardzo lubię „Person of Interest”, choć mam wrażenie, że ostatnio już zaczynają przeskakiwać rekina. Gdzieś w okolicach śmierci Carter... Ale wciąż jestem pod wrażeniem pomysłu Maszyny i historii, jakie opowiadają dzięki temu pomysłowi.
Bardzo lubię też „Once Upon a Time”. Uwielbiam, jak bawią się różnymi baśniami. Ten serial był jedną z inspiracji dla „Wybranej”. Wtedy jeszcze go nie znałam, ale przyjaciele pokazali mi filmik, który był montażówką, takim hołdem dla serialu stworzonym przez fana, i bardzo mi się spodobał pomysł wymieszania bajek oraz zabawy ich motywami.
Lubię też pierwszy sezon „Sleepy Hollow”, no i „Orphan Black”. To moja czołówka na dziś. Właśnie zaczęłam oglądać „Sense8” i być może dołączy do czołówki. Zobaczymy.