ZADANIE
Wyobraź sobie, że oglądasz jeden z odcinków serialu "The Vampire Diaries". Następuje scena, w której Bonnie z innymi czarownicami odprawia tajemniczy rytuał nieopodal krypty na terenie posiadłości Lockwoodów. Nagle dostrzegasz w monitorze jasne, oślepiające światło i tracisz przytomność... Budzisz się w lesie. Nie wiesz, co się dzieje. Suchość w ustach nie daje ci spokoju. Idziesz dalej, rozglądasz się i dostrzegasz kilka ciał. Wśród ciał zauważasz martwą Bonnie...
Opisz dalsze wydarzenia opowieści z punktu widzenia swojej osoby. Nie chcemy Was ograniczać, więc prosimy o historie na minimum 1500 znaków. Oba zwycięskie opowiadania opublikujemy na łamach portalu.
POCZĄTEK
Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Nie pamiętałam, co się stało. Widziałam tylko otaczający mnie mrok i pojedyncze snopy światła pochodzące z blasku księżyca. Czułam dziwny odór piekący moje nozdrza. Rozglądałam się nerwowo próbując sobie przypomnieć… ustalić, co to za miejsce.
- Drzewa… trawa… odgłosy zwierząt… Las! – pierwsza myśl, która ogarnęła mój umysł.
- Tak! Las! Jestem w lesie…- pomyślałam.
Przeszył mnie dreszcz zimna i przerażenia. Odczuwałam okropną suchość
w ustach i pieczenie w klatce piersiowej.
Szłam powoli przed siebie nie wiedząc, co mnie czeka i co mam robić. W którą stronę iść. Czułam jak każdy mięsień mojego ciała drży z zimna i strachu.
- Jak? Jak się tu znalazłam? W tych ubraniach? Dlaczego nie mam butów?- starałam odpowiedzieć sobie na pytania, które atakowały mój umysł jak wściekłe psy.
- Przecież byłam w domu. Na kanapie. Przed telewizorem…- wspomnienie, jego obraz opanował mój umysł - oglądałam serial. Ten serial. Tak… przypominam sobie. I Bonnie… światło…- wciąż katowałam umysł sprowadzając na niego kolejne wizje.
Brnęłam dalej w ciemnościach, uświadamiając sobie, że unoszący się
w powietrzu odór jest coraz silniejszy. Przez chwilę zaczęłam się dusić, ale uspokoiłam się na tyle, ile było to możliwe i kontynuowałam marsz. Nagle coś zobaczyłam. Na ziemi. W prześwitach księżycowego światła. Jacyś ludzie… wyglądali jakby spali. Nie mogłam dostrzec ich twarzy. Skierowałam się w ich stronę z całej siły wytężając wzrok. Podeszłam bliżej. Jeszcze bliżej.
- Halo! Przepraszam, czy wszystko w porządku? - zapytałam, modląc się, by to, co przeszło mi przez myśl nie było prawdą.
- Przepraszam, czy mogliby mi państwo pomóc? - odezwałam się drżącym głosem.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Pochyliłam się i zobaczyłam dwie martwe kobiety. Dwa rozszarpane ciała. Cofnęłam się odruchowo. Poczułam jakby głowa miała mi eksplodować, a żołądek skurczył się z całych sił. Padłam na kolana. Zwymiotowałam. Wiedziałam, że muszę się pozbierać.
- Na pewno mi się to śni- pomyślałam- to tylko zły sen. Zaraz się obudzę. Na pewno. To tylko zły sen. Zły sen.- powtarzałam jak opętana.
Wstałam. Przeszłam obok ciał, a raczej tego, co po nich zostało. Rozglądałam się jeszcze bardziej nerwowo. Odczuwałam okropny ból. Dotarło do mnie, że moje stopy są okropnie poranione i że powoli sączy się z nich krew. Dygotające ciało wyostrzało wszystkie zmysły doprowadzając mnie do obłędu. Nagle potknęłam się
o coś. Upadłam boleśnie uderzając ręką o kamień. Ze łzami w oczach gramolnie wstałam z ziemi. Nie chciałam wiedzieć, co było tą przeszkodą. Mimowolnie odwróciłam się. Wytężyłam wzrok i ujrzałam… ją. Bonnie. Dziewczyna z serialu. Leżała martwa, jak dwie poprzednie osoby. Odsunęłam się od ciała. Zaczęłam płakać i lamentować. Byłam bliska szaleństwu.
- Przecież to niemożliwe! To był film! Fikcja! To nie może być prawda!- krzyczałam, jak tylko potrafiłam najgłośniej.
Oparłam się o drzewo i usiadłam na mokrej, lecz miękkiej ziemi. Spojrzałam jeszcze raz na zwłoki i dostrzegłam liczne ugryzienia. Jak poprzednio. Przyglądałam się i zastanawiałam, jakie zwierzę mogło zrobić coś takiego.
- Moment. Zastanów się dziewczyno.- mówiłam do siebie chaotycznie, usilnie starając się poukładać myśli- jeśli naprawdę jestem w tym miejscu, w lesie, są te ciała i Bonnie, martwa, która nie istnieje, a jest… To musi być… Mystic Falls. Ono istnieje naprawdę. Przecież tu jestem, widzę i czuję… ale jak…- mamrotałam, stale ogarniając myśli- Jeśli mam rację to wszystko i wszys…c..y inni też… istnieją…
O Boże! Wampiry.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Podeszłam z powrotem do ciała, by ponownie przyjrzeć się ugryzieniom. Byłam jak w jakimś amoku, a moje ciało coraz silniej odczuwało ból.
- Wampiry. Szyja! Muszę obejrzeć jej szyję!- mruknęłam.
Ku mojemu zdziwieniu szyja była nietknięta. Ugryzienia były tylko na ciele, a wokół był pełno krwi. Ponownie przyjrzałam się jednej z ran. Tak, jak gdyby rozszarpano jej ciało. Kawałek po kawałku. I wtedy do mnie dotarło.
- Wilkołaki- jęknęłam- tylko nie to. Nie to, błagam!
Rozpaczając i nie mogąc złapać oddechu usłyszałam coś. Stanęłam pod drzewem i możliwie cicho próbowałam łapać powietrze. Nasłuchiwałam. Coś się ruszało. Słyszałam tylko szelest liści ze wszystkich stron. Zaczęłam panikować. Ledwo się zorientowałam, a moje nogi biegły. Co sił. Pomimo piekącego bólu. Pomimo wbijających się liści i kamieni w stopy. Biegłam i biegłam. Przerażona nastąpiłam na coś i poczułam tylko jak spadam. Turlałam się po ziemi i wszystko, co się na niej znajdowało kaleczyło moje ciało. Zatrzymałam się. Leżałam na wpółprzytomna starając się zachować zimną krew. Odwróciłam się na plecy.
I zobaczyłam go. Stał tuż nade mną.
- S… S… Stefan… Stefan Salvatore- próbowałam wykrztusić z siebie.
- Kim jesteś? Co zrobiłaś Bonnie?!- zaatakował mnie pytaniami.
- To nie ja! Przysięgam!- majaczyłam- To nie ja!
Z ogromnym trudem wstałam. Całe moje ciało było z krwi. Zaczęłam się cofać nie spuszczając go z oczu.
- Kim jesteś? I czemu Bonnie… nie żyje?!- powtórzył.
W powietrzu wyczuwałam… śmierć. Stęchlizna otaczała mnie ze wszystkich stron. Panowała nieogarnięta cisza. Coś było nie tak. Wiedziałam to ja i wiedział to wpatrujący się we mnie Stefan.
Usłyszałam warczenie. Wilk. Czy raczej wilkołak! Przyspieszający puls rozsadzał moje żyły. A serce nie nadążało pompować krwi.
Wilkołak skoczył wprost na Stefana powalając go na ziemię. Wampir próbował się bronić i zrzucić go z siebie. Niespodziewanie moje ciało odżyło, jakby ktoś zaaplikował mi zastrzyk adrenaliny. Miałam jedno w głowie - ucieczka. Zaczęłam biec. Przy każdym kroku przeszywał mnie piekący ból. Łzy płynęły mi po twarzy, hausty powietrza zmrażały moje płuca. Starałam się przyspieszyć, ale zamiast tego zwalniałam. Organizm odmawiał mi posłuszeństwa. Przystanęłam, by chwilę odpocząć. Pochyliłam się lekko, podparłam rękoma o kolana i oddychałam głęboko. Przez świdrujący ból okropnie kręciło mi się w głowie. Coraz ciężej było mi trzeźwo myśleć. Gdy po chwili odzyskałam trochę sił, wyprostowałam się i zobaczyłam Stefana. Jego bladą skórę, wściekłe spojrzenie, krwiste oczy i kły… lśniące kły. Zemdlałam.
[image-browser playlist="" suggest=""]
* * *
Obudził mnie okropny ból. Powoli otworzyłam oczy. Spostrzegłam, że znajdowałam się w jakimś salonie. Leżałam na kanapie, blisko kominka. Przestrzeń w pomieszczeniu była ogromna. Cisza uspokajała swoją obecnością. Nadal drżałam. Podeszłam chwiejnym krokiem do kominka.
- Dzień dobry. jak się czujesz?- zapytał Stefan stojący niedaleko z jakąś dziewczyną. Odskoczyłam.
- Nie bój się! Nie chcemy cię skrzywdzić! Naprawdę.- uspokajał.
Pobyt tu stawał się coraz dziwniejszy. Elena. Ta Elena stała u jego boku. Patrzyłam na nich nieruchomo.
- Malwina?- zapytała Elena.
- Tak, skąd… wiesz? Gdzie ja jestem?
- Jesteś w moim domu- odrzekł Stefan.
- To zasługa Bonnie, że tu jesteś - powiedziała Elena- sprowadziła cię tu. Stefanie, a gdzie jest Bonnie?
- Eleno - Stefan spojrzał na mnie - Bonnie… nie żyje.
- Jak to?- w oczach Eleny pojawiły się łzy.
- To były wilkołaki - odparłam - widziałam tylko ciała - łza spłynęła mi po policzku.
- Damon… zajął się wszystkim - rzekł.
Stefan przytulił zrozpaczoną Elenę i usiedli obok mnie.
- Ona poświęciła się dla ciebie - mówiła łkająca Elena- sprowadziła cię, byś nam pomogła.
- Ja? Ale dlaczego? W czym mogę wam pomóc? Przecież nawet nie istniejecie…- szeptałam załzawiona.
- Mylisz się. Jesteśmy tu. Mieszkamy. A Mystic Falls naprawdę istnieje i wszystko, co się tu dzieje jest realne. Walczymy z wilkołakami, które atakują niewinnych ludzi, w tym naszych bliskich. I potrzebujemy ciebie - słuchałam ze zdziwieniem tego, co mówił Stefan.
- Co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam.
- Jesteś bardzo daleką krewną Bonnie. Nie masz dużej mocy, ale potrafisz zdjąć prawie każdy urok - tłumaczył - I jest coś jeszcze.
- Chcecie mi powiedzieć, że jestem pół wiedźmą?!
- Tak, dowiedziałem się od Eleny kim jesteś, gdy przyniosłem cię do domu.
- Bonnie wspomniała - wtrąciła Elena - o jeszcze dwóch zdolnościach. Jedna z nich to telekineza. Możesz poruszać dowolnymi rzeczami. A o drugiej… nie zdążyła mi powiedzieć. Wiem tylko, że jest wyjątkowa - kolejna łza spłynęła po policzku Eleny.
- Ale ja nie potrafię żadnej z tych rzeczy. Przysięgam. Pomyliliście mnie z kimś. Przecież to totalny absurd!
- Czy ktoś poświęciłby swoje życie dla czegoś, co nie miałoby sensu? Pomyśl - rzekła Elena.
- Wiedz, że w Mystic Falls człowiek dopiero poznaje samego siebie. I ty też musisz odkryć kim jesteś. Ja i Elena pomożemy ci jak tylko będziemy mogli. Nie mamy czasu do stracenia, ale ty go potrzebujesz, więc prosimy, postaraj się - dokończył Stefan.
- Ja już nie mogę dłużej znieść myśli, że ktoś, kogo kocham, mógłby zginąć - wyszeptała roztrzęsiona Elena.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Westchnęłam. Popatrzyłam na płomienie iskrzące w kominku, na nich.
W głębi duszy rozumiałam. Jakimś niewytłumaczalnym sposobem wiedziałam, że muszę im pomóc.
- A co dokładnie miałabym zrobić?
- Trzeba zrzucić urok z kamienia księżycowego. Pewien czarownik rzucił na niego klątwę, przez co wilkołaki chcą zniszczyć wampiry. I zabić. Każdego, kto stanie im na drodze - mówił Stefan bardzo poważnym tonem.
- O Boże… czyli mam zniszczyć klątwę, przez którą wilkołaki ubzdurały sobie, że chcą powybijać całe miasteczko?
- Tak. Tyle, że tu chodzi o życie. To walka na śmierć i życie.
- Wiem, Stefanie, przepraszam za ironię… muszę się z tym jakoś oswoić.
- Zgodzisz się pomóc? Jesteś ostatnią nadzieją dla nas. Dla tego miasteczka. Musisz tylko aktywować swoje zdolności. Zaakceptować to, kim jesteś.
- Aktywować? Nie mam zielonego pojęcia jak to zrobić i jestem szczerze przerażona. I jaką mam gwarancję, że po wszystkim… ktoś mnie nie ugryzie?
- Z tego, czego dowiedziałam się od Bonnie wynika, że potrafisz bronić się przed wilkołakami, a nawet wampirami - wtrąciła Elena.
- Miałam na myśli raczej wampiry…- znacząco spojrzałam na Stefana.
- Nie! Z mojej strony nie musisz się niczego obawiać. Zresztą jakimś sposobem nas znasz.
Pokręciłam potakująco głową.
- No tak. Jeśli to wszystko jest realne to… Damon też.
- O, znasz nawet mojego brata.
- Nie osobiście… ale czemu nie - powiedziałam, uśmiechając się dwuznacznie.
- Jak to?- zdziwiła się Elena - Tylko nie mów mi, że…
- Nie! Co ty! Nieważne!- odpowiedziałam oburzona, choć myślałam coś innego.
- W każdym razie - mówił podsumowująco Stefan - musimy zachować twoją tożsamość w tajemnicy dla twojego bezpieczeństwa. Do wtajemniczonych należą Caroline, Alaric i brat Eleny, Jeremy. Będą tu pojutrze, by pomóc zniszczyć klątwę.
- Co? Nie uprzedziliście mnie, że mam mieć te zdolności w ciągu dwóch dni! Świetnie się zapowiada…
- Nie martw się. Dasz radę. Rodzina Bonnie nigdy się nie poddawała. Zaprowadzę cię do pokoju Damona. On ma wszystkie księgi, które przekazała mu Bonnie. Obejrzysz, przeczytasz i może coś sobie przypomnisz. A ja w tym czasie odwiozę Elenę do domu.
- Oby to była prawda. A Damon? Raczej nie chciałabym się na niego natknąć, gdy was nie będzie…
- Stefan nie pozwoli, by coś ci się stało - dodała Elena.
- Mam się z nim spotkać nie daleko domu Eleny i wszystko mu wyjaśnię. Bądź dobrej myśli - powiedział Stefan.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Uśmiechnął się, po czym zaprowadził mnie długimi schodami na pierwsze piętro. Weszliśmy do dużego pokoju. Urządzonego prosto, ale ład i porządek sprawił, że poczułam się bardzo spokojna. Łoże, które stało prawie na środku pokoju sprawiało, że miałam nieodpartą chęć położenia się. Marzyłam, żeby odpocząć. Zasnąć. Zapomnieć.
Stefan wskazał mi księgi.
- Niedługo wracam. Obok łóżka są drzwi. Możesz wziąć prysznic. Damona nie będzie, więc się nie martw. Poradzisz sobie?
- Tak… w końcu jestem… tak jakby wiedźmą - powiedziałam z praktycznie żadnym przekonaniem w głosie.
Gdy Stefan wyszedł, zaczęłam przeglądać księgi. Sam bełkot. Większość
w innym języku. Kartkowałam co drugą księgę i zastanawiałam się, co ja właściwie robię. Byłam cała obolała i chciałam już tylko spać. Przeglądając chyba dziesiątą księgę z rzędu znalazłam kartkę i naszyjnik. Treść brzmiała:
„Malwino, miałam wizję. Jeżeli to czytasz to oznacza, że jesteś tam, gdzie powinnaś być. I wiem jakimś sposobem, że nie będę miała okazji Cię poznać. Nie obawiaj się, tylko uwierz w siebie. W swoją siłę. Na odwrocie jest potrzebne Ci zaklęcie, natomiast naszyjnik uchroni Cię od złego uroku.
Powodzenia, kuzynka Bonnie”.
Moja mina wyrażała totalne zdumienie, choć wiedziałam, że w tym dniu nic mnie już nie zaskoczy. I ten naszyjnik…
- Ochrona przed wampirami… werwena - mruknęłam do siebie i założyłam medalion na szyję.
Odłożyłam kartkę do księgi i położyłam na łóżku. Ogarnięta pragnieniem zmycia z siebie całego brudu poszłam do łazienki. Rozebrałam to, co zostało z moich ubrań i weszłam pod prysznic. Odczułam ogromną ulgę, pomimo, że większość ciała szczypała mnie piekielnie. Po kąpieli otuliłam się ręcznikiem. Zauważyłam koszulkę i założyłam ją, gdyż nic innego mi nie pozostało. Jej zapach… obiegł moje ciało i poczułam jakbym tulił mnie jakiś mężczyzna. Tak bardzo tego potrzebowałam. Poczucia bezpieczeństwa. A byłam zdana wyłącznie na siebie. Wyszłam z łazienki dosuszając włosy ręcznikiem. Po chwili poczułam straszny chłód w pokoju. Stanęłam jak wryta i zaczęłam się rozglądać.
- Pani „prawie wiedźma”. Witam… - usłyszałam tuż za plecami i odwróciłam się pospiesznie. To był Damon Salvatore. Spojrzał mi w oczy i dokończył zdanie.
-… w moich skromnych progach. Tylko, co ty robisz w moim pokoju?!- wykrzyczał rozwścieczony przyciskając mnie do ściany. Ledwo oddychałam. Moje serce nie nadążało bić z przerażenia. Jego źrenice zaczęły zmieniać wielkość i mówił coś, że powiem mu całą prawdę. Nagle pojawił się Stefan i powalił go na ziemię.
- Zostaw ją. Ja ją tu wpuściłem. Tu były księgi. Sam je tu zostawiłeś.
- Dobra, nie irytuj się tak - mówił spokojnym, aroganckim głosem Damon - na razie niech sobie tu będzie. Jest nam potrzebna. Nie spodziewałem się jednak…
- Kobiety?- dokończył jego myśl Stefan - Masz z tym jakiś problem?
- Hmm… powiedziałeś „pół czarownik”, ale to nawet dobrze, można to wykorzystać - stwierdził, wtapiając we mnie swój wzrok.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Usiadł w fotelu nie spuszczając ze mnie wzroku i popijał jakiś trunek.
- Wszystko w porządku, Malwina?- zapytał troskliwie Stefan.
- Tak jest dobrze. Dam sobie radę. Mówiłeś, że go tu nie będzie…
- Ale byłem szybszy. Powinnaś to wiedzieć, złociutka - wtrącił Damon swoim ironicznym tonem.
- Muszę cię tu zostawić. Obiecałem coś Alaricowi - kontynuował Stefan.
- OK., nie ma sprawy. Mam łańcuszek z werweną. Dam radę.
Sama nie wierzyłam w to, co mówiłam. Panicznie bałam się Damona, po tym, jak mnie zaatakował.
- A ty… jeśli coś jej się stanie…
- Tak, wiem…- przerwał Damon Stefanowi- znajdziesz mnie, weźmiesz kołek i przebijesz mi serce, bla, bla, bla. A teraz idź. Zajmę się naszym gościem.
Damon spojrzał na mnie przerażająco, po czym wziął kolejny łyk alkoholu. Nie wierzyłam, że zostałam z nim sam na sam.
Dokończyłam wycierać włosy, zupełnie ignorując jego obecność. Lecz mimo to widziałam jak jego oczy mnie pochłaniają. Czułam się jak chodzący obiad. Towarzyszył mi strach… narastający strach, a z drugiej strony coś mnie do niego ciągnęło. To spojrzenie… cynizm i milczenie.
- Przepraszam, ze wzięłam twoją koszulkę. Ale nie miałam innego wyjścia - powiedziałam pewnym głosem - A teraz mam zamiar iść spać, więc proszę, wyjdź. Miałam ciężki dzień.
- Taka słodka i taka bezczelna. Wypraszać mnie z własnego pokoju. Półnaga, bezbronna kobieta chodzi po moim terenie, a ja miałbym to przegapić?
- Co masz na myśli? - zapytałam zaniepokojona.
Damon wstał i zmierzał w moim kierunku.
- No chyba się nie boisz. Przecież masz naszyjnik, jak sama wspomniałaś. I jakieś moce, o ile dobrze pamiętam.
- Nie boję się - skłamałam - Nie boję się ciebie!
- Oj, zapomniałem, że naszyjnik można zerwać… a moce jeszcze do ciebie nie przywędrowały. Jaka szkoda…
Wampir zbliżył się do mnie. Stałam nieruchomo. Bałam się cokolwiek zrobić. Był szybszy. Silniejszy. Nie chciałam pokazywać, że umieram ze strachu. Okrążył mnie dwa razy wpatrując się we mnie i zatrzymał się za moimi plecami. Odsunął moje włosy dłonią i zbliżył usta do szyi, delikatnie je po niej przesuwając. Myślałam tylko o tym, co zaraz się stanie. Słyszałam swój dudniący w uszach puls.
- Co robisz, przestań! Nic ci nie zrobiłam! Czego ode mnie chcesz?!
- Mówiłaś, że się nie boisz, a twoje ciśnienie krwi i łomoczące serce mówią mi coś innego- powiedział, w dalszym ciągu gładząc moją szyję ustami.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Nie mogłam już wytrzymać tego napięcia. Damon zamienił usta na język i nadal pieścił moją szyję.
- Dobra, kłamałam! Boję się! Lepiej?! Umieram ze strachu! A w dodatku nie ma pojęcia, co tu robię! Daj mi spokój, proszę… - przekonywałam go łamiącym się głosem.
- Ale ja nie chcę zrobić ci krzywdy. Na razie - szepnął mi do ucha.
- Więc o co chodzi? Raz mnie straszysz, raz flirtujesz…
- Sprawdzam, na ile jesteśmy podobni…
Wtedy pocałował mnie w szyję miękkimi ustami i odwrócił mnie do siebie, spojrzał w oczy i… odszedł zabierając trunek ze sobą.
