DAWID MUSZYŃSKI: Co jest takiego pociągającego w powieści Philippa Meyera, że AMC postanowiło zamienić ją w serial?Carlos Bardem: Jej aktualność. Pomimo tego, że już dużo czasu upłynęło od jej premiery, to świat się nie zmienił. Wszystko jest wciąż takie samo. Ameryka zmaga się wciąż z podobnymi, jak nie identycznymi problemami. W Białym Domu zasiadł właśnie nowy prezydent, Donald Trump, którego podejście do emigrantów jest podobne do tego z czasów opisywanych przez nasz serial. I ja nie mówię tu o mentalności jednej osoby, która obecnie jest tą najpotężniejszą na świecie. Nie. Ja mówię o mentalności Amerykanów. To myślenie wciąż jest wśród nich obecne. Książkę przeczytałeś? Tak, ale dopiero gdy dostałem angaż w serialu. Wcześniej po prostu nie zwróciłem na nią uwagi. I jak? Przeczytałem chyba w dwa dni. Wciągająca i przejmująca lektura. Dodatkowo mogę powiedzieć, że nasi scenarzyści idealnie uchwycili ducha tej powieści. Jest odpowiedni klimat i język. Nie ingerowali mocno w materiał źródłowy. Ale jednak ingerowali. Zmieniony został choćby styl narracji. To było nieuniknione. Ale musimy pamiętać, że do serialu podchodzimy inaczej niż do książki. Na ekranie nie możemy za często pozostawiać niedomówień licząc na to, że widzowie się domyślą, co się wydarzyło. Stąd powstanie kilku scen tłumaczących pewne sytuacje. Niektóre wydarzenia z premedytacją zostały wycięte z możliwością wykorzystania ich w przyszłości w inny sposób. W drugim sezonie? Być może. A nie obawialiście się, że serial o zwykłych ludziach osadzony na Dzikim Zachodzie nie przyciągnie widzów przed ekrany? Zwłaszcza w czasach, kiedy w telewizji królują raczej produkcje fantasy lub ekranizacje komiksów? Nie. Myślę, że część widzów jest już tym zmęczona i szuka właśnie zwykłej ludzkiej historii. Z normalnymi problemami, a nie tylko smokami czy ludźmi biegającymi w maskach. The Son jest alternatywą, która w telewizji jest niezwykle potrzebna. Ty grasz postać Pedro Garcii, Hiszpana, który jest przeciwny rozlewowi krwi w obronie Meksykanów. Bo do nich nie należy. Jego przodkowie przybyli do Teksasu dawno, dawno temu. Wszystko, co ma, osiągnął ciężką pracą, a nie poprzez zabranie komuś siłą w ramach sztucznego wyrównania szans społecznych czy narodowościowych. Pedro patrzy na Meksykanów i rodzinę McCulloughów jak na ludzi, którzy ciągle szukają powodów do walki, a jego to nie interesuje. On chce w spokoju spędzić czas z rodziną. Oglądać, jak dorastają jego wnuki. Może sobie na to pozwolić. Do biednych ludzi nie należy. Co też reszcie Latynosów chyba się nie podoba. To prawda. Pedro nie musi skoro świt wstawać z łóżka i iść w pole, by zarobić na chleb. To niecodzienna sytuacja w Teksasie. Ale nie jakaś mocno nadzwyczajna. Tacy ludzie też istnieli. To jest właśnie siłą Syna. Pokazanie, że konfliktu nie powoduje przynależność rasowa, a czysta zazdrość i chciwość. Jedni mają pieniądze, a drudzy chcieliby je mieć. Nie mogą na nie uczciwie zapracować, bo może za długo to trwa lub nie mają pomysłu, to wezmą je siłą. Na co oczywiście druga strona nie pozwoli.
foto. archiwum prywatne
Główną rolę gra Pierce Brosnan Genialny aktor. Chyba nigdy nie pracowałem z człowiekiem, który miałby w sobie tyle klasy co Pierce. Zawsze miły. Uśmiechnięty. Prawdziwy James Bond. Ktoś się do niego zwracał per Bond tak dla śmiechu? Nie. Może dlatego, że Pierce nie przepada, gdy się go pyta o czasy, gdy grał legendarnego Agenta 007. Przeważnie rozmawialiśmy o naszym serialu i scenach, w których mieliśmy razem zagrać. Pierce zawsze ma milion pomysłów, jak uatrakcyjnić sceny, w których w sumie jest sam dialog bez większej akcji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj