Zacznę mało westernowo, bo od… CSI. Można powiedzieć, że ta franczyza jest jedną najbardziej charakterystycznych we współczesnej telewizji. Czy to Gil Grissom zagłębiający się w mrok kolorowego Las Vegas, czy to Horatio Caine popisowo ubierający swoje okulary na ulicach Miami, czy Mac Taylor sprawdzający, co piszczy w trzewiach Nowego Yorku - od razu idzie poznać dzieło ze świata Anthony'ego E. Zuikera. Telewizja z chęcią podjęła ową "grę" z wyobrażeniem o pracy policjantów czy detektywów, przetwarzając je w różny sposób. Między innymi w 2003 roku stacja USA Network powołała do życia historię o tytule Peacemakers. Tyle tylko, że rozwiązywanie zagadek osadzono nie we współczesnym, wielkim mieście, tylko w małym, położonym na uboczu…Silver City, około roku 1880.
Zamysł na bohaterów był następujący. Na pierwszy plan wysunięto Jareda Stone'a (Tom Berenger), byłego żołnierza, zasłużonego w czasie Wojny Secesyjnej. Po zakończeniu walk trafił do United States Marshals Service - organizacji, której zadaniem było między innymi poszukiwanie osób ściganych listami gończymi czy egzekwowania wyroków. Podległy mu był właśnie teren Silver City (gdzie miał biuro) oraz okolica. Znany był ze sumienności w wykonaniu swoich zadań oraz wiary w niepisane prawa Dzikiego Zachodu.
Pewnego dnia, podczas badania sprawy morderstwa w Silver City, Stone poznał przyjezdnego detektywa, Larimera Fincha (Peter O'Meara). Jak na młodego i dobrze wyedukowanego śledczego przystało, był obeznany ze wszelkimi "nowinkami" (jak na tamte czasy) w kryminalistyce - chemii, balistyce czy daktyloskopii (która jak wiadomo dopiero w następnym wieku miała nabrać na popularności). Stone był początkowo niechętny takim metodom, jednak z czasem sam się przekonał, że postępu witającego do Silver City nie da się zatrzymać.
Ci dwaj mężczyźni na swojej drodze zawodowej spotkali kobietę - Katie Owen (Amy Carlson). Była to miejscowa właścicielka zakładu pogrzebowego, która miała za sobą naukę w szkole medycznej. Posiadała solidną wiedzę z zakresu ludzkiej anatomii - która z czasem okazała się bardzo przydatna w śledztwach. Cała trójka rozpoczęła współpracę, łącząc swoje potencjały - czy to w egzekwowaniu prawa, czy to w najnowszych technikach badawczych, czy to w patologii. Niczym "współcześni" fachowcy z CSI zabrali się za rozwiązywanie zagadek poszlaka po poszlace, ślad po śladzie. Głównie bywały to sprawy z trupem w roli główniej, ale czasem zdarzało się jakieś porwanie czy nawet ochrona świadka. Zespół dawał radę, wychodząc z każdej potyczki obronną ręką. Oczywiście, postacie nie obracały się wyłącznie w przestrzeni spraw - Silver City przynosiło nie tylko doznania kryminalne. Choć osób spod ciemnej gwiazdy było tam sporo… Jak w to w sumie na Dzikim Zachodzie ognić bywało.
Niestety, pod względem odcinkowym Peacemakers nie zbliżyli się do "tasiemcowatych" CSI - powstało zaledwie 9 epizodów serialu (w tym dwuczęściowy pilot), emitowanych przez stację USA Network od lipca do października 2003. Pomimo krótkiego żywota, serialowi udało się zdobyć nagrodę - w 2004 roku jeden z odcinków został wyróżniony nagrodą Western Heritage Awards.
Opinie, jakie można o tej produkcji znaleźć w sieci, są podzielone. Pewna grupa uważa, że anulowanie go było dużym błędem stacji, gdyż serial wyróżniał się. Z drugiej strony inne osoby wytykały mu wpisanie się w nurt "CSI", a szczególnie zestawienia "nowoczesnych" technik prowadzenia śledztw z wizerunkiem klasycznego Dzikiego Zachodu. Nie da się jednak nie ukryć, że takowe podejście do tematu było na pewno ciekawe i nietypowe. I może, gdyby dostało szansę pokazać coś więcej, dziś na równi z tymi głównymi, albo jeszcze bardziej, ekscytowalibyśmy się kryminalnymi zagadkami Dzikiego Zachodu…