Stałam tak jeszcze przez parę sekund. Nie miałam pojęcia, co się przed chwilą stało. Bałam się o własne życie, a zaraz potem… odczułam ogromną falę podniecenia, a przecież wcale tego nie chciałam.
Wiedziałam, że ten mężczyzna-wampir ma duszę. Człowieka. Przyjaciela. Kochanka. I uświadomiłam sobie, że pragnęłam poznać każdą z tych odsłon. Zafascynował mnie każdym gestem i niegrzecznym stylem bycia. Czułam, że coś się we mnie zmienia. Że mam prawdziwy argument, by tam zostać. By przeżyć niezapomnianą przygodę.
* * *
Rankiem obudziły mnie ciepłe promienie słońca. Leżałam jeszcze w łóżku rozmyślając i napawając się chwilą. Figlarnie bawiłam się kocem, którym byłam przykryta.
- Dzień dobry, słoneczko. Czas na śniadanko. Swoją drogą, troszeczkę świeżej krwi by mi nie zaszkodziło - usłyszałam czyjś głos.
Zerwałam się na równe nogi i natychmiast zakryłam kocem. To był Damon.
- Co ty tu robisz tak wcześnie?
- Nie zapominaj, że to mój dom i mogę przebywać, gdzie chcę. I nie mam nic przeciwko, byś tu była, o ile zapewnisz mi taki widok co rano.
- Chyba śnisz. Znam cię lepiej niż ci się wydaje. Dzisiaj ja, jutro dziesiątki zauroczonych przez ciebie dziewczyn. Daruj sobie, casanowo.
- Ałć. Masz gadane. I prawdopodobnie masz rację. Jestem sukinsynem. Ale seksownym sukinsynem.
Spojrzałam na niego zalotnie.
- Przechodząc do meritum, masz na łóżku ubrania Eleny. Zabiera cię do miasta na zakupy. Ona też musi się od wszystkiego oderwać. A… jeśli chcesz to się nie ubieraj. Osobiście wolałbym cię nagą - uśmiechnął się diabelsko uroczo.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Stanęłam jak wryta i nie wiedziałam, co powiedzieć. Dlaczego z jego ust padło coś takiego? Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Kłamie? Na pewno ma w tym interes. Nie chodziłoby mu o mnie. To jest tylko Damon. Ale zabójczo przystojny Damon.
Milion myśli przechodziło mi przez głowę. Byłam świadoma, że najprawdopodobniej chce mnie omotać, ale nie wiedziałam, w jakim celu.
Przemyłam twarz zimną wodą i weszłam do pokoju.
- Oddaję koszulkę - powiedziałam podchodząc do niego. Spojrzałam zalotnie i wychodząc posłałam mu buziaka.
Większość dnia spędziłam z Eleną, która okazała się fantastyczną, koleżeńską i troskliwą dziewczyną. Wiedziałam, dlaczego Stefan tak bardzo ją kochał. Świetnie się dogadywałyśmy i wzajemnie wspierałyśmy po ostatnich tragicznych wydarzeniach. Potrzebowałam takiego oderwania się od problemów. I świetnie się bawiłam. Mimo to cały czas myślałam o mocach, o tym jak je aktywować, jak mało czasu mi zostało, co będzie, jeśli ich nie uratuję. Myślałam o kolejnym dniu,w którym muszę zdjąć klątwę i o Damonie.
Po miłym wypadzie i zakupach wróciłyśmy do posiadłości Salvatore’ów. Pobiegłam do pokoju zrelaksować się i zadbać o siebie, jak na kobietę przystało, a przede wszystkim założyć nowe ubrania.
Odświeżona postanowiłam przejść się po terenie posiadłości i zastanowić się nad swoim zadaniem. Schodząc po schodach do salonu spotkałam Stefana z Eleną.
- Wychodzę, muszę pobyć sama - oznajmiłam - Czas zająć się moją misją. Nie chcę was zawieźć.
Gdy mówiłam patrzyli na mnie jak zaczarowani.
- Wyglądasz inaczej - odrzekł Stefan - tak…
- No proszę, wiedziałam, że masz świetny gust - wyznała Elena.
- …tak…- kontynuował wpatrujący się we mnie Stefan - seksownie.
- Idź już, bo jeszcze mój mężczyzna się zakocha - uśmiechnęła się, szturchając zaczepnie Stefana.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Cieszyłam się, że tak został postrzeżony mój strój. Może to przez czarny, skórzany gorset idealnie dopasowany do talii i biustu, może to czarne obcisłe spodnie, może to buty na niebotycznej szpilce, a może… to makijaż i czerwono-krwiste usta tak zadziałały. Czułam się silna i piękna. Gotowa by poznać siebie.
Wyszłam na zewnątrz. Spacerowałam. Raz po raz próbowałam przesunąć telekinetycznie jakiś przedmiot, ale poza wielkim skupieniem nie udawało się nic. Modliłam się, by cokolwiek się poruszyło. Potrzebowałam mocy. Już kolejnego dnia. Wiedziałam, że jeśli jedna zdolność się ujawni, to mam szansę użyć innej.
- Witam. Zabłądziła pani?- usłyszałam.
Odwróciłam się i zobaczyłam Damona.
- To ty… - mruczał.
Wyraz jego twarzy był przedziwny. Stał i pożerał wzrokiem każdą część mojego ciała. Zbliżył się i dotknął dłońmi moich ramion.
- Wyglądasz… pięknie.
Zbliżył się jeszcze bardziej. Czekałam na ten moment.
- Nie mogę! Ja nie mogę się… w tobie… Po co ty w ogóle tu przybyłaś. Wracaj tam, gdzie twoje miejsce. Nie pasujesz tu - mamrotał szaleńczo, po czym znikł w lesie.
- Damon! Damon! - wołałam, ale nikt nie odpowiadał.
Nic z tego nie rozumiałam. Moje serce rozsypało się na milion kawałków. Dlaczego dawał mi sprzeczne sygnały. Robił coś innego, nawet mówił raz tak, raz inaczej. Dlaczego musiał okazać się tym Damonem. Damonem sukinsynem.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Po chwili podbiegł Stefan.
- Gdzie Damon?
- Zniknął gdzieś. Chyba pobiegł do lasu.
- Do lasu?! Ostrzegałem go, żeby nie chodził tam sam, ale on jak zwykle musi zgrywać twardziela. Tam roi się od wilkołaków! One nie odpuszczą.
Przestraszona pobiegłam za Stefanem. Po kilku minutach znajdowaliśmy się po środku lasu. Stefan nasłuchiwał.
- Jest gdzieś blisko. Słyszę go.
Gdy tylko wypowiedział te słowa, spostrzegliśmy jak Damon walczy z wilkołakiem. Stefan rzucił się na ratunek bratu. Zaczęłam panikować. Stałam i nie mogła nic zrobić. Patrzyłam jak nadchodzą kolejne stwory, a w głowie miałam już wizję naszej śmierci. Wtedy ujrzałam, jak jeden z nich już prawie zatapia szczęki w ciele Damona.
- Nie!- krzyknęłam, zamachnąwszy się ręką w prawą stronę.
Wilkołaka odrzuciło na drzewo. Nie wierzyłam. Zrobiłam to. W szoku pokonywałam kolejne potwory. Unosiłam w powietrze i odrzucałam. Ja. Nowa ja. Szybko okazało się, że zbliżają się kolejne osobniki. Było ich zbyt wiele.
- Uważaj! - usłyszałam głos Damona.
Nim się zorientowałam jeden z wilkołaków ugryzł mnie w rękę. Czułam jak skóra mnie piecze i zwisa bezwładnie. Ból przenosił się kolejnymi nerwami do mózgu. Zamazanym obrazem widziałam biegnących do mnie braci. Nie wytrzymałam. Tak bardzo bolało. Straciłam przytomność.
* * *
Otworzyłam oczy. Powoli. Każdy kawałek mojego ciała bezlitośnie pulsował. Spojrzałam kątem oka na rękę. To było coś strasznego. Rana była otwarta, a z niej sączyła się krew i jakieś płyny. Skórę pokrywały pęcherze. Rozpalony organizm produkował kolejne krople potu. Gdy ocknęłam się z tego szoku, usłyszałam kłótnię.
- Damon, dobrze wiesz, że to może być śmiertelne! Opanuj się!- mówił stanowczym tonem Stefan.
- Panie „pomogę każdemu” jeden wampir mniej nikomu nie zaszkodzi. Nawet nikt się nie zorientuje.
Leżałam cicho i próbowałam zrozumieć ten dziwny, toczący się spór.
- Nie możesz tego zrobić. Zdajesz sobie sprawę, że jak coś jej się stanie to… będzie taka jak my. Dzisiaj pełnia, trzeba zdjąć klątwę. Musimy ją uleczyć w inny sposób.
- Tik tak, tik tak… wymyśliłeś już? Póki co, mój pomysł jest najlepszy - oświadczył Damon.
- A co ci tak na niej zależy?
- Mnie? Może i jestem psychopatą - mówił swoim aroganckim tonem Damon, spoglądając na wchodzącą do pokoju Elenę - ale nie jestem tobą, Stefanie. Pamiętaj, że jestem tym bardzo, bardzo złym bratem.
Patrzyłam na nich zdumiona, ledwo świadoma tego, co się dzieje. jedno było pewne… to, co poczułam nie mogło być realne. Damon kłamał. On nie byłby w stanie pokochać.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Łzy spłynęły mi po twarzy. Podbiegła do mnie Elena i usiadła na łóżku.
- Malwina, jak się czujesz? Nie martw się, wyjdziesz z tego, coś wymyślimy!
A ja… nic nie odpowiedziałam tylko parę chwil wpatrywałam się w Damona, a on z zaskoczoną miną we mnie.
- Już prawie wierzyłam, że masz duszę… - wymamrotałam w stronę Damona.
Po tych słowach wampir wyszedł. Czułam się coraz gorzej. Pomieszczenie wirowało mi przed oczyma.
- O co się kłóciliście? Można mnie wyleczyć?- zapytałam Stefana.
- Tak, ale jest pewien problem - odpowiedział - któryś z nas mógłby napoić cię swoją krwią, wtedy rana by się zagoiła, a zakażenie, które się wdało, znikło…
- To dlatego czuję się, jakbym umierała?
On tylko popatrzył na mnie znacząco.
- Ja… umieram?
- Malwina… tak… umierasz. Ugryzienie wilkołaka jest toksyczne i …śmiertelne.
- Dla wampira przecież! Ja nie jestem nawet czarownicą! - krzyczałam zrozpaczona.
- Teraz wiemy, że na twoją krew też to działa… - mówiła smutnym głosem Elena.
- Ja nie chcę umierać… a co z wypiciem krwi?
- Problem w tym, że musi to być krew wampira, który spożywa ludzką krew, czego ja nie czynię od bardzo długiego czasu…- ciągnął Stefan.
- Ale Damon tak!
- Zgadza się. Ale musiałby oddać ci połowę krwi z jego organizmu, co mogłoby go… zabić.
- Zabić?... To znaczy, że on musiałby… umrzeć… bym ja mogła… żyć…
Zapadła grobowa cisza. Cały mój sens, zdolności, nowy świat przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. W jednej chwili. Miałam im pomóc, a zamiast tego… opuszczałam ich, kiedy mnie potrzebowali. Zamknęłam oczy. Nie miałam siły płakać.
- Wyjdźcie, proszę. Chcę być sama.
Usłyszałam oddalające się kroki. Leżałam nieruchomo niezdolna do opanowania swojej rozpaczy. Serce mi pękało. Niespodziewanie przeszył mnie spazm bólu i rozpaczliwie jęknęłam zginając się w pół.
- Co jest? Wszystko będzie dobrze, spokojnie.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Damona. W jego oczach była coś innego niż zwykle. Troska?
[image-browser playlist="" suggest=""]
- A co ja cię niby obchodzę?- zapytałam bezpośrednio.
- Mogę to zrobić- powiedział ignorując moje pytanie.
- Nie zgadzam się. Nic od Ciebie nie chcę.
- Nie masz nic do gadania, kochana. Wujek Damon ci pomoże.
Podszedł blisko mnie.
- Pożyłem na tym świecie wystarczająco długo. Uratowałaś mi życie, a poza tym… według Bonnie przeżyjesz.
- Jak to według Bonnie? Z tego, co mi wiadomo to ona nie żyje! - krzyczałam, co jakiś czas tracąc świadomość.
- Dzień przed jej śmiercią przyszła do mnie. I powiedziała mi, że nadejdzie pomoc. Że będzie to czarownik, któremu pomogę i że …
- I co?
- Nieważne.
- Robisz to, bo Bonnie tak powiedziała?
Nagle jego twarz zmieniła się. Pojawiły się przekrwione oczy i lśniące kły. Ugryzł swój nadgarstek i zaczął go kierować w stronę moich ust.
- Nie! Nie! Co ty wyprawiasz?! - rzucałam się panicznie - Przestań! nie wiesz co robisz!
Byłam zbyt słaba. Docisnął nadgarstek do moich ust. Krew wpływała mi do gardła wbrew mojej woli.
- I powiedziała, że… się zakocham. Wyśmiałem ją - dodał.
Krztusiłam się, ale nie była w stanie uwolnić się od jego silnego ramienia.
Po kilkunastu sekundach poczułam, że uścisk słabnie. Przerażona zobaczyłam, że Damon osunął się na ziemię. Moje rany zaczęły znikać, a moje ciało zregenerowało się w niesamowitym tempie.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Wtedy do pokoju wpadli Stefan i Elena, a za nimi Jeremy, Alaric i Caroline. Panowała cisza, a ja klęczałam nad Damoenem.
- Co się stało?- zapytała Elena zakrywając dłonią usta.
- Damon… on… to moja wina…- łkałam.
Wszyscy wiedzieli, co się stało. Nie trzeba było słów ani gestów. Alaric, Jeremy i Stefan odsunęli mnie od mojego wybawcy i położyli go na łóżku.
- Jego krwioobieg wciąż pracuje- oznajmił- jeszcze ma sznsę.
- Jednak ten drań ma serce - szepnęła Elena - a ja w niego zwątpiłam. Zwątpiłam. Nie wierzyłam, że się zmieni. Bonnie miała rację.
- Ty też coś wiesz?- zapytałam Elenę.
Po tych słowach rozległ się odgłos tłuczonego szkła. Szybko każdy zorientował się, że hałas dobiegał z dołu.
- Zostańcie tu - powiedział Stefan i wraz z Caroline, Alaric’iem i Jeremy’im zbiegł na parter.
- Eleno, co Bonnie powiedziała Damonowi?- drążyłam w pośpiechu temat.
- Bonnie miała wizję, w której zjawiasz się ty, by nam pomóc. Widziała, że ratujesz Damona, a on ciebie i że…
- Co? O co wam wszystkim chodzi?
- Że Damon prawdziwie się zakocha. Ogarnie go uczucie, którego może nie udźwignąć - miłość. Do ciebie.
Elena spojrzała tylko na nieprzytomnego Damona.
[image-browser playlist="" suggest=""]
W tym momencie pojawił się zdyszany Alaric.
- Szybko! Nie mamy czasu!- zakomunikował - Wilkołaki atakują! Walczymy z nimi, ale długo nie damy rady. Musisz przedostać się do krypty Lockwoodów - mówił do mnie - Będziemy cię osłaniali. A ty, Eleno, zostań z Damonem.
- Malwina, jesteś gotowa?
Kiwnęłam potakująco głową, choć wcale nie byłam gotowa. W ogóle nie czułam się na siłach. Nie chciałam brać w tym udziału. Nie chciałam, żeby ktoś przeze mnie zginął.
Nim się zorientowałam, biegłam przez plac posiadłości w stronę lasu. Trzęsły mi się kolana, a mózg nie nadążał z przetwarzaniem tych okropnych obrazów.
Wilkołaki. Bestie atakowały ze wszystkich stron. Na tyle, ile byłam w stanie, używałam swojej mocy. Czyniąc odpowiednie ruchy dłonią pozbywałam się kolejnych osobników. Stefan z przyjaciółmi nie odstępowali mnie na krok. Przestraszona i drżąca dotarłam do krypty. W pośpiechu rozłożyłam świece w krąg według wskazówek Bonnie. Wyciągnęłam kamień, który dał mi Stefan i stanęłam pośrodku kręgu.
- „HENO SUM ETHABILITI
AMA ARE ETHASA
ROME ANONIS HELATI
NOVENIE RETA BENES” – mówiłam w skupieniu z zamkniętymi oczyma, słysząc odgłosy walki.
- „HENO SUM ETHABILITI
AMA ARE ETHASA
ROME ANONIS HELATI
NOVENIE RETA BENES!!!”- wypowiedziałam słowa głośniej.
Wtedy kamień uniósł się w powietrze i rozbłysnął niewyobrażalnie jasnym światłem. Cały czas, nieprzerwanie powtarzałam formułę, czując, że moja moc wzrasta. Uniosłam głowę ku niebu, rozłożyłam ręce. Zapanowała cisza. Ryki bestii ustały.
Stało się. Kamień eksplodował rozpadając się na drobniutkie cząsteczki. Opadłam na ziemię ze zmęczenia. Wilkołaki odeszły.
- Malwina! Udało ci się! Udało!- krzyczeli do mnie.
Alaric i Stefan pomogli mi wstać i prowadzili mnie aż do posiadłości. Uśmiechałam się, a radość ogarnęła moje serce. Pomimo osłabienia czułam się silna, silna od wewnątrz. Wiedziałam już, kim jestem i na co mnie stać. Znalazłam siebie. Znalazłam swój świat.
[image-browser playlist="" suggest=""]
* * *
W domu Salvatore’ów od razu udaliśmy się do pokoju, w którym leżał Damon. Chciałam się prawdziwie cieszyć z naszego zwycięstwa, ale nie mogłam.
- Co z nim?- zapytałam.
Elena spojrzała na nas wszystkich, kiwnęła przecząco głową, podbiegła do Stefana, przytuliła się i zaczęła płakać.
Nie dochodziło to do mnie. Moja dusza wrzeszczała. Zabiłam go… to przeze mnie! Tysiące podobnych myśli przewijało mi się przez głowę.
Wolnym krokiem zbliżyłam się do łóżka. Usiadłam i pochyliłam się nad Damonem. Pozostali, stali razem w milczeniu. Słychać było tylko ciężkie oddechy, a atmosfera żalu i smutku wypełniała pokój.
- Dlaczego?! Dlaczego nic nie powiedziałeś, sukinsynu! - zaczęłam szarpać go za ramiona.
Nie potrafiłam zrozumieć jego charakteru. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nic nie powiedział, że coś poczuł… cokolwiek. Wtedy bym zrozumiała te wszystkie zachowania. Zrozumiałabym.
Rozpłakałam się mocno. Łzy ciekły mi strumieniami i spływały na twarz Damona. Na jego policzki… usta… Przytuliłam się do jego nieruchomego ciała najmocniej jak tylko potrafiłam.
I zaczęło się dziać coś dziwnego. Czułam jak moje ciało paruje z gorąca. Jak emanuje ze mnie ciepło. A towarzysząca temu jasna, świetlna aura, oślepiła wszystkich wokoło.
Byłam z nim. W jednej sekundzie słyszałam jego myśli, poznałam strach, dowiedziałam się o pragnieniach, zrozumiałam jego naturę. To zjednoczenie dusz trwało kilka sekund. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Aura znikła.
Siedziałam tak przy nim z uśmiechem na twarzy i z nadzieją, że przed chwilą wydarzyło się coś dobrego… ale… nie poruszył się…
Odeszłam od łóżka. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem.
- Przepraszam! Nie chciałam! Próbowałam! - zrozpaczona wybiegłam z pokoju.
Usiadłam z salonie przy kominku i wpatrywałam się beznamiętnie w ogień, jakbym była w jakimś transie.
- Nawet nie zdążyłam cię pocałować, psychopato - wyszeptałam do siebie.
- Od razu psychopato. Może jakieś dzień dobry? Witamy wśród żywych? To znaczy prawie żywych.
Własnym oczom nie wierzyłam, kiedy stanął przede mną Damon. Żył. Przeszyła mnie nieogarnięta fala radości. Chciałam się tak mocno przytulić
i podziękować mu, ale byłam świadoma, że to nie ma sensu. Że on się nie zmieni.
- Właśnie Elena uświadomiła sobie, że to jest chyba twoja trzecia zdolność - uzdrawiasz maleńka - powiedział Damon szczęśliwym tonem.
- Cieszę się, że żyjesz - odpowiedziałam i pobiegłam do pokoju Damona. Zdezorientowany wampir ani drgnął.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Weszłam i zaczęłam nerwowo wertować księgi. Szukałam tego zaklęcia. Chciałam wrócić do domu. Choć wiedziałam, że już nigdy nim nie będzie. Znalazłam. Uspokoiłam oddech i stanowczo rozpoczęłam recytowanie formuły.
- Co robisz? Chcesz odejść bez pożegnania? - przerwał mi Damon.
- Wracam do domu. Nic mnie tu nie trzyma.
- Ale… nie możesz.
- A to niby czemu?! Przepraszam, że prawie przeze mnie umarłeś! O to ci chodziło? - krzyczałam - więc daj mi odejść!
- Powiedziałem, że nie możesz.
- Nie rozśmieszaj mnie!
- Widzę to w twoich oczach…- mówiąc to podszedł bardzo blisko mnie.
- To, że cię nie cierpię czy to, że jestem na siebie i ciebie wściekła?!
- Widzę… pożądanie - odpowiedział.
Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja stałam jak zaczarowana. On to wiedział. Cały czas. Jakimś cudem. Rozgryzł mnie w jednej chwili. A ja… pragnęłam go z całych sił. Jednym spojrzeniem sprawił, że moje zmysły zaczęły wariować.
Pocałował mnie z prawdziwą namiętnością. Raz. Drugi. I całował nieprzerwanie. Poddawałam mu się coraz bardziej. Jego silne ramiona objęły mnie, a ręce oplotły biodra. Fala podniecenia zalała moje ciało. Jego usta delikatnie pieściły moją szyję. Nim się zorientowałam wylądowaliśmy w łóżku. Zerwałam z niego koszulkę. Moim oczom ukazał się muskularny tors. Moje ręce wędrowały po jego seksownym ciele. Zerwał ze mnie ubranie. Pieścił każdy fragment mojego ciała, a sutki twardniały mi z każdym kolejnym dotykiem. Kiedy osiągnęłam szczyt podniecenia, Damon jednym sprawnym ruchem wbił się w moje uda i raz za razem wibrował w górę i w dół. Szybciej i szybciej. I tak kochaliśmy się jeszcze bardzo długo, aż nasze ciała eksplodowały połączone w jedną całość.
Przez resztę nocy tuliliśmy się do siebie, ciesząc się każdą minutą.
- Kocham cię - wyszeptał mi do ucha.
A ja już wiedziałam, gdzie mój prawdziwy dom. Wiedziałam, że to dopiero początek mojej przygody w Mystic Falls.