Jeden z najbardziej popularnych seriali ostatnich lat dobiega końca. Nasza redakcja udała się za plan zdjęciowy do Konstancina, gdzie niczym Cichociemni zbieraliśmy szczegóły dotyczące piątej serii produkcji Telewizji Polskiej. Jako pierwszy na naszym celowniku znalazł się Jakub Wesołowski, odtwórca roli Marka Bromskiego w Komisarzu Aleksie i Michała Konarskiego w Czasie honoru.
Łatwiej grać ze zwierzętami czy ludźmi?
- Pozornie łatwiej z ludźmi. Ludzie przede wszystkim cię rozumieją (śmiech). Na tym polega też wyjątkowość tego zawodu, że wymaga on słuchania siebie, czerpie się z tej drugiej osoby. Ze zwierzętami z kolei jest inaczej. One mają w sobie od groma prawdy i tę prawdę zawsze jakoś stara się ujarzmić. Ale chyba nie mogę powiedzieć, że coś jest łatwiejsze. Wszystkiemu poświęca się w całości i jeżeli udaje ci się to zrobić w pełni, tak jak wydaje mi się, staram się to robić ja, wtedy zawsze jest się zadowolonym.
Michał ze wszystkich postaci Czas honoru wydaje się być chyba teraz najbardziej zagubiony. Jak potoczą się jego w piątej serii?
- To nie jest bezpośrednia kontynuacja tego, co widzieliśmy wcześniej. Akcja piątego sezonu zaczyna się dużo później. O tym, co zdarzyło się w międzyczasie specjalnie za dużo nie mówimy. Uciekamy od tego, bo niestety nie było nam dane zrobić powstania warszawskiego. Trochę czasu minęło, ale pokazujemy, że oni żyją nadal. Zależało nam natomiast bardziej na pokazaniu nie prywatnych losów Michała, ale dramatu tych ludzi. Czterdziesty piąty rok, koniec wojny, ten oczekiwany moment, kiedy wszystko miało być pięknie - i tak naprawdę nic z tego nie wyszło. Okazuje się, że w kraju nadal nie ma dla naszych bohaterów miejsca, nadal są prześladowani, nadal muszą uciekać, nadal przychodzi im o coś walczyć. I ta wydawałoby się należna beztroska omija ich szerokim łukiem.
[image-browser playlist="599925" suggest=""]©2012 Hatak.pl / fot. Adam Siennica
Może chociaż jakaś miłość na horyzoncie dla Michała?
- Nie chcę tutaj za wiele zdradzać, ale chyba w ogóle w tej transzy jest najmniej miłości. Serial od swojego początku znacznie się też zmienił. Początkowo było naprawdę wiele tego melodramatu - w pierwszym sezonie to był też rok, kiedy bohaterowie wrócili do kraju po paru latach. Potem nastały czasy nie do końca romantyczne - choć z drugiej strony, patrząc na to dzisiaj, to pewnie były (śmiech) - więc skupiliśmy się na pokazaniu ich działalności konspiracyjnej, wojskowej. Chyba dobrze, jest wtedy tak bardziej serio.
To chyba musi się trochę nudzić, tak po pięciu sezonach…
- Jeśli ma się poczucie, że robi się coś wyjątkowego, to nie ma nudy. Na planie mam zresztą wrażenie, że każdy ma podobne odczucia. Każdy przychodzi na plan i robi naprawdę coś niesamowitego. Ta transza, prawdopodobnie ostatnia, choć nie tylko dlatego, jest wyjątkowa. Naturalnie również z korzyścią dla widza, który będzie mógł zobaczyć niesamowite losy tych ludzi. Na całość składa się wiele rzeczy - ta wyjątkowość to i element aktorów, jak i ekipy, która to realizuje. Scenografowie, scenarzyści, kostiumy, charakteryzatorzy - ci ludzie włożyli w tę produkcję tyle serca. Są cichymi bohaterami tego serialu i chwała im za to.
[image-browser playlist="599926" suggest=""]©2012 Hatak.pl / fot. Adam Siennica
Aktorów z serialu Przyjaciele po kilku sezonach produkcji najczęściej pytano, czy w rzeczywistości są też przyjaciółmi. Nie chcę zabrzmieć infantylnie, ale czy i wy jesteście…?
- O Janku Wieczorkowskim od paru lat mówię, że to jest mój brat, więc rzeczywiście wchodzi to w krew. Może robimy ten serial przez tylko trzy miesiące w roku, ale i tak razem przeżywamy swoje sukcesy, rozmawiamy o rzeczach, które są dość prywatne. Pewien rodzaj bliskości na pewno towarzyszy temu wszystkiemu. Zresztą, nie da się odegrać pewnych scen, jeśli się tego nie czuje. Spędziłem z tymi wszystkimi ludźmi sporo czasu przez ostatnie pięć lat, a na przykład kręcenie ostatnich scen było naprawdę trudne. To było niesamowite przeżycie. Jestem dumny w ogóle, że mogłem wziąć w tym udział. Są takie projekty, pod którymi się tylko podpisujesz i są takie, którymi się chwalisz. I to jest taki projekt.
Czego spodziewać się po tych ostatnich scenach? Rozweselą nas czy raczej zasmucą?
- Zakończenie będzie takie jak 1945 rok - nie dostarczy nam oczywistych odpowiedzi. Cała ta ostatnia transza taka jest, że w wielu miejscach stawiamy wielokropek. Nie dało się pokazać wszystkiego. Nie chcemy wchodzić w politykę, nie chcemy tego oceniać, a z drugiej strony to było tak niewiarygodne, że po tym wszystkim, co się wydarzyło, oni prowadzili jeszcze dalsze życie. Trzeba pamiętać, że pomimo tego, że my kończymy serial, oni w zdecydowanej większości będą żyli dalej. Nie było po prostu czasu i miejsca na opisanie wszystkich losów, choć wierzę, że gdzieś jest taki moment, który jest parafrazą tamtych czasów. Każdy z bohaterów dokonuje wyborów, a te wybory niosą spore konsekwencje. Tak będzie też w przypadku końca Czasu honoru.