Nightingale było dla mnie jednym z najbardziej wyczekiwanych tytułów w 2024 roku. Głównie dlatego, że nie znam nawet jednej popularnej survivalowej gry, która rozgrywałaby się w steampunkowym świecie. To, co można było zobaczyć w pierwszych zapowiedziach, zachwycało na poziomie wizualnym: piękne suknie, eleganckie pistolety, baśniowe stwory i fantastyczne maszyny. Okazało się jednak, że premiera gry we wczesnym dostępie zakończyła się prawie 8 tysiącami mieszanych opinii na Steamie. I po ponad dwudziestu godzinach zabijania stworów, przechodzenia przez portale i latania na parasolce w stylu Mary Poppins jestem chyba w stanie odpowiedzieć, dlaczego tak się stało.  Słowem wstępu (ale by za wiele nie zdradzać z fabuły): w Nightingale gracz wciela się w podróżnika, który dzięki magicznym portalom jest w stanie przenosić się do różnych światów fae. Jest jednak zupełnym amatorem w tej sztuce, który dopiero uczy się, jak przetrwać w tej nowej rzeczywistości. Z pomocą tajemniczego fae Pucka powoli rozwija się i zbiera doświadczenie, by pewnego dnia dotrzeć do tytułowego Nightingale – jednego z ostatnich bastionów ludzkości. Zanim to jednak nastąpi, jak w każdej grze craftingowo-survivalowej musi zrobić prostą siekierę, ściąć kilka drzew i zbudować bazę swoją pierwszą bazę. 

Nightingale: jedna z najpiękniejszych gier wszech czasów 

Może nie każdy podzieli mój entuzjazm, ale ja zakochałam się w kreatorze postaci. Podobają mi się modele, które mają różnorodne rysy twarzy. Nie mamy do czynienia tylko z jednym typem urody – są Azjaci, czarnoskórzy, rdzenni Amerykanie. Fryzury są przepiękne i idealnie wpisują się w wiktoriański klimat. Pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że możemy sobie wybrać naszych przodków, a potem na podstawie ich genów zmieniać naszą postać. Nie dość, że dzięki temu mamy kolejne narzędzie do personalizacji wyglądu, to pomaga też to trochę bardziej wczuć się w bohatera. A to jeszcze nie koniec, ponieważ z czasem twórcy chcą dodać między innymi tatuaże. To jeden z najlepszych kreatorów postaci, jaki widziałam, a trochę ich już było. Deklasuje nawet konkurencję z gier RPG.  Nie da się ukryć, że jedną z najmocniejszych stron Nightingale jest oprawa wizualna. Ta gra jest po prostu przepiękna i klimatyczna. Wraki statków ukryte w krzakach, piękne rzeźby mijane w lesie, rozmarzony pejzaż nieba czy porzucony monocykl – to kilka przykładów, które zachwyciły mnie podczas wędrowania przez światy. Często zatrzymywałam się tylko po to, by coś dokładnie obejrzeć. Mieliśmy wiele ładnych gier w ostatnim czasie – chociażby taki Baldur's Gate 3 był na wysokim poziomie – ale w tym wypadku oprócz samego poziomu grafiki zachwyca także oryginalny i niespotykany pomysł na świat. Połączenie baśniowej fantastyki i steampunku było strzałem w dziesiątkę. 
Źródło: Inflexion Games/Steam
+8 więcej

Nightingale: nie wszystko złoto, co się świeci

Niestety mam też kilka problemów z Nightingale. Przede wszystkim po tych pięknych i klimatycznych zapowiedziach nie byłam gotowa na bieganie jakichś dwudziestu godzin w ubraniach, które mają tyle wspólnego ze steampunkiem, co niektórzy uczestnicy Kuchennych Rewolucji z dobrym jedzeniem. Choć może brzmieć to banalnie, to jest to zaledwie wstęp do większego problemu. Postęp w Nightingale jest bowiem bardzo powolny. Musi minąć naprawdę sporo czasu, zanim gracz odblokuje chociażby swoją pierwszą broń palną albo ładniejsze pantalony. Na początku nie mamy nawet ani jednego najprostszego stolika czy krzesła, by postawić je w naszym domu. A żeby zdobyć receptury, czeka nas najpierw odblokowanie odpowiednich portali, potem mozolna podróż przez nie – bo właściwie te pierwsze światy niewiele się od siebie różnią poza tym, że mogą znajdować się w jednym z trzech dostępnych biomów – a następnie zakupy u kupca, u którego po tym całym trudzie zdobędziemy co najwyżej jeden przepis. A potem zabawa zaczyna się od nowa. Mamy więc grę stylizowaną na steampunkową i wiktoriańską, w której biegamy sobie w żółtym ponczo z siekierą, zabijając wilki i niedźwiedzie. To nie do końca to, czego oczekiwałam. A także nie do końca to, co obiecywały nam zwiastuny. 

Nightingale: gra craftingowa z kiepskim craftingiem

Nie przesadzam, gdy narzekam na receptury. Po ponad dwudziestu godzinach nadal nie mogę zrobić sobie ani jednego stolika i krzesła. Odblokowałam tylko jeden – i to niekompletny – kostium. A strój, który mi się podobał (byłam pewna, że dostanę go po odblokowaniu nowej stacji do szycia), okazał się dostępny, ale dla osób, które mają za sobą odpowiednią liczbę godzin streamów na Twitchu. Dopiero niedawno zdobyłam przepis na swoją pierwszą broń palną. A na tym etapie nie mam za bardzo ochoty go wypróbować, ponieważ craftowanie jest prawdziwą bolączką. Po pierwsze, mamy za wiele stacji. Zwykle mamy do czynienia z jakimś warsztatem i piecem do przetapiania metali. Tutaj jest ich ponad dziesięć. I jeszcze trzeba zastanawiać się, gdzie je stawiać, ponieważ odległość od ognia czy zadaszanie mogą wpłynąć na ich działanie. To nadal nie koniec, ponieważ są jeszcze specjalne przedmioty do wycraftowania, które należałoby postawić obok, by odblokować jakieś konkretne receptury – na przykład waza czy zestaw do robienia herbaty. Z czasem robi się z tego zawiła sieć wzajemnych zależności. 
Fot. Steam
Wszystko wydaje mi się tu bardzo nieprzemyślane. Na przykład wspomniane stacje do craftowania należy ulepszać. Logika podpowiadałaby, że w tym celu należałoby odblokować odpowiednią recepturę, a potem za pomocą kliknięcia myszką ulepszyć urządzenie. Nic bardziej mylnego. Stację należy najpierw całkowicie zburzyć, potem zebrać po niej resztki, a następnie zbudować całkiem nową. Kolejnym przykładem może być fakt, że gdy craftujemy, nie mamy automatycznie dostępu do tego, co trzymamy w skrzynkach, więc musimy biegać po bazie jak kot z pęcherzem. Choć niestety to nic nowego (Enshrouded, czyli inny nowy survival, także nie ma takiego rozwiązania), to uważam, że w 2024 roku powinna to być norma. Nie rozumiem, czemu tylko w Grounded sprzed dwóch lat wprowadzono taką mechanikę, która zaoszczędza masę czasu i znacznie usprawnia rozgrywkę. Warto jednak dodać, że w Enshrouded mi to aż tak nie przeszkadzało, bo dość łatwo było posortować rzeczy, a później można było nawet odblokować skrzynkę, z której zawartości korzystało się automatycznie w trybie budowania. W Nightingale mamy jednak tyle składników, że staje się to prawdziwym problemem. Spójrzmy chociażby na skóry: dzielą się na te z ofiar i drapieżników, a dodatkowo jeszcze mogą być różnego poziomu. 

