Jeszcze do niedawna dostęp do treści 4K był mocno utrudniony, a dziś telewizory pracujące w tej rozdzielczości wyparły z półek sklepowych wyświetlacze Full HD. NVIDIA twierdzi, że wkrótce podobna rewolucja rozegra się na rynku gier komputerowych.
Znacznie ciekawiej zaczyna się robić na nieco wyższej półce cenowej, kiedy do wydania mamy ok. 2 000 zł. Taki np. LG 27UK600-W oddaje w nasze ręce matrycę IPS o świetnej głębi kolorów, bardzo dobrych kątach widzenia oraz input lagu rzędu 5 ms. Z kolei osoby, którzy wykorzystują komputer do pracy, grania i oglądania w zbliżonej cenie kupią 31,5-calowego Samsunga LU32H850UMUXEN wyposażonego w technologię kropek kwantowych znaną z topowych telewizorów QLED.
Warto zauważyć, że oba wymienione wyżej modele korzystają z Adaptive Sync Variable Refresh Rate, standardu synchronizacji pracy wyświetlacza i karty graficznej od firmy VESA. Do niedawna użytkownicy kart z linii GeForce mogli korzystać wyłącznie z technologii G-Sync. Jej największą zaletą jest fakt, że każdy monitor obsługujący G-Sync musi przejść certyfikację. Jest to gwarancją prawidłowego działania procesu synchronizacji, NVIDIA ręczy za to, że taki monitor bezproblemowo synchronizuje odświeżanie z kartami GeForce.
I choć do działania G-Sync nie można mieć zastrzeżeń, technologia ta dostępna jest w nielicznych, wybranych modelach monitorów. Adaptive Sync jako standard darmowy i otwarty, trafił do znacznie szerszej grupy urządzeń. A wraz z premierą karty RTX 2060 firma NVIDIA udostępniła sterowniki, które pozwolą skorzystać z tej technologii na komputerach z kartami graficznymi GeForce. Obecnie na rynku dostępnych jest kilkanaście modeli monitorów „G-SYNC Compatible”, które automatycznie włączą obsługę Adaptive Sync. Na pozostałych funkcję tę można aktywować ręcznie.
O tym, że światy telewizorów i monitorów 4K powoli zaczynają się przenikać, najlepiej świadczy Philips Momentum 436M6VBPAB. Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że mamy tu do czynienia z niewielkim telewizorem. Producent wyposażył ten 43-calowy odbiornik w powłokę z kropek kwantowych, technologię HDR 1000 poprawiającą kontrast obrazu oraz podświetlenie Ambiglow, rozświetlające ścianę za wyświetlaczem kolorami korespondującymi z tymi, które widzimy na ekranie. I być może dalibyśmy się oszukać, że jest to mały telewizor, a nie wielki monitor, gdyby nie jeden mały szczegół – input lag na poziomie 4 ms.
A to dopiero początek rewolucji. NVIDIA zapowiedziała, że wkrótce na rynku będą królować monitory 4K odświeżane z częstotliwością 144 Hz i wykorzystujące technologię G-SYNC takie jak Asus ROG Swift PG27UQ czy Acer Predator X27. Dzięki nim gry będą wyglądały fenomenalnie: zachwycą wysoką rozdzielczością, feerią barw oraz płynnością pracy. Są to jednak urządzenia przeznaczone dla największych entuzjastów cyfrowej rozgrywki, gdyż trzeba zapłacić za nie ok. 10 tysięcy złotych.
Prawdziwe zamieszanie na rynku może jednak wywołać premiera wyświetlaczy BFGD (Big Format Gaming Displays). Sprzęt ten całkowicie zatrze granicę między monitorami i telewizorami. Wyświetlacze BFGD zostaną wyposażone w 65-calowe matryce QLED 4K odświeżane z częstotliwością 120 Hz oraz charakteryzujące się opóźnieniem rzędu 1-5 ms. A przy okazji będą miały preinstalowaną przystawkę NVIDIA Shield, która pozwala strumieniować gry za pośrednictwem chmury oraz odpalać tytuły z biblioteki Android TV.
BFGD będą miały wszystkie zalety wielki telewizorów z górnej półki oraz monitorów gamingowych. A przy okazji dadzą dostęp do jednego z najlepszych pudełek strumieniujących na rynku. Wszystko to w jednym urządzeniu. Brzmi zbyt dobrze, aby było prawdziwe? NVIDIA jest zdeterminowana, aby wypuścić BFGD do sprzedaży już w pierwszym kwartale 2019 roku. Pod koniec lutego do sklepów ma trafić pierwszy monitor z tej linii, HP Omen X Emperium 65 (widoczny na zdjęciu głównym). Za to cacko trzeba będzie zapłacić okrągłą sumkę – 5 tysięcy dolarów. Sporo, ale znając dynamikę tego rynku, za kilka lat koszt zakupu wyświetlaczy BFGD drastycznie spadnie.
Przyszłość gier to rozdzielczość 4K
Na rynku w końcu pojawiły się karty graficzne i monitory, które pozwolą pecetowcom zagrywać się w 4K na najwyższych ustawieniach graficznych. To dopiero pierwszy krok na drodze do upowszechnienia tej rozdzielczości, gdyż za zestaw, który pozwoli odpalać gry w 4K przy 60 klatkach trzeba zapłacić małą fortunę. Ale za kilka lat ceny spadną i pojawią się nowe generacje kart graficznych, które będą bardziej dostępne dla przeciętnego gracza.
A jeśli plotki sprawdzą się i wkrótce Microsoft zaprezentuje dwa nowe Xboksy – klasycznego i odpalającego gry w chmurze – może okazać się, że następna generacja konsol telewizyjnych będzie ostatnią. Po PlayStation 5 i Xboksie Two (czy jakkolwiek go nazwą) tradycyjne konsole mogą zamienić się w pudełka strumieniujące, które uruchomią gry w farmach komputerowych Sony i Microsoftu pracujących na najwydajniejszych kartach graficznych na rynku.
To oczywiście tylko jeden ze scenariuszy, jaki może obrać branża. Jest jeszcze zbyt wcześnie, aby granie konsolowe całkowicie przenosić do chmury. Wymagałoby to upowszechnienia szybkiego internetu na całym świecie i uzależniłoby ewolucję kolejnych generacji od rozwoju łącz szerokopasmowych, co mogłoby znacząco odbić się na sprzedaży nowych konsol.
Z drugiej strony technologia streamingu gier komputerowych poszła tak bardzo do przodu, że za 5 lat przesyłanie materiałów w 4K może nie stanowić żadnego problemu. Dziś to rozwiązanie testują takie firmy jak Google, Microsoft i NVIDIA, największe tuzy branży gamingowej. Można zatem przypuszczać, że to w tej technologii widzą przyszłość rynku gier. Czy słusznie stawiają na to rozwiązanie?
O tym przekonamy się za kilka lat, kiedy kolejna generacja konsol znów okaże się zbyt słaba, aby dorównać pod względem grafiki pecetom wyposażonym w porządne karty graficzne.
Materiał partnerski