Szkoda tylko, że nie przestaje. No bo jak tu przestać, jak koleżanka machnęła ręką fafnaście sezonów temu, a ja nadal stoję na straży, w tej samotnej walce? Co prawda serial nie jest tak dobry jak kiedyś, ale trzy serie temu było gorzej, a nie przestałam, to teraz mam przestać? Przytrzymajcie moje piwo, a raczej pilota… Zwłaszcza że w sumie lubię tych bohaterów, kibicuje im, więc jestem ciekawa, co się dalej wydarzy. A to, że fabuła głupia? No, głupia. Ale czy głupsza niż inne? Właśnie. Są gorsze seriale. A ten wiem, że przetrwa. A co, mam zacząć jakiś nowy, co mi zaraz skasują? Niedoczekanie! Wiadomo, na jeden rok to maksymalnie pięć takich. Więcej, to serca szkoda. Lepiej zostać przy tych, które się zna i udawać, że pewnych kontynuacji po prostu nie było. Na przykład:  wiadomo, że taka Plotkara to się na drugim sezonie skończyła, niestety, kiepska oglądalność spowodowała, że nie nakręcili czterech pozostałych, a pewnie by dobre były. Przecież nie poszliby w jakiś znikających-po-czasie braci przyrodnich czy zmartwychwstałych ojców, a ja wcale nie traciłabym na to wieczorów. Co to, to nie. A taka Czysta krew? Świetny serial, tyle gwiazd, w końcu miał się pojawić wątek z wróżkami, a skasowali. Co z tym HBO jest nie tak, to ja nie wiem. Przecież na pewno nie przysypiałabym na ostatnim sezonie, w końcu te pierwsze były takie ciekawe! A przynajmniej pozwólcie mi marzyć, że tak właśnie było, bo rzeczywistość  bolała i to mocno. Czasem byłam wręcz zażenowana tym, co oglądam, jednak emocjonalna więź z bohaterami była zbyt silna, by przestać i odpuścić. I chyba to tak naprawdę jest jedyny powód, dla którego nie przestajemy oglądać, mimo że od kilku sezonów jest strasznie. Póki nam zależy, póty bytujemy. Łatwiej jest się pożegnać, gdy już nie obchodzi nas, co się stanie dalej. Ja tak zakończyłam przygodę z wieloma serialami, mimo że one trwały lub trwają dalej. Emocje opadły, ja obiecywałam, że przecież nadrobię, ale minął jeden odcinek, drugi, cały sezon, później dwa, a ja przestałam już nawet wmawiać sobie samej, że obejrzę. Tak zakończyłam (między innymi) Flasha, Agentów T.A.R.C.Z.Y.  czy Słodkie kłamstewka. Czy były to seriale tak samo tragiczne? Na pewno nie. Czy są to seriale, które potem miały świetne sezony? Na pewno tak. Jednak moje emocje co do nich opadły, zainteresowanie – nikło.
Mina autorki tego tekstu, gdy zrozumiała, ile sezonów Chirurgów jeszcze przed nią. / fot. Kelsey McNeal/ABC
Nie to co, z bólem przyznaję, taka Plotkara czy Chirurdzy. Jednak jako nastolatka, kochałam Blair Waldorf. I chciałam się upewnić, że ta bohaterka skończy dobrze. Co prawda, przez to ja musiałam przechodzić bardzo głupie zwroty fabularne, w tym najgorszy wątek na świecie (Danny, oh, Danny!), ale mogłam spać spokojnie – serial skończył się w 2012 i byłam zadowolona. Czasem wciąż za nim wzdycham, ale bądźmy szczerzy – bardziej z powodu pamiętania dwóch pierwszych sezonów, niż pozostałych czterech. Jednak co do Chirurgów – oh, to analiza na zupełnie inny tekst. Gdy zaczęłam oglądać, byłam jeszcze dzieckiem i pamiętam, jak uwielbiałam Meredith. Potem Izzie. Potem Christinę. Moje sympatie i antypatie zmieniały się jak w kalejdoskopie, ale nadal trzymała mnie minimum ta jedna postać, od której nie chciałam odejść. I bądźmy szczerzy – Chirurdzy w 2005 roku to był serial fenomen, pokazujący związki międzyrasowe, z główną bohaterką-kobietą, która nie jest wcale taka święta. Przecież ledwo wtedy skończył się Seks w wielkim mieście, Gotowe na wszystko trwały mniej niż rok. I tam chociaż było kilka głównych bohaterek. Tu Meredith była sama, otoczona wieloma ważnymi postaciami nawet nazwijmy ich – pierwszoplanowymi, jednak serial zaczynał się i kończył na niej. I w 2020 to serial-wciąż fenomen, choć już weteran, który lata świetności ma już dawno za sobą, bo teraz stał się prawdziwą telenowelą. Wszyscy ze wszystkimi, porwania, terroryści, rozbicie samolotu – czego ci bohaterowie nie przeżyli? A ja jednak to przeżyłam razem z nimi. Przeżyłam te odcinki, które mnie totalnie nudziły (szczerze mówiąc, jakoś od piątej do ósmej serii niewiele pamiętam, bo taka to była dla mnie nuda), więc dziwnie teraz zrezygnować, gdy te sezony nie są złe. Nie są również najlepsze. Ale skoro przetrwałam „złe” to „nie-złe” tym bardziej obejrzę. Zwłaszcza że na niektórych naprawdę dobrze się bawię. Oczywiście, nie jest to to samo co piętnaście lat temu, ale nie udawajmy, że pamiętam jak dobrze się bawiłam piętnaście lat temu (co może tłumaczy, dlaczego nie powtarzam sobie wcześniejszych sezonów). Niedawno na naEKRANIE.pl jeden z moich kolegów redaktorów napisał, że niektórzy aktorzy podpisali już umowy na następne sezony. Westchnęłam tylko cicho, bo doskonale wiem, co mnie czeka. I z jednej strony – to chyba nigdy się nie kończy. Z drugiej strony, co się stanie jak się skończy? Pewnie w moim życiu zmieniłoby to niewiele, oprócz tego, że jedną godzinę w tygodniu od jesieni do wiosny poświęcałam Chirurgom… I  niby to niewiele, a jednak tak dużo. Zwłaszcza że minęło już piętnaście lat. Zresztą, nawet jak jest to mniej – trzy, cztery, sześć lat – to już też dużo. Wtedy nie zrezygnowałam, to teraz zrezygnuję? Także Jo, Amelia i pozostali – dla was zostaję. Co prawda od czasu do czasu czeka mnie oczu kąpiel i słuchanie Chylińskiej za czasów zespołu O.N.A., jednak zostaję. Póki mnie nie wkurzycie na tyle, że zostawię was na zawsze. I może zróbcie to jak najszybciej. Albo wcale tego nie róbcie. Sama nie wiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj