Już dziś w kinach w całej Polsce odbędzie się premiera długo oczekiwanego filmu "Mad Max: Na drodze gniewu". Premiera najnowszego obrazu George'a Millera elektryzuje wszystkich. Szczególnie po pierwszych, niemal w 100 procentach entuzjastycznych recenzjach. Przywracając do życia klimat szalonego kina eksploatacji, Miller zachęca, aby przyjrzeć się australijskim produkcjom sprzed kilku dekad, które dopiero zaczynały pokazywać pazury.
Lata 70. Czas wielkich zmian: społecznych, politycznych, kulturowych. Na nowe ścieżki wkracza również kino. To głównego nurtu staje się coraz bardziej zaangażowane, to undergroundowe coraz bardziej bezczelne i swawolne. Popularność zyskuje kino eksploatacji, które szczyci się wręcz tym, że za nic ma nasze przyzwyczajenia, poczucie moralności, czy wstydu. Masowo produkuje się filmy wulgarne, brutalne czy w „najlepszym” wypadku, jedynie bezwstydne. Co najdziwniejsze, taki świat się sprzedaje. Kino eksploatacji, jako „narodowy” produkt Made in USA, szybko zostaje podłapane przez Australijskich twórców, którzy wykorzystując takową estetykę, zaczynają pomału zmieniać swoją kinematografię, wykształcając własny nurt o pokrewnej nazwie: ozploitation.
Pod jego sztandarem, filmy zaczęły pojawiać się już w 1970 roku i w niezmienionym kształcie powstawały przez całą dekadę. U jej schyłku, w 1979 roku premierę zaliczył film, będący jednym z najbardziej flagowych dzieł nurtu. Pierwszy "
Mad Max" George'a Millera, bo o nim tu mowa, zapoczątkował szaloną trylogię, która miała w mniej lub bardziej ciekawy sposób ekscytować fanów przez kolejne lata. Historia młodego policjanta, który mści się za doznane krzywdy, osadzona w klimacie australijskich bezdroży i ich nieokrzesanych mieszkańców, fascynuje nawet po latach pełnym dzikości klimatem postapo.
Za niepisany początek kina ozploitation uznaje się moment w gruncie rzeczy przełomowy: przyjęcie przez australijski przemysł filmowy w 1971 roku kategorii wiekowej „R”, która otwierała przed młodymi twórcami nieskończone możliwości. Zachłysnąwszy się nowym oddechem wolności, młodzi filmowcy ruszyli z kopyta, produkując filmy pełne seksu, brutalności i niczym nie skrępowanego szaleństwa. Zaczerpnięcie ideałów kina eksploatacji okazało się dla australijskiej kinematografii, która dotąd zupełnie nie liczyła się w świecie, prawdziwym zbawieniem. To właśnie te brutalne, bezpardonowe i najczęściej kiepskiej jakości filmy rozpoczęły okres, który dziś nazywamy Australijską Nową Falą. Okres prawdziwego odrodzenia kinematografii z antypodów. Mimo że z upływem lat, na jej gruncie zaczęły powstawać zupełnie inne filmy, jak chociażby "
Picnic at Hanging Rock" czy "
Gallipoli" Petera Weira, to jednak właśnie to szalone kino undergroundowe, stało się przyczynkiem do zmiany sytuacji australijskich filmowców.[video-browser playlist="700367" suggest=""]
A sytuacja ta, zmieniła się diametralnie. W przeciągu zaledwie 15 lat (od 1970 do 1985 roku), Australijczycy wyprodukowali 400 filmów, czyli więcej niż w ciągu całej historii istnienia swojej kinematografii. Zważywszy na fakt, że za ten wynik w dużej mierze odpowiadało wprowadzenie do kraju całkowicie nowej estetyki niskobudżetowych filmów, które charakteryzowała świeżość spojrzenia i bezczelność narracji, można nazwać to pewnym przełomem. Wszak, jeszcze dwie dekady wcześniej, australijska kinematografia całkowicie zamilkła. Powstawało niewiele filmów, a nawet jeżeli się pojawiały, to za ich produkcję odpowiadały wytwórnie zagraniczne.
Sytuacja zaczęła zmieniać się właśnie w latach 70., kiedy to rząd postanowił ograniczać import zagranicznych produkcji. Problemem było jednak to, że w Australii zwyczajnie nie miał kto kręcić filmów. Nie było reżyserów i bazy innych specjalistów, którzy mogliby odpowiadać za rozwój rodzimego przemysłu. Krokiem ku lepszej przyszłości było założenie w 1970 roku Australian Film Development Corporation, czyli organizacji, która mogła udzielać niemałych kredytów na produkcję filmów, o ile były to produkcje krajowe. Pięć lat później AFDC przekształciła się w słynną na całym świecie Australijską Komisję Filmową. Niedługo później założono również szkołę filmową w Sydney, gdzie rektorem był sam profesor Jerzy Toeplitz. Na fali pierwszych sukcesów państwo zdecydowało się hojnie dotować produkcje filmowe, co zaowocowało dużą ilością produkcji, które odnosiły sukces również poza granicami kraju, a jednocześnie pozostawały mocno osadzone w klimacie „australijskości” i tożsamości narodowej. Jeden z pierwszych filmów nurtu: „
Walkabout” (1971) Nicolasa Roega, szczególnie mocno eksponował relację australijskości z przywiązaniem do ziemi. Głównymi bohaterami jest tutaj dwójka dzieci, którzy podczas rodzinnego pikniku na pustyni są świadkami samobójstwa ich ojca. Skazani na łaskę i niełaskę przyrody, przemierzają nieprzyjazne tereny, próbując powrócić do cywilizacji. Po drodze spotykają młodego Aborygena, który wyruszył w samotną wędrówkę, uciekając od cywilizacji. Bariery kulturowe i komunikacyjne szybko zaczynają się zacierać, a w samych dzieciach dziki styl życia powoli zastępuje pragnienie powrotu do świata, który znają.
Wątek ten stosunkowo często wybrzmiewał w kinie ozploitation, które mimo abstrakcyjnej formy, przesiąknięte było australijskością i wiążącym się z nią zwrotem ku pierwotnej naturze. Nie inaczej było w przypadku filmu „
Mad Dog Morgan” (1976), w którym tytułową rolę zagrał stojący wówczas u progu wielkiej kariery Dennis Hopper. Australia, rok 1850. Tytułowy Morgan, jako jeden z wielu mu podobnych rodaków z Wysp Brytyjskich, przybywa na Antypody w poszukiwaniu szczęścia. Pech chce, że już wkrótce popełnia przestępstwo za które zostaje skazany na 12 lat pozbawienia wolności. W więzieniu systematycznie upokarzany, poprzysięga zemstę wszystkim tym, którzy w taki sposób wpłynęli na jego los. Po wyjściu na wolność, wraz z pomagającym mu Aborygenem Billym, szybko staje się bohaterem lokalnej społeczności. Bogaci i wpływowi mają jednak odmienne zdanie. Morgan próbując pomścić swoje krzywdy, dostrzega, że to nie on był zły - to społeczeństwo zrobiło z niego takiego człowieka. Nie pierwszy i nie ostatni to raz, kiedy biały człowiek w interpretacji australijskich nowofalowców reprezentował negatywne wartości.[video-browser playlist="700372" suggest=""]
Jak się więc okazuje, kino ozploatacji, mimo że nie odnosiło aż takich sukcesów artystycznych czy komercyjnych jak dzieła chociażby Petera Weira, również w pewien sposób zachowywało wątki narodowościowe. Znaczący jest fakt, że san termin „ozploitation” jest stosunkowo nowy. W pewnym stopniu ukuty został przez samego Quentina Tarantino. To właśnie ten kultowy reżyser, w dokumencie Marka Hartleya, pt: "Not Quite Hollywood: The Wild, Untold Story of Ozploitation!" - poświęconym temu niezwykłemu nurtowi, użył sformułowania Aussiespoliotation, które następnie reżyser filmu skrócił do znanego nam ostatecznie ozploitation.
Dzięki filmowi Hartleya, współcześni widzowie mieli szansę poznać tę specyficzną odmianę australijskiej kinematografii, i to od kuchni. Twórca zaprosił bowiem do współpracy wielu reżyserów, aktorów czy producentów, którzy lata swojej młodości spędzili na produkowaniu tanich historii pełnych seksu, przemocy i szalonej akcji. Ich wypowiedzi, wzbogacone dodatkowo o obszerne fragmenty z najpopularniejszych filmów nurtu, kreują obraz świata pełnego swobody - nie tylko społecznej, ale przede wszystkim twórczej. Świata, w którym artysta mógł spełniać swoje najbardziej perwersyjne zachcianki, nie obawiając się cenzury, a przy okazji świetnie się bawiąc i gwarantując zabawę innym.
Czytaj także: „Mad Max: Na drodze gniewu” – recenzja
George Miller zabrał głos już 36 lat temu. Jak uda mu się ten powrót do korzeni pod szyldem nowoczesności? "
Mad Max: Fury Road" zapowiada się na jeden z najbardziej efektownych blockbusterów ostatniego czasu. Miller uzbrojony w zdobycze nowych technologii był w stanie podrasować wszystkie wątki, które w pierwszej odsłonie przygód Szalonego Maxa, siłą rzeczy były ograniczone. Niemniej jednak powrót do australijskiego świata postapo może być prawdziwie sentymentalną podróżą do czasów ery wideo i filmów, które nie potrzebowały wiele, aby zachwycić. Czy George Miller nakręci nową wersję starej historii z szacunkiem dla klasyki, ale w duchu nowoczesności, tak aby uwieść całkiem nowego widza? O tym będziemy mogli przekonać się już dziś!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h