Z gwiazdą "Hobbita" rozmawialiśmy podczas europejskiej premiery Pustkowia Smauga w Berlinie. Na ekrany polskich kin film wszedł oficjalnie w piątek 27 grudnia.
KAMIL ŚMIAŁKOWSKI: Czy wiedziałeś od początku, jak będziesz wyglądał w filmie?
BENEDICT CUMBERBATCH: Nie miałem pojęcia. Coś tam sobie wyobrażałem, ale wiedziałem, że przed nami wiele tygodni pracy i mnóstwo zależy od technologii. Ale z drugiej strony sporo można było znaleźć w książce – w tekście, w oryginalnych ilustracjach. To dawało już jakieś wyobrażenie o skali, o skrzydłach, o proporcjach. Miałem więc pewne pojęcie o idei smoka – że to gad ze skrzydłami, wielki itp., ale niewiele więcej. Musisz mieć jakieś pojęcie, by spróbować się w coś wcielić. Zacząłem więc chodzić do zoo, podglądać gady. Patrzeć na jaszczurki, węże, nawet nietoperze – by przyjrzeć się pracy skrzydeł. A potem musiałem to zagrać. Nałożyć na te zwierzęce ruchy postać prawdziwego potwora. Bo Smaug to przecież niesamowita, fascynująca osobowość: inteligentna, latająca maszyna zagłady. Pełna chciwości i arogancji broń.
Smaug fascynował cię już w dzieciństwie?
Tak, oczywiście. I to jest właśnie najciekawsze. Co jest w tym tworze Tolkiena, że tak pociąga najmłodszych? Dlaczego co wieczór czekałem, aż mój ojciec przeczyta mi kolejny rozdział Hobbita? Nie byłem wielkim fanem fantasy jako takiego, ale ta opowieść była dla mnie czymś niesamowitym.
Ostatnim tak mocno spersonalizowanym smokiem w kinie był Draco w kreacji Seana Connery'ego. Pamiętasz tamten film?
Chyba nigdy go nie widziałem. Pamiętam jakieś fragmenty, ale chyba nie obejrzałem go w całości. Szykując się do "Hobbita", nie oglądałem innych kinowych smoków. Jakoś nie czułem potrzeby inspirowania się filmem Jak wytresować smoka. Wolałem skoncentrować się na książce.
A jak Peter Jackson przygotowywał cię do roli?
Oczywiście mnóstwo rozmawialiśmy. O charakterze smoka, o jego skali. Chodziło o to, by był naprawdę ogromny, ale też by ogromna była jego arogancja i chciwość. Peter powtarzał, że wszystko ma być naprawdę ogromne. I starałem się, by było to słychać. A on potem do tego dopasował wielkość smoka.
Na potrzeby roli Smauga nagrywałeś zarówno głos, jak i ruchy. To były osobne nagrania?
Nie. Wszystko nagrywaliśmy razem. Chciałem, by głos wynikał z konkretnych ruchów całego ciała. Siedzieliśmy więc w studio do motion capture i tam odbywały się wszystkie nagrania. Wyobraź sobie wielką salę w zieleni, mnie oblepionego czujnikami, mnóstwo kamer i siedzących jak w amfiteatrze ludzi przyglądających się i sprawdzających na bieżąco w swoich komputerach, jak to się wszystko nagrywa i czy ma sens.
Czy Martin Freeman wpadał do studia zobaczyć, jak nagrywasz?
Nie. Nigdy. Żadnych innych aktorów. Tylko ja i ekipa. Spotykaliśmy się wieczorami – z Cate Blanchett, Hugo Weavingiem i innymi, ale nigdy na planie.
Jak dużymi fragmentami nagrywaliście?
Ekipa początkowo miała to wszystko podzielone na krótkie fragmenty. Wręcz pojedyncze kwestie. Ale od razu ich poprosiłem, byśmy nagrywali całymi scenami. Mocno się zdziwili, ale spróbowaliśmy i udało się. Po kilka stron tekstu w jednym dublu. Oczywiście z powtórzeniami, ale tak mi się pracowało znacznie lepiej. Dzięki takim nagraniom, słuchając potem efektów, byłem z nich naprawdę dumny i mogłem powiedzieć: O tak, to naprawdę ja. Choć efekt wizualny już mnie tak nie przypomina.
Czyli jesteś zadowolony z efektów?
Tak. To wielka satysfakcja – zobaczyć skutki takiej pracy. Jesteś w studiu, chodzisz, zwijasz się, krzyczysz, a potem widzisz te góry złota, które idealnie zgrywają się z twoją pracą. Peter zrobił tu świetną robotę. Idealnie pasuje to do klasycznych ilustracji "Hobbita", a to dla mnie wielka wartość.
Czy od samego początku wiedziałeś, że zagrasz w filmie dwie role?
Tak. I cieszyłem się, że to kompletnie różne wyzwania. Nekromanta to zupełnie inna postać. Ba, początkowo w ogóle nie mieliśmy pojęcia jaka. To była dla nas totalna czarna dziura, zupełnie inaczej niż ze Smaugiem, o którym od razu wiedzieliśmy niemal wszystko. Nekromanta to pełna energii, acz pozbawiona cielesności istota zła. I weź to zagraj. Zacząłem się zastanawiać, jak zróżnicować to głosem - i to było prawdziwe wyzwanie. Pomyślałem, że Smaug powinien być bardziej gardłowy, a Nekromanta takim mocnym scenicznym szeptem. Ale to oczywiście był dopiero punkt wyjścia do pracy nad tymi postaciami. Dużo potem eksperymentowaliśmy. Pamiętam, jak zaproponowałem, żeby odwrócić nagranie. Żeby zapisać mi wszystko fonetycznie od tyłu, ja to wyraźnie powiem, a potem puścimy nagranie od końca. Efekt był przerażający. Jak z jakiejś czarnej mszy.
Trudno wizualnie cię poznać jako Saurona...
To chyba dobrze.
Dobrze, bo przecież uznano cię za jednego z najseksowniejszych ludzi na świecie. Pobiłeś Justina Biebera.
To w tym wszystkim najważniejsze. Pobiłem Biebera.
Trudno mi się odnieść do tego rodzaju list. Z mojej perspektywy noszę taką samą twarz przynajmniej od dziesięciu lat. I nic się nie zmienia. Więc nie rozumiem do końca tych zestawień. To bardzo miłe, ale pewnie następnym razem wygrają inni. To pewnie wynik uznania ze strony moich fanów z całego świata i jest mi bardzo sympatycznie.
Czyli nie czujesz się sexy?
A to już moja sprawa.