Nightingale: kolejne problemy 

Problemów jest znacznie więcej. Gracze skarżą się na złą optymalizację. Wiele osób narzeka także na serwery i sam fakt, że nawet w grze solo połączenie z Internetem jest obowiązkowe. Twórcy słuchają fanów. Zapowiedzieli, że prace nad usprawnieniem serwerów będą od teraz ich priorytetem. Na tę chwilę jednak gracz spędza za dużo czasu przed ekranem ładowania, który pojawia się na początku gry, a potem za każdym razem, gdy przechodzi przez portale.  Wyobraźcie sobie: czekacie, aż załaduje się gra. Potem chcecie przejść przez portal, więc czeka Was kolejna pauza. W nowym świecie zapewne nie spędzicie całego dnia, więc będziecie chcieli wrócić do bazy. Kolejny ekran wczytywania. A teraz pomyślcie sobie, że jeden przepis na stolik jest u jednego kupca, a żeby zdobyć drugi, musicie przejść do drugiego świata, praktycznie identycznego, tylko z innym biomem - tylko po to, by pobiec do sprzedawcy. I tak w kółko. Co prawda jest aż tak źle, jak w przypadku gry Starfield (choć obie są też na trochę inną skalę, a Nightingale wciąż jest w trybie wczesnego dostępu i ma czas na wprowadzenie poprawek), ale wciąż marnujemy w ten sposób naprawdę dużo czasu. A nie każdy może sobie na to pozwolić, gdy po długim dniu zostaje tylko kilka godzin na granie. 
Źródło: Inflexion Games/Steam

Nightingale: ogólna ocena 

Niestety, Nightingale mnie nie zachwyciło, choć była to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie gier. Mam wrażenie, że wszystko jest na tyle nieintuicyjne, że gracz traci za dużo czasu na Reddicie, by sprawdzić, co robi nie tak, że nie może wycraftować danej rzeczy: musi ulepszyć stację, a może postawić obok czajnik z herbatą? Moim zdaniem to, że coś jest bardziej skomplikowane, nie znaczy, że jest lepsze; to craftowanie nie sprawia frajdy i wcale nie daje graczowi więcej możliwości. Mam wrażenie, jakby ktoś uparcie chciał, by wyglądało na rozbudowane, więc dodał masę niepotrzebnych rzeczy, a w praktyce to się w ogóle nie sprawdza.  Nie zrozumcie mnie źle: nie jestem zła, że gra nie prowadzi mnie za rączkę. W takim Smalland: Survive the Wilds nawet chwaliłam to, że trzeba się trochę napocić i nakombinować. Ale jest różnica pomiędzy poznawaniem przeciwników i mechaniki gry w takim Baldur's Gate 3 czy Pathfinder: Wrath of the Righteous, by wymyślić mistrzowskie kombinacje i wykorzystywać słabości wrogów (albo walczyć za pomocą beczek!), a traceniem czasu na bieganie po bazie i czekanie bitych dwudziestu godzin na to, by odblokować swoją pierwszą broń palną. Ten postęp powinien być o wiele szybszy, a crafting uproszczony.  To nie tak, że Nightingale w ogóle nie ma dobrych stron. Należy pamiętać, że gra wciąż jest w trybie wczesnego dostępu, a do oficjalnej premiery może się jeszcze wiele zmienić. Widzę tu serce i oryginalny pomysł. Nie zapomnę na przykład, gdy Puck pojawił się tylko po to, by wyrazić zdegustowanie tym, jak odżywia się moja postać. Jest ciekawy i barwny. Poza tym w trybie solowym uwielbiam to, że mogę rekrutować NPC-ów, którzy będą za mnie rąbać drewno, a nawet pomagać przy budowaniu, co naprawdę wiele ułatwia. Można stworzyć piękną bazę, a stawianie ścian i fundamentów nie sprawiło mi najmniejszego problemu, choć w Enshrouded bywało upierdliwe. No i czasem miałam ochotę zalogować się tylko po to, by podziwiać ten piękny baśniowy świat. Walka też sprawiała mi frajdę. A to tylko kilka plusów. Na razie jednak minusy niestety przeważają i rozgrywka stała się bardziej frustrująca niż przyjemna, więc po prostu zaczekam, w jaką stronę tytuł rozwinie się w ciągu najbliższych miesięcy. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj