Po trzech mocnych odcinakach na początku sezonu poziom Homeland niemal z każdym tygodniem spadał. W pewnym momencie fabuła niebezpiecznie zaczęła przybliżać się do dość wyświechtanego już motywu podziałów wewnątrz CIA oraz, bo nie można wymazać tego natrętnego widoku z pamięci, historii miłosnej niedoszłego terrorysty i niestabilnej emocjonalnie agentki. Wszystko zaczęło odrywać się od klimatu pierwszych odcinków, a dzieła dopełniały wypowiedzi twórców dotyczące powodów usunięcia dwóch schwartzcharakterów z fabuły (aby zrobić miejsce na romans głównych bohaterów). Nie wyglądało to dobrze.
[image-browser playlist="596442" suggest=""]
©2012 Showtime
Potęgą i fundamentem sukcesu pierwowzoru Homeland, izraelskiego „Hatufim”, było odważne poruszenie tematu, o którym się nie mówiło. Rozliczono się z tematem losów byłych jeńców wojennych. Udało się opowiedzieć o ich losach już po „happy endzie”, czyli powrocie do domu rodzinnego i okazało się, że historie te nie zawsze są „długie i szczęśliwe”. „Hatufim” to typowy dramat, skupiony na bohaterach i ich traumie, analizujący każde włókienko ich duszy. Alex Gansa i Howard Gordon stanęli przed nie lada zadaniem przełożenia tej historii na język zrozumiały dla Amerykanów, nie rezygnując z ambitnych idei.
Pojawiła się więc akcja, ale bez efekciarstwa. Pojawiły się elementy dramatu, ale bez egzaltacji. Wzięto pod lupę terroryzm i wszystkie obawy z nim związane, stereotypy oraz wątpliwości, które pojawiły się w społeczeństwie amerykańskim po zamachu z 11 września 2001 roku. Dopiero wtedy większość Amerykanów na poważnie zaczęła bać się bomb – niestety, konkretnie bomb produkcji „arabskiej” . Do tej pory wojna była problemem odległym, z drugiego końca świata, gdzie dzielni żołnierze walczą ze złymi terrorystami w obronie ojczyzny.
[image-browser playlist="596443" suggest=""]
©2012 Showtime
Nicholas Brody (Damian Lewis) wpisuje się w ten wzór cnót amerykańskiego żołnierza. Tym, co utrzymało go przy zdrowych zmysłach przez osiem lat niewoli u członków Al-Kaidy była miłość do kraju i modlitwy Marines powtarzane w najcięższych momentach. Sprawia wrażenie wzorowego żołnierza, w sam raz na plakaty kampanii rekrutacyjnych. Tymczasem agentka CIA Carrie Mathison (Claire Danes) swoimi podejrzeniami o przejście Brody’ego na ciemną stronę mocy poddaje w wątpliwość jego praworządność. W CIA nikt jej nie wierzy, tym bardziej, że większość wie o problemach Carrie z utrzymaniem równowagi psychicznej. Poza tym żołnierz – legenda zwyczajnie nie może być terrorystą. Z definicji.
Nick Brody świetnie się na taką legendę nadawał i najtrudniejszym zabiegiem było lekkie obicie tej idealnej statuy amerykańskiego żołnierza budowanej na srebrnym ekranie od wielu lat. Brody jest człowiekiem czynu, zawsze podejmował jakieś działanie, ale nie zawsze podejmował dobrą decyzję – udało się go w jakiś sposób złamać, namieszać mu w głowie, mimo żołnierskiego przeszkolenia. Twórcy serialu przyznali, że w pewnym momencie pojawiła się sadystyczna pokusa, aby uśmiercić go w połowie drugiego sezonu. Zamiast tego wykorzystano tę postać do eksperymentu na widzu. Eksperymentu, który się powiódł.
[image-browser playlist="596444" suggest=""]
©2012 Showtime
Brawurowe sceny w Bejrucie z początku sezonu, akcja jednostek specjalnych u „krawca” i mocny, choć drugoplanowy wątek ucieczki z miejsca wypadku, spowodowanego przez córkę Brody’ego, Danę. Później lekki spadek napięcia, mniej strzałów i większe skupienie na problemach z „własnego podwórka” – podziałach i rywalizacji w szeregach CIA. Na koniec wielki sukces jednostek specjalnych – udaje się usunąć dwójkę czarnych charakterów: główne nemezis i obiekt osobistej vendetty Brody’ego. Kochankowie w końcu mogą być razem i przez pół ostatniego odcinka słodko wiją sobie wspólne gniazdko gdzieś w kniejach. I podczas kiedy pół Internetu zajmuje się roztrząsaniem mdłego wątku romansu, decyzji scenarzystów i ogólnie rzecz ujmując, sprawami istotnymi inaczej, następuje soczysta detonacja.
Drugi sezon Homeland wyszedł z twarzą wyrazistą, przekonywującą i to niejedną, bo do odgrywających główne postacie Damian Lewis i Claire Danes spokojnie można dorzucić Mandy’ego Patinkina (w roli Saula Berensona) czy Morgan Saylor (sfrustrowana Dana Brody). Wyszedł też nie tylko zamach na nieskazitelnych, amerykańskich bohaterów, ale i na widza. Zamach, który pozostawił po sobie jakąś nieznośną myśl o tym, że w Homeland jak w życiu, a koniec świata może przyjść podczas zażartego sporu z ekspedientką o grubość pianki na twoim latte. No, byłoby trochę głupio.