Jakiego artefaktu tym razem szukałby Jones? Co mogłoby być MacGuffinem po starotestamentowej Arce Przymierza, hinduskich kamieniach Sankary, chrześcijańskim Świętym Graalu oraz new-age'owej kryształowej czaszce? Dotychczas twórcy starali się za każdym razem eksplorować inny nurt religijno-mitologiczny, może więc w kolejnej części Indy uda się na poszukiwania mitycznej Atlantydy, o której wspominał Platon (wprawdzie o odkryciu zaginionego kontynentu opowiadała rewelacyjna gra przygodowa Indiana Jones and the Fate of Atlantis, ale Disney już raz pokazał, co sądzi o rozszerzonych uniwersach). Może scenarzyści sięgną po wierzenia Dalekiego Wschodu lub też wykorzystają jakieś legendy skandynawskie? Możliwości z pewnością nie zabraknie, choć oczywiście żaden z potencjalnych artefaktów raczej nie dorówna pod względem siły przebicia Świętemu Graalowi (przynajmniej w naszym kręgu kulturowym).
Indy potrzebuje również przeciwników - złych do szpiku kości zbirów, stojących bohaterowi na drodze i uprzykrzających mu życie na każdym kroku. Dotychczasowe części, a także książki, komiksy i gry komputerowe pokazały, iż najlepiej w roli antagonistów wypadają naziści, ale tych raczej nie uświadczymy (chyba że w retrospekcjach lub w postaci dochowujących hitlerowskiej tradycji szaleńców). Na szczęście dzielnie mogą zastąpić ich żołnierze Armii Czerwonej, co przetestowaliśmy już w przypadku Królestwa kryształowej czaszki (a także w grze komputerowej Indiana Jones and the Infernal Machine oraz w komiksie Indiana Jones and the Iron Phoenix). Przydałby się także ktoś w rodzaju René Belloqa z Poszukiwaczy zaginionej Arki lub Waltera Donovana z Ostatniej krucjaty.
No url
Jonesa zawsze otaczali przyjaciele, pomagali mu i wspólnie z nim przeżywali przygody, miejmy więc nadzieję, że chociaż niektórzy powrócą. O Marion i Mutcie pisałem wyżej. Z pewnością nie ujrzymy na ekranie Marcusa Brody’ego, ponieważ aktor odtwarzający tę postać zmarł w 1991 roku (chyba że ktoś inny zagra Brody’ego), poza tym sympatyczny dziekan został uśmiercony w Królestwie kryształowej czaszki. Zamiast niego mieliśmy Charlesa Stanfortha – przyjaciela, a zarazem szefa Indiany – i nie widzę przeszkód, by ten bohater nie mógł powrócić. Również ulubieniec publiczności, Henry Jones Senior, pożegnał się z tym łez padołem, ale mieszkający w Kairze Sallah cieszył się doskonałym zdrowiem, gdy widzieliśmy go po raz ostatni. Wcielający się w pogodnego Egipcjanina John Rhys-Davies w wywiadach nieraz podkreślał, iż chętnie powróci do roli (choć odrzucił cameo w czwartej części), a biorąc po uwagę, że Sallah pojawia się w nieparzystych odsłonach serii… Kto wie, może stary przyjaciel znów wspomoże archeologa? Z chęcią zobaczyłbym również Willie Scott ze Świątyni zagłady, a szczególnie jej interakcję z Marion, wydaje mi się jednak, że nie należy liczyć na pojawienie się tej bohaterki. Co innego Short Round. Rezolutny Chińczyk, tym razem już jako dorosły mężczyzna, zwalczałby z Jonesem tabuny wrogów. Z mniej znanych mamy jeszcze Jocka (pilota z prologu Poszukiwaczy zaginionej Arki). Tak naprawdę to wszystkie wspomniane wyżej postacie powinny pojawić się w ostatniej scenie Kryształowej czaszki. No i nie zapominajmy o Haroldzie Oxleyu, tradycja serii wskazuje jednak, iż zapewne zostaną nam przedstawieni nowi bohaterowie.
Jak łatwo się z powyższego wywodu domyślić, jestem pełen optymizmu odnośnie piątej części przygód dzielnego archeologa. Wprawdzie argumentu o wieku Forda nie sposób lekceważyć, ale wierzę, że scenarzyści wyjdą z tej sytuacji obronną ręką. Uspokaja bardzo wiadomość o zaangażowaniu Spielberga. Reżyser ten rozumie Kino Nowej Przygody jak mało kto (nic dziwnego, w końcu jest jednym ze współtwórców tego nurtu), co ostatnio pokazał w rewelacyjnych Przygodach Tintina. Nie wyobrażam sobie również nikogo innego na stołku kompozytora, jak tylko Johna Williamsa. Janusz Kamiński prawie na pewno zajmie się zdjęciami, a Kathleen Kennedy i Frank Marshall produkcją. Nie wiadomo, czy George Lucas dołoży w jakiś sposób swoją cegiełkę, można jednak założyć, że pewnie nie zrezygnuje z emerytury, skoro nie zrobił tego nawet w przypadku Gwiezdnych wojen. Osobiście sądzę, że pojawi się przynajmniej na planie. Wspaniale byłoby również zobaczyć kolejne dzieło Drew Struzana, który namalował plakaty do wszystkich poprzednich odsłon serii.
Jakoś tak się utarło, że pierwszą i trzecią część cyklu uważa się za najlepsze, natomiast drugą i czwartą za znacznie gorsze. Idąc tym tropem, piąta odsłona powinna zostać uznana za godną następczynię Poszukiwaczy zaginionej Arki i Ostatniej krucjaty. Poza tym dla wielu Królestwo kryształowej czaszki stanowiło spore rozczarowanie, więc twórcy mają unikalną okazję zrehabilitować się w oczach fanów.
Tylko jedno w całej tej historii budzi mój żal. Skoro nagle wszyscy są tak chętni, by kręcić dalsze przygody Indiany, to dlaczego nie wzięli się za to wcześniej? Wszak gdyby ruszyć z produkcją kolejnych części wkrótce po zakończeniu zdjęć do Ostatniej krucjaty, moglibyśmy już dziś cieszyć się kilkoma przygodami więcej. Niestety „piekielne trio” – Spielberg, Lucas i Ford – nie chciało wtedy wracać do postaci sympatycznego archeologa, a przez całe lata dziewięćdziesiąte jedynie tu i ówdzie pojawiały się plotki odnośnie kontynuacji. Powstało też kilkanaście powieści, komiksów i gier komputerowych. Przed nami najprawdopodobniej tłuste lata dla miłośników Indiany i - prawdę mówiąc - nie wiem, czy to dobrze. Niech nakręcą tę ostatnią przygodę, a Harrison Ford niech godnie pożegna się ze swoją ikoniczną postacią. Marzy mi się zakończenie na wzór finałowej sceny Ostatniej krucjaty – bohaterowie odjeżdżają w stronę zachodzącego słońca, a w tle przygrywają wspaniałe takty skomponowane przez Johna Williamsa.
Przede wszystkim mam jednak nadzieję, że powstający właśnie film poruszy tkwiącego gdzieś w głębi mnie małego chłopca, cieszącego się na każdy kolejny seans jak na wizytę najlepszego przyjaciela. Że Spielberg i Ford raz jeszcze wskrzeszą magię. Że będę mógł bez wahania postawić „piątkę” obok tetralogii. Że Indiana Jones znów pozwoli mi marzyć o lepszym świecie. Świecie, w którym dobro zwycięża i próżno szukać odcieni szarości. W którym nawet z najbardziej beznadziejnej sytuacji istnieje wyjście. Ten mały chłopiec stęsknił się za Indym - wszak od jego poprzedniej wizyty na dużym ekranie minęło już prawie osiem lat. Co z tego, że Jones ma sporo wiosen na karku? Ważne że wciąż posiada ten awanturniczy błysk w oku. Poza tym, jak sam kiedyś stwierdził – „To nie lata, to przebyte mile”.
Jestem pierwszy w kolejce po bilet.