W ciągu ostatnich lat, dzięki takim filmom jak Władca Pierścieni, Hobbit czy wcześniej King Kong, Peter Jackson ugruntował swoją pozycję mistrza widowiska. Tworząc produkcje, które okazywały się hitami kasowymi szturmem zdobywającymi kina, rozpoczął nowy etap swojej pracy twórczej. Jak długą drogę musiał przebyć aż do momentu, w którym jego filmy zarabiają po kilka miliardów dolarów, wiedzą tylko jego najwierniejsi fani. Niewątpliwie patrząc z perspektywy współczesnych filmów nowozelandzkiego twórcy, trudno uwierzyć, iż zaczynał on swoją karierę od niskobudżetowych dzieł, które utworzyły swoistą "trylogię złego smaku", pełną wulgarności i groteskowej przemocy. Jackson przygodę z kinem rozpoczął już w wieku 15 lat, kręcąc 20-minutowy film The Valley (1976). Pierwszy pełnometrażowy, choć nadal nakręcony niemalże w amatorskich warunkach obraz powstał 11 lat później. Bad Taste, który wymownie otwiera trylogię złego smaku, początkowo miał być krótkometrażówką opowiadającą o kanibalach. Ostatecznie, dzięki sprzyjającym warunkom (m.in. okresowi zdjęć, który przeciągnął się aż do czterech lat), scenariusz rozrósł się aż do pełnego metrażu, który to zapoczątkował niezwykle barwną karierę reżysera, zajmującego dziś ważne miejsce w hollywoodzkim panteonie sław.
źródło: materiały prasowe
Peter Jackson, kręcąc Zły smak, dał wyraz swojej wielkiej miłości do filmów Tromy, które zdobyły amerykański rynek wideo w połowie lat 80., a więc w okresie, kiedy kino gore zaczynało odrzucać swoją ekstremalną formę na rzecz popkulturowych slasherów. Wytwórnia założona w 1974 roku przez dwóch studentów Yale - Lloyda Kaufmana i Michaela Herza - specjalizowała się w tanich, kiczowatych produkcjach, które łączyły w sobie tandetny humor i groteskowo portretowaną przemoc. Jackson rzeczywiście z godną podziwu wytrwałością trzymał się zasad Tromy, aby jak najniższym kosztem zrobić jak najwięcej, dlatego wiele "efektów specjalnych" powstało dzięki zastosowaniu przedmiotów codziennego użytku. I tak w rolę flaków "wcieliły się" owcze mózgi zdobyte w pobliskich rzeźniach, a kosmiczne wymiociny były w rzeczywistości zabarwionym na zielono jogurtem z musli. Jak widać, Jackson nie miał zamiaru przepłacać, skoro - jak stwierdził sam Kaufman - po co wydawać 20 milionów na jeden film, skoro za te pieniądze można stworzyć 100 innych? Połączenie kampowej estetyki z niczym nieograniczoną wyobraźnią Jacksona i jego wisielczym humorem ostatecznie zaowocowało filmem nietuzinkowym, który jest swobodną wariacją na temat apoteozy przemocy w kinie gore. Drugie pełnometrażowe dzieło Nowozelandczyka utrzymane jest w podobnym klimacie co jego debiut. Nadal jest więc absurdalnie, krwawo i kiczowato. Przedstawiamy Feeblesów to kukiełkowa animacja, której główną bohaterką jest Hipopotamica Heidi - gwiazda numer jeden telewizyjnego programu Meet the Feebles. Pewnego dnia dowiaduje się, że jest zdradzana przez swojego męża, Bletcha. Tymczasem do grupy dołącza pewien zabawny jeżyk, mający bogate życie seksualne królik Harry dowiaduje się, że jest chory na AIDS, a słoń Sid prześladowany jest przez swoją byłą partnerkę, kurę Sandy, która zaszła z nim w ciążę. Gdyby jeszcze tego było mało, w piwnicy przybytku, w którym powstaje Meet the Feebles, szczur Trevor kręci sadomasochistyczne kino z krową i konikiem polnym w rolach głównych. Jesteście tu jeszcze? W takim razie zapraszamy po więcej!
źródło: materiały prasowe
Sam wygląd Feeblesów to hołd złożony Muppetom, czyli bohaterom niezwykle popularnego programu dla dzieci Sesame Street, który w telewizji po raz pierwszy pojawił się w roku 1969. Ulica Sezamkowa cieszyła się niebywałą popularnością ze względu na sprawne łączenie zabawy z edukacją. Marionetkom z filmu Jacksona daleko jednak do ich telewizyjnego pierwowzoru - są wulgarne, niemoralne, skorumpowane, nadużywają narkotyków i zdradzają. Uosabiają świat dorosłych, w którym nie ma miejsca dla żadnych wyższych wartości. Rozpasanie obyczajowe doprowadziło w ich przypadku do degradacji świata przedstawionego, który zarówno realnie, jak i metaforycznie zostaje ostatecznie zniszczony w scenie finałowej przez upokarzaną bohaterkę. Trylogię złego smaku zamyka dzieło kultowe, które doceniane jest przez fanów Jacksona niemal tak samo jak jego współczesne blockbustery. Braindead (1992), bo o niej tu mowa, kończy niezmiernie barwny etap kariery Petera Jacksona, który już nigdy potem nie miał w tak brawurowy i nieokrzesany sposób zaskakiwać widza swoimi filmami. Z każdym kolejnym dziełem Nowozelandczyk zbliżał się bowiem coraz bardziej do kina mainstreamowego, co siłą rzeczy nakładało na niego duże ograniczenia formalne. Martwicę... można więc uznać za cezurę będącą swoistego rodzaju kulminacją obrzydliwości, złego smaku, absurdalnego humoru i groteskowej przemocy, która w takim natężeniu miała już nie powrócić w twórczości Jacksona.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj