Big Brother debiutował w polskiej telewizji na początku nowego tysiąclecia, kiedy to w kinie widzowie mogli oglądać Chłopaki nie płaczą, a w telewizji pojawiały się pierwsze odcinki M jak Miłość i Plebania. Wtedy też dopiero raczkował internet i dostęp do nowo powstałych form komunikacji wciąż był marzeniem milionów Polaków. Pojawienie się jednak holenderskiego formatu w naszej telewizji zmieniło nie tylko życie uczestników, ale także samych oglądających. Podglądanie sąsiada za firanką w oknie stanowi o jednej z cech jednostki, którą zwyczajnie interesuje ogół. Opisywaniem norm i zachowań jednostki w społeczeństwie zajmowało się wielu socjologów z Emile Durkheimem na czele, ale nie trzeba być wykwalifikowanym badaczem, aby móc stwierdzić, że ludzie posiadają kompleksy i mają różny zbiór cech, które determinują w nich chęć sprawdzenia, jak to jest u innych. Idea towarzysząca programowi Big Brother była już setki razy rozkładana przez badaczy na czynniki pierwsze i zawsze dochodzono do podobnych wniosków: telewizja tworzy nową rzeczywistość, będącą z jednej strony czymś zupełnie innym, a jednocześnie bliskim i zrozumiałym. Dla widza jest to niezwykle atrakcyjne, bo uwielbia obserwować kontrast między fikcją a faktem. Dowodem na to są liczne w naszej telewizji paradokumenty, które pokazują nam wydarzenia mogące mieć miejsce, ale jednak wciąż mamy świadomość o ich reżyserowaniu i tworzeniu zwykłego spektaklu. Staje się to jednak niezwykle atrakcyjne jako niezbyt wymagająca forma zabicia czasu i zaspokojenia naszej ciekawości dotyczącej życia innych. Skoro zatem przeskoczyliśmy w czasie od raczkowania internetu do powstania paradokumentów, warto powrócić do samego Big Brothera, który powrócił na ekrany telewizorów. Powrót do tego formatu jest o tyle zrozumiały, że wciąż ludzie czują w sobie wspomniany głód zdobywania informacji o innych. Jest on jednak na zupełnie innym poziomie, niż było to dwie dekady temu. Dziś każdy, mając dostęp do internetu, ma wgląd w prywatność wielu swoich znajomych i nie tylko. Nie trzeba już bowiem odwiedzić znajomej, żeby sprawdzić, jak rośnie jej pociecha. Co jakiś czas sama udostępnia zdjęcie dziecka na swoim Facebooku lub Instagramie, mając ku temu zbiór różnych intencji. Te nie są w tym momencie istotne, ale przykład ten idealnie obrazuje obecny stan społeczeństwa. Żyjemy w czasach, gdzie słowo prywatność definiowane jest w zupełnie inny sposób. Granice zacierają się, a pokazywanie swojej codzienności jest w cenie. Powstanie zupełnie nowych mediów sprawia, że z dzisiejszej perspektywy idea Big Brothera nie jest już potrzebna, bo doświadczamy jej na co dzień. Tworzenie takich programów jest tylko kolejnym produktem do obcowania z innymi przez szklany ekran i nie stanowi już nic interesującego w kontekście zaspokajania naszych potrzeb. Oczywiście znajdą się osoby, które mają czas wieczorem na oglądanie, jak uczestnicy programu starają się wziąć prysznic, aby przypadkiem nie odsłonić miejsc intymnych, ale cały ten medialny szum wokół kolejnej edycji, spowodowany jest właśnie przeszłością i tym, jak kiedyś program był popularny. Oglądanie zamkniętych w Domu Brata uczestników może być interesujące pod kątem obserwacji ich zachowań ze względu na odizolowanie od mediów, zwłaszcza internetu. Nie będą mogli przez kilka tygodni wejść na Facebooka i sprawdzić, jak widownia reaguje na ich występy. Wydaje mi się jednak, że interesujące będzie to dla socjologa lub kulturoznawcy, ale co w tym ciekawego znajdzie normalny widz? Zapewne zabicie nudy, zaspokojenie ciekawości i to, co zawsze przyciągało widzów reality show – oczekiwanie na kontrowersje. Nowa edycja musiałaby jednak postarać się dużo bardziej, bo nie brakuje konkurencji. Wystarczy wspomnieć o Warsaw Shore, które oparte zostało o format Big Brothera, ale casting na uczestników był sprecyzowany właśnie pod wywołanie kontrowersji i pikanterii. Są też przecież patostreamerzy, tak piętnowani przez stację TVN, którzy pokazują swoją codzienność i oglądani są przez setki tysięcy internautów. Zrozumienie fenomenu Big Brothera dekady temu jest sztuką prostą, ale oczekiwanie na sukces tego programu dziś wydaje się być niemożliwy. Nie mam nic do powstawania tego typu programów. Spędziłem jeden wieczór z bohaterami Big Brothera i zrozumiałem, że jest to ciekawy materiał do analizy i badań, ale jako program jest to zwyczajnie nudne. Wszystko zależy jednak od preferencji i na pewno ktoś, kto widzi w tym realną rozrywkę, mógłby zdradzić nieco więcej, co ciekawego jest w tym koncepcie. Nie uważam tego programu za coś szkodliwego, tak jak patostreamy czy Warsaw Shore, bo wybrani w castingu uczestnicy potrafią zachować się naturalnie i swobodnie, a przy tym nieliczni poszukują atencji i teatru. Twierdzę jednak, że zmieniły się realia i brak zmian w samej formule powoduje powstanie produktu nieciekawego. Nakazanie uczestnikom sprzątanie domu Wielkiego Brata nie wzbudza we mnie większych emocji. Trudno oczekiwać, że nowi uczestnicy osiągną to samo, co udało się zwycięzcom poprzednich edycji. Twórcy także nie pomagają im w zapisaniu się dużymi literami w historii nie tyle telewizji, co zwyczajnie reality show, które w dobie internetu i sprzedawanej na każdym kroku prywatności, nie wzbudzają już takich emocji. Ot, istnieje sobie program, gdzie mieszka grupa ludzi i wykonuje zadania urozmaicające ich codzienność. Nasza jest jednak temu całkowicie obojętna.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj