Zgon to debiutancka powieść Giny Damico. Jej nieco abstrakcyjne podejście do tematu żniwiarzy, nuta czarnego humoru i spora doza młodzieńczego buntu porwały wielu czytelników na całym świecie, w tym ostatnio także w Polsce.

MICHAŁ TALAŚKA: Zgon to twój debiut. Jak długo go planowałaś? Od zawsze chciałaś zostać pisarzem czy to kwestia przypadku?

GINA DAMICO: Coś pomiędzy. Zawsze byłam kreatywna i ciągnęło mnie w stronę sztuki. Będąc dzieckiem, dużo śpiewałam, malowałam, nawet byłam aktorką. Pisać zaczęłam dopiero na studiach, gdy dołączyłam do teatru, w którym zajmowano się głównie sztukami o charakterze kryminalnym. Pisaliśmy nasze własne historie i w ten sposób jakoś nauczyłam się kreować dziwne, przerysowane postacie. Sprawiało mi to ogromną frajdę. Wtedy właśnie załapałam pisarskiego bakcyla i to dzięki niemu powstał Zgon.

Trudno było go opublikować?

- Na początku wydawało mi się to trudne, ale teraz wiem, że i tak w porównaniu z innymi pisarzami poszło mi z tym łatwo. Jeszcze przed Zgonem za to napisałam naprawdę długą i fatalną książkę, którą wszędzie odrzucano. I wtedy wpadłam na pomysł kolejnej, która zainteresowała wydawcę już po tzw. pierwszym szkicu. Miałam szczęście – znalazłam się po prostu we właściwym miejscu we właściwym czasie.

Skąd dokładnie pomysł na Zgon i świat pełen żniwiarzy? Na mroczną historię wypełnioną czarnym humorem?

- Lex i Mort, młoda dziewczyna i jej wujek-żniwiarz próbujący nauczyć jej tego fachu, po prostu przyszli mi pewnego dnia do głowy. Uwielbiam pisać coś z humorem, więc koncept czarnej komedii o zawiłościach związanych ze śmiercią i kwestią umierania bardzo mi się spodobał. Wiedziałam, że to temat, który sam w sobie nie jest śmieszny, ale ja mogę sprawić, żeby było inaczej. To wyzwanie było najlepszą częścią pisania. W końcu mówimy o śmierci! Przezabawna sprawa!

Każda nastolatka lubi się buntować, ale Lex pod tym względem szczególnie się wyróżnia. Ma to po tobie?

- Lex i ja dzielimy kilka wspólnych cech (lubimy sarkazm, używamy humoru jako mechanizmu obronnego, mamy niesforne włosy), ale ja raczej stronię od przemocy. Byłam bardzo posłuszną, słuchającą się rodziców nastolatką. Lex jest moją nieistniejącą, ekstrawertyczną częścią, która ciągle lądowałaby na dywaniku dyrektora.

Zgon dopiero niedawno trafił do Polski. W oryginale ukazały się jednak już trzy książki. Czego możemy się po nich spodziewać?

- Żniwiarze będą mieli trudny żywot. Ich społeczność będzie znacznie osłabiona, na wolności znajdzie się kilku wrogów, no i najgorsze: problemy sercowe. Zupełny bałagan. W tym wszystkim wciąż jednak nie brakuje dawnego humoru i ducha, okazji do spędzenia czasu z ulubionymi – jak i kilkoma nowymi – bohaterami. Może nawet tymi, o których do tej pory tylko słyszeliśmy…

Jesienią 2014 roku pojawi się twoja nowa powieść. Czym nas zaskoczy?

- Moja najnowsza powieść nie należy do serii Zgonu. Opowiada ona o 17-letnim chłopaku imieniem Max, który przypadkowo przywołuje z Piekieł samego Diabła. Szatan okazuje się być totalnym obibokiem, rozsiada się u niego w piwnicy i nie daje się wyrzucić. Max musi zatem wymyślić, jak się go stamtąd pozbyć. Atmosfera jest podobna jak w Zgonie – przerażające sytuacje, czarna magia, a to wszystko wymieszane z odrobiną humoru. Mniej tu jednak zjawisk paranormalnych, więcej jest świata prawdziwego - takiego, jaki znamy. Nie brakuje kilku szalonych wydarzeń, ale większy nacisk położyłam na postacie, ich relacje i argumentację, czemu, jeśli cel jest dobry, uświęca on wszelkie środki.

A wrócimy jeszcze do Lex i świata Zgonu?

- Historia Lex i spółki skończy się na tej trylogii. Kocham tych bohaterów i ten świat, ale skoro doprowadziłam pewną opowieść do końca, to tak chcę ją pozostawić. Jest szansa natomiast, że napiszę co nieco o mieszkańcach miasteczka Zgon - każdy potrzebuje nieco więcej smutnego Poego w swoim życiu, prawda?

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj