Sezon letni trwa. Do polskich kin w końcu dojeżdżają policjanci z wydziału Jump Street, na fali EURO na boiska wpadają wenezuelscy bracia, a na kontynentach wędrują zwierzaki znane z czasów epoki lodowcowej. I trzy wielkie premiery, na które czekaliśmy całe lata: nowa, tym razem niesamowita odsłona sagi o Człowieku Pająku, wyprawa w świat obcego na pokładzie statku Prometeusz i powstanie Mrocznego Rycerza.
[image-browser playlist="600175" suggest=""]
"21 Jump Street"
Adam Siennica: Spodziewałem się szmiry i zostałem pozytywnie zaskoczony. Zabawne, interesujące i momentami nawet zaskakujące kino. Świetnie sparodiowane filmy Michaela Baya. Pozytywną niespodzianką był epizodyczny występ aktorów z serialu.
Dawid Rydzek: Spoiler much?
Marcin Rączka: Obawiałem się, że zmiana gatunku na komedię akcji źle wpłynie na filmową wersję "21 Jump Street", ale twórcy obronili się ze swoją wizją. Masa kapitalnych dialogów, sporo świetnych żartów, których w kinie jeszcze nie widziałem... Mnóstwo fajnych smaczków i genialna rola Ice Cube'a. Pozytyw!
Adam Siennica: Jaki spoiler? Każdy wie, że on wystąpił, lecz nigdzie nie mówili w której scenie.
Dawid Rydzek: No teraz już każdy wie. Ale film w swojej konwencji zrealizowany jest świetnie, z wyczuciem, ze smakiem. Pierwszorzędne kino rozrywkowe, nawet gdy się nie miało pojęcia o serialu z lat 80. A bądźmy szczerzy - jeśli się mieszka w Polsce to się nie miało.
Marcin Kargul: Zadziwiająco udana komedia. Przyznaje się, że serialu nie znam, a wersje kinową obejrzałem dopiero po rekomendacji i absolutnie nie żałuje. Fajne gagi, dobrze dobrany duet głównych bohaterów i przyjemny luzacki klimat. Śmiałem się często i niejednokrotnie w głos, a to na współczesnych komediach raczej rzadkość.
[image-browser playlist="600176" suggest=""]
"Mroczny Rycerz powstaje"
Łukasz Ancyperowicz: Cóż tu dużo mówić. Godne zakończenie legendy Mrocznego Rycerza i całej trylogii. Co prawda, przez większość część filmu czułem jakby to był zaledwie dobry film, no, może nawet bardzo dobry, ale w głowie było: "Nolan, pokaż, na co cię stać, zaskocz mnie, przecież potrafisz". No i stało się! Ostatnie 30-40 minut, od rozmowy Mirandy z Banem i Batmanem wgniotło w fotel. Do tego fantastyczna, klimatyczna muzyka Zimmera i nieszablonowe, genialne zakończenie w całości spełniło moje oczekiwania. Do tego ilość smaczków i wszelkiej maści nawiązań jakie Nolan zawarł w filmie zrobiło na mnie spore wrażenie. Brawo i czekam z niecierpliwością na kolejny film tego reżysera, nieważne o czym będzie.
Marcin Moszyk: A mnie się średnio podobało. Zdecydowanie miałem dużo większe oczekiwania, a nie zostały one spełnione nawet w połowie. Nolan przyzwyczaił nas, że w jego Batmanach dzieje się bardzo dużo. Tymczasem "Mroczny Rycerz powstaje" ciągnie się przez bite trzy godziny. No i co najgorsze... jest do bólu przewidywalny. W zasadzie, od początku do końca wiemy jak produkcja się zakończy. Całość ratuje tylko jeden element zaskoczenia zawarty w finale.
Adam Siennica: Mam wrażenie, że ten film jest za bardo gloryfikowany. Podzielam opinie Marcina - temu filmowi daleko było do perfekcji i doskonałości, o której czytam w sieci. Zastanawia mnie, dlaczego u Nolana niedorzeczności i głupoty w fabule zdarzają się tylko w Batmanach? Dla przykładu w "Incepcji" czy "Prestiżu" to wszystko sprawia bardziej dopracowane wrażenie. Nie mówię też o głupotach związanych z gatunkiem komiksowym, bo naturalnie, że takie rzeczy przyjmuje się z akceptacją. Tylko o scenach typu policjanci uzbrojeni w pałki porywają się z motyką na słońcę, czyli armię Bane'a. Ci do nich strzelają z karabinów maszynowych, a pada zaledwie kilka osób. Naprawdę, Batman od początku był tworzony jako kino dojrzałe i widowiskowe, a tego typu sceny to jakieś nieporozumienie. Nie zgodzę się z Tobą, Łukasz, w temacie muzyki. Tak, w filmie działa przyzwoicie, ale pod względem budowy jest to nic nie warta papka. Zimmer niestety skończył się kilka lat temu, gdy przestało mu się chcieć samemu cokolwiek komponować. Marcin, czy ja wiem? Jak dla mnie działo się bardo dużo i były emocje. Nudy może kilka minut.
Łukasz Ancyperowicz: Może i masz rację, Adamie, że trochę przesadzam, bo jak teraz na spokojnie analizuje, to dałbym filmowi 9 lub 8+. Jednak to nie zmienia faktu, że zakończenie jest po prostu genialne. Wszystko ładnie połączone, wyjaśnione, dobrze uzasadnione, jednocześnie kończące trylogię, ale otwierające możliwości jej kontynuowania. Owszem można się czepiać, że Batmanowi zostało 5 sekund na ewakuację poza strefę wybuchu, ale na to trzeba po prostu przymknąć oko (swoją drogą, kto mi zagwarantuje, że to był Batman siedzący w Batwingu - a był pokazany na kompletnie czarnym tle - skoro wiedział, że ma autopilota?). A co do Zimmera prawda jest taka, że jedni będą go kochać, a inni nienawidzić. Dla mnie ta powtarzalność ciągle tych samych dźwięków tworzy jednolitą całość i pokazuje kunszt tego kompozytora. Tak, brak tej muzyce oryginalności, ale ja jakoś nie widzę w tym żadnego problemu. Najlepszym dla mnie tego dowodem jest to, że oglądając z 50 razy jak nie więcej trzeci zwiastun, który był wypuszczony, słysząc jego muzykę wciąż miałem ciarki na plecach i nie mogłem się doczekać, a na filmie po prostu fantastycznie budowała atmosferę.
Michał Kaczoń: Mi się podobało na tyle, że z końcem seansu moją reakcją było: Ja chcę jeszcze raz! Niemniej zgodzę się, że nie jest to najlepszy film Nolana, a nawet nie jego najlepszy Batman. To miano wędruje oczywiście do "Mrocznego Rycerza", który jest świetnie poprowadzony, bohaterowie są bardzo przekonujący i przyciągający uwagę w każdej swojej scenie, a całość ma odpowiednie tempo. Zaskakująco, w trzeciej odsłonie te elementy są mniej widoczne, nie przykuwające tak mocno. Niemniej - to jest świetna rozrywka, którą chce się oglądać wielokrotnie, a to już jest spore osiągnięcie! (Aha - bo poruszyłem kwestię najlepszego filmu Nolana - dla mnie to jednak "Incepcja", która wzięła mnie z zaskoczenia, powaliła na ziemię i zostawiła z ogromnym niewymówionym Wow! na ustach. To się nazywa Kino!)
Dawid Rydzek: Chyba rzeczywiście nie jest to tak dobry film jak "Mroczny Rycerz", ale daleki jestem od wieszania na nim psów. Trochę chaotycznie poprowadzona narracja, jeden szalenie infantylny zwrot akcji i kilka zupełnie niepotrzebnych scen nie zaniżają ogólnej wartości filmu. Na IMAX-owym ekranie ogląda się to iście fe-no-me-nal-nie. Rozmach, z jakim Nolan opowiada tutaj historię jest gigantyczny - setki ujęć, świetnie zaplanowanych pod względem technicznych scen. Ostatnią godzinę ogląda się na brzegu fotela, a ostatnie pięć minut niemal na stojąco. W głowie do tej pory słyszę głosy skandujące słowa "Deshi, deshi! Basara, Basara!"...
Marcin Kargul: O, widzę dyskusję o najbardziej przereklamowanej serii dekady. Nie wiem, jak można się jarać Batmanami Nolana, przecież to, za przeproszeniem, sraczka do potęgi, której oglądanie zakrawa o masochizm. O ile jeszcze "Początek" był przyjemnym filmem, tak już "Mroczny rycerz", ze zmienioną konwencją w stosunku do pierwszego obrazu, jest daniem naprawdę ciężkostrawnym, które ratuje jedynie postać Jokera. Dziurawy i chwilami wręcz durny scenariusz, naiwne dialogi i przede wszystkim nuda wylewająca z ekranu sprawiały, że ledwie wytrwałem do końca seansu. Finał trylogii zapowiada się wcale nie lepiej, widzowie twierdzą, że jest gorszy od poprzednika, a na Internecie już można znaleźć eseje na temat scenariuszowych dziur i niedorzeczności, tak więc chyba podziękuję. Nie wiem, jak można wystawiać nowym Batmanom oceny rzędu 10/10, trzeba być chyba ślepym i głuchym. W sumie dziwna sprawa z Nolanem, bo każdy inny jego film jest świetny, ale już historia Nietoperza sprawia wrażenie, jakby była tworzona przez jakiegoś partacza.
Wiola Myszkowska: Zacna idea nakręcenia bardziej realistycznego Batmana zaowocowała absolutnym "zobaczyć koniecznie" - nie "zamiast" wersji Burtona, ale w pakiecie (może bluźnię, ale Christian Bale jest dla mnie najlepszym Bruce’em Wayne’em jak do tej pory). Ostatnia część trylogii nieco słabsza niż poprzednie. Przyzwyczajono nas do wyrazistych czarnych charakterów, tymczasem w moim odczuciu Bane blakł z każdym ujęciem. Sama końcówka filmu bez przedłużania na siłę, ze zdrową dawką sentymentalizmu. Po odejściu Howarda zabrakło człowieka, który przypilnowałby Zimmera i tak oto znowu dostaliśmy kolejny soundtrack z cyklu "Media Ventures presents". Aczkolwiek byłabym bardzo ostrożna z tą :"nic nie wartą papką", bo: a) pomysł z wykorzystaniem głosów internautów do nagrania partii chóralnych był niesamowity, b) i trochę tej niesamowitości spłynęło na utwór "Imagine the Fire" (w filmie bezlitośnie porozcinany). Spróbujcie przesłuchać i się nie zachwycić. P.S. "Deshi, deshi! Basara, basara!" - scena absolutnie ciarogenna.
Marcin Rączka: Jako, że dopisuje się na samym końcu wypada mi sie odnieść do słów kolegów i koleżanek. Marcinie Moszyku - nudy? Chyba pomyliłeś sale kinowe i dlatego się nudziłeś. Przecież w "TDKR" non stop coś się działo i naprawdę z trudem można było szukać scen, na których widownia wychodziła do toalety. Ciągnął to się "TDK" i tutaj zgodze się z Marcinem Kargulem, że poza Jokerem tamta produkcja nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. Rację ma też Adam. O ile w "Incepcji", Prestiżu" czy nawet "Bezsenności" trudno doszukiwać się jakichkolwiek wad, tak Batmany Nolana zawsze muszą mieć w sobie kilka idiotyzmów. W momencie najważniejszego fabularnego zwrotu z Mirandą w roli głównej, pytałem Nolana w myślach - "Facet, nie potrafiłeś wymyśleć nic lepszego?". Nie podpasował mi również sztucznie podłożony głos Bane'a, który odbierał dużo autentyzmu tej postaci. Zachwyciłem się za to Anne Hathaway, której rola była perfekcyjna. No i jeszcze jeden atut "TDKR" - zdecydowana większość akcji miała miejsce za dnia, a nie w nocy (fatalny "TDK"). Wydaje mi się, że "TDKR" nie będzie najlepszym filmem tego roku, ale jest produkcją wartą obejrzenia.
[image-browser playlist="600177" suggest=""]
"Brat"
Dawid Rydzek: Wenezuelska próba podjęcia wspaniałej historii o dwóch przyrodnich braciach, którzy w wyniku trudnej sytuacji życiowej oddalają się od siebie. Wspaniała, bo prowadzona bardzo poważnie i z dużym rozmachem jak na produkcję trzeciego kina. Niestety reżyserowi brakło nieco umiejętności i budżetu, żeby to wszystko zgrabnie sfilmować.
Adam Siennica: Gdzie ty to znalazłeś w kinach? W Trójmieście szukałem i nigdzie go nie znalazłem. Muszę się tym zainteresować, jak wyjdzie na DVD.
Dawid Rydzek: Bo kina w Trójmieście to nie tylko "Krewetka" i sieć Cinema City, mistrzu Adamie!
Adam Siennica: Ej, mamy też tu Multikino! I bodaj Heliosa i nie widziałem nigdzie w nich.
Dawid Rydzek: EURO też mieliście i co po tym.
[image-browser playlist="600178" suggest=""]
"Epoka lodowcowa 4"
Adam Siennica: Oby w końcu skończyli tę serię, bo im dalej, tym gorzej. Zrobiono z tego widowiskowe i ładne dla oka kino przygodowe, pozbawiając emocji, które były kluczem do sukcesu serii. Ucierpiał na tym też element humorystyczny, który w tej części był zaledwie dodatkiem. Efekt przeciętny.
Dawid Rydzek: Już drugiej części nie dało się oglądać i jedyne co oglądałem poza "jedynką" to sceny z wiewiórem Scratem. Pewnie tyle samo zobaczę z "Wędrówki kontynentów".
Marcin Rączka: A mi się podobało... Może dlatego, że nigdy wobec bajek nie miałem większych oczekiwań. Jeśli już muszę wydać te 4 dychy na bilet(y), to niech to będzie fajna zabawa w dobrym towarzystwie. I tak też było. Fabuła niezbyt odkrywcza i zaskakująca, ale dialogi znów wzbudzały solidną dawkę śmiechu ("choroba zaczynająca sie na "m" i kończąca na "ć"). Choć wiadomo, to nie to samo, co w pierwszej i drugiej części.
Adam Siennica: Zgodzę się z Dawidem - Scrata zawsze można oglądać. Jak dla mnie zakończyliby w końcu tę serię i zrobili po prostu film o nim, bo jak ktoś idzie na "Epokę lodowcową" to dla niego.
Łukasz Ancyperowicz: To chyba tylko ja mam już dosyć tych wszelkiej maści filmów animowanych. Tak, jak to wchodziło było fajne, ależ ile można. Ja rozumiem, że nie zabija się kury znoszącej złote jaja, ale można by było skończyć z klasą serię. Jak widać niektórzy nie potrafią.
Michał Kaczoń: "Trójka" była już na tyle przeciętna, że nawet nie myślałem, żeby oglądać "czwórkę". Zwłaszcza, że trailery też nie zachwycały. Jeśli obejrzę, to pewnie w jakieś święta, jak będą puszczać w telewizji.
Adam Siennica: Dokładnie, "Epoka lodowcowa" to już nie to samo. Próbują wycisnąć ile się da z serii, ale czwarta część przekroczyła granicę dobrego smaku.
Wiola Myszkowska: Nie czułam chęci, żeby iść na "Epokę Lodowcową" do kina już w okolicach trzeciej części, a i teraz jakoś mi nie spieszno... Napisałabym, że na pewno obejrzę na DVD z siostrzeńcami, ale biorąc pod uwagę nasze ostatnie rozmowy o Avengersach mam wrażenie, że nawet oni będą średnio zainteresowani dalszymi losami mamuciej rodziny. I Sida.
[image-browser playlist="600179" suggest=""]
"Magic Mike"
Dawid Rydzek: Wolę - niespodzianka - "Striptiz" z Demi Moore.
Marcin Rączka: "Powiedz mężowi, że idziesz się spotkać z koleżanką" - tak brzmi slogan reklamowy tego filmu. A niech idzie w cholerę... Jeden wieczór spokoju z piwem w ręku więcej. Dla mnie bomba.
Adam Siennica: Wszędzie czytam, że naprawdę dobry film i to nie tylko dla kobiet czy osób o innej orientacji seksualnej. To może warto jednak dać szansę? Ale jakoś nie przekonuje mnie to, by go obejrzeć...
Michał Kaczoń: Ja zostałem zaciągnięty na ten film przez znajomą płeć piękną i mogę Wam powiedzieć, że męski striptiz nie jest jedynym mankamentem tego obrazu. Większym jest fakt, że jest śmiertelnie nudno. Na ekranie nie dzieje się nic ciekawego, a główna postać żeńska jest tak sztuczna, że aż szczęka opada. Szczególnie trudno słuchać jej śmiechu. Nawet dziewczyny, które tak ochoczo chciały zobaczyć ten film, szybko wymiękły. Po Soderberghu spodziewałem się czegoś lepszego!
Dawid Rydzek: Dla faceta jest śmiertelnie nudno - no, to dopiero zaskoczenie.
Marcin Rączka: Michał - ta znajoma płeć piękna musi być naprawdę piękna, że udało jej się przekonać Cię do obejrzenia tego filmu w kinie. A może poprostu chciała Ci zrobić niespodziankę i nie wiedziałeś, na jaki film się wybierasz?
Michał Kaczoń: Jest, jest! A z wyborem było tak, że po prostu zostałem postawiony przed faktem dokonanym: Mamy bilety na "Magic Mike'a". Także już nie było odwrotu. Miałem wprawdzie złe przeczucia, ale nie spodziewałem się takiej masakry. Jakby nie patrzeć - fabuła mogła to uratować. A, że jej nie było, to i dziewczyny szybko zaczęły wymiękać. No nic - to może nauczka na przyszłość, żeby nie sprawdzać wszystkiego na własnej skórze. Po coś istnieją przecież "złe przeczucia".
Adam Siennica: Podziwiam, Michał, że pomimo wszystko dałeś się na to namówić. Ta panna naprawdę musi być niesamowita.
Marcin Kargul: To ja chyba pójdę obejrzeć po raz kolejny "Showgirls"...
Marcin Rączka: No tak, a moja druga połówka zaopatrzyła się nawet w plakat "Magic Mike". Wystarczył ładny uśmiech do pracownika kina, a ten błyskawicznie dał jej zwinięty w rulonik plakacik. Cóż, w ramach rewanżu zaopatrzę się chyba w plakat z "Piranii 3DD".
Wiola Myszkowska: Mnie nudzi już sam plakat. Aczkolwiek przeczuwam, że "Magic Mike" wyrośnie kiedyś na stały punkt programu każdego kameralnego wieczoru panieńskiego dla nieśmiałych. Nowa "Teresa" z filmem DVD już niedługo w kioskach.
[image-browser playlist="600180" suggest=""]
"Prometeusz"
Adam Siennica: Szedłem na ten film bez żadnych oczekiwań. Nie jestem fanem "Obcego", więc chciałem po prostu zobaczyć dojrzały film science fiction. Pod względem technicznym film perfekcyjny i tyle. Oglądając natłok kompletnych głupot i chaosu, zacząłem myśleć, że "Transformers 2" bardziej sprawia wrażenie dojrzałego kina science fiction niż "Prometeusz".
Łukasz Ancyperowicz: Szczerze? Miałem się na to wybrać, ale jak zasłyszałem pierwsze opinie, a później przeczytałem recenzję koleżanki z redakcji, to stwierdziłem, że wolę poczekać i obejrzeć sobie to w zaciszu domowym na DVD, czy tam Blu-ray niż lecieć z "wywieszonym językiem" do kina. Zresztą nie po raz pierwszy szumne zapowiedzi się nie spełniły.
Michał Kaczoń: Porównanie do "Transformers 2" jednak mocno przesadzone, ale liczba luk scenariuszowych jest rzeczywiście zatrważająca. Większym problemem jest jednak ogromna antyklimatyczność tego obrazu. Zamiast tworzyć tajemniczy klimat, pokazywać nietypowe elementy po kawałku, zagadkowo, twórcy serwują nam je od razu, w pełnej okazałości. Koronnym przykładem scena, w której pierwszy raz pojawia się posąg głowy. Grupa otwiera drzwi i, o!, jest głowa, w pełnym świetle i widoczna w całości, od razu. Nikt z ekipy nawet nie wzrusza ramionami na ten widok, tylko wchodzi do środka, jakby nigdy nic. Jak gdyby takie rzeczy oglądali na codzień. Przedziwne!
Dawid Rydzek: Ja jestem wielkim fanem "Obcego", choć samego Scotta dość umiarkowanym. To bez wątpienia wielkie nazwisko, tylko że jak się przyjrzeć to na swoim koncie nie wcale tak wielu fantastycznych filmów jak się myślało. Nie jestem niedzielnym widzem, nie liczyłem, że to będzie kino godne horroru sci-fi z lat 70. Ale to, co zaserwował Scott w "Prometeuszu" było nawet poniżej moich - i tak niezbyt wysokich - oczekiwań. Szokująco wręcz prostacka i tandetna fabuła, czasem przypominająca nie tylko kino klasy B, ale nawet C. Równie beznadziejne, jak "Obcy: Przebudzenie", tyle że efekty ładniejsze.
Michał Kaczoń: Masz rację z tym "Obcym: Przebudzenie" i faktem, że "Prometeusz" ma nad nim tę przewagę, że ma lepsze efekty. Uwaga o kinie klasy B też momentami przechodziła mi przez głowę. Najzabawniejsze, że ostatnio przeczytałem, że w trakcie kręcenia "Obcego" aktorzy nie dogadywali się z reżyserem, bo mieli poczucie, że grają w filmie B-klasowym, więc czemu on ich aż tak ciśnie do poświęceń i ciężkiej pracy? Teraz już wiemy dlaczego i jak dobre efekty to przyniosło. Szkoda, że teraz nie działał w podobny sposób i zaakceptował niedorobiony scenariusz.
Adam Siennica: Jak sięgam pamięcią do "Obcy: Przebudzenie" to chyba tam aż takich głupot nie było, jak nam tutaj Damon Lindelof zaprezentował. A efekty klasa, bo w końcu Weta Digital - nawet w najgorszym filime ich praca będzie genialna. Lindelof zniszczył Zagubionych, popsuł serię "Obcy" swoim scenariuszem "Prometeusza" i co dalej? Za rok "Star Trek 2", przy którym pracuje... oby nie było tak samo.
Michał Kaczoń: O Jezu - nie kracz! Pierwszy "Star Trek" (w sensie reboot Abramsa) był świetny, więc szczerze liczę, że J.J nie przyjmnie tak niedopracowanego scenariusza, jak Scott. To się zwyczajnie nie godzi!
Marcin Kargul: Zabawne jest to, że zachwycacie się Batmanami, a jedziecie "Prometeusza", a przecież te pierwsze są nawet mniej logiczne od obrazu Scotta. Nie ukrywam, że po hucznie zapowiadanym prequelu "Obcegu", który miał, nota bene, świetną kampanię promocyjną, spodziewałem się więcej, ale mimo wszystko wyszedłem z kina usatysfakcjonowany, szczególnie po krytycznych opiniach, jakich się naczytałem przed seansem. Ten film naprawdę nie jest taki zły, tylko ludzie mieli kosmiczne oczekiwania i teraz się wyżywają. Owszem, scenariusz nie jest doskonały, ale poważniejszych wpadek jest raptem kilka, reszta to albo niedopowiedzenia, albo rzeczy, które da się spokojnie wyjaśnić, wystarczy uważnie oglądać film. Porównanie do "Transformers 2" to przesada, bo obraz Baya to gniot straszliwy i "Prometeuszowi" do niego daleko. Nie jest to magnum opus Scotta, ale przyjemne kino sci-fi, które w IMAXie po prostu wywołuje opad szcżeki, gdyż wizualnie jest to majstersztyk. Mnie się podobało i z niecierpliwością czekam na sequel, bo potencjał jest.
Marcin Rączka: Moja jedyna styczność z "Obcym" miała miejsce w grach komputerowych i kilku fragmentach podczas emisji na Polsacie. Zdecydowanie bardziej wolałem Predatora i jego ewentualne pojedynki z Alienem. Cóż, czekam aż "Prometeusz" przyleci na DVD.
[image-browser playlist="600181" suggest=""]
"Niesamowity Spider-Man"
Adam Siennica: Lepszy niż spodziewałem się po zwiastunach. Emma Stone i Andrew Garfield stworzyli świetną parę i oboje bez wątpienia pobili to, co zaprezentował Sam Raimi w swojej wersji. Niestety, Marc Webb radzi sobie świetnie w wątkach kameralnych, ale akcji nie potrafi kręcić - nie była ona efektowna ani ciekawa.
Dawid Rydzek: Nie powiem, że "tak to powinno wyglądać od początku", bo wizja Raimiego podobała mi się, ale Webb pokazał po prostu, że można było to zrobić lepiej. Zmienił konwencję na nieco poważniejszą, mniej komiksową, poprawił to, co było w poprzednich filmach przeciętne, a to co było już dobre (jak choćby Daily Bugle) umiejętnie pominął, by uniknąć porównań. A Garfield powinien zastąpić Maguire’a we wszystkich filmach, nie tylko w tych o Człowieku Pająku - odbyło by się to na pewno z pożytkiem dla widza.
Adam Siennica: A mnie brakowało tutaj Spider-Mana na tle amerykańskiej flagi... i tego humoru, który brylował w filmach Raimiego. Naprawdę sądzisz, że Spider-Manowi potrzebna jest poważniejsza i mroczniejsza koncepcja? No ok, wypadła przyzwoicie, ale jakoś do tego bohatera mi to nie pasuje.
Dawid Rydzek: U Webba ten patos i patriotyzm też jest, tylko ładniej wyważony. W każdej podniosłej scenie, w której stężenie patosu zbliża się do niebezpiecznie wysokiego poziomu, natychmiast jego część jest zjadana przez humor. I tak na przykład, gdy przy Hornerowskich chórach Spider-Man rozpędza się (mimo postrzału w nogę dodajmy) na dachu, by chwycić siecią ustawionych przez przyjaciół nad ulicami dźwigów, wyskakuje i... nie sięga tego najbliższego żurawia, spadając w dół. I tak za każdym razem. Raimi nie znalazł momentów ujścia dla tych rosnących przecież przez całą projekcję pokładów patosu.
Adam Siennica: Chyba, jak już, wolę patos w pełnej formie, jak u Raimiego - przynajmniej wiem, że to jest to, na co czekałem. U Webba nie podobało mi się to.
Marcin Kargul: Jeszcze nie oglądałem, ale Garfield zdecydowanie bardziej pasuje mi na pajączka niż Maguire (próbowałem się do niego przekonać i jakoś nie dałem rady). Plusem jest również Lizard w roli przeciwnika, zdecydowanie jedna z moich ulubionych postaci, aczkolwiek i tak wciąż mi się marzy, aby ktoś zrobił porządny film z pająkiem, w którym głównym mącicielem będzie Carnage. Duet Spidey i Venom to byłoby coś pięknego.
Wiola Myszkowska: Gwieździste sztandary zostawmy Kapitanowi Ameryce, Spider-Mana zostawmy Webbowi i Garfieldowi. Wolę Petera Parkera z łobuzerskim uśmiechem tego ostatniego, niż sprawiającego wrażenie wiecznie zaszczutego Maguire'a. Do tego Emma Stone, która od "Łatwej dziewczyny" każdą rolą zaskakuje tym, z jakim wdziękiem potrafi naginać utarty dla danej postaci szablon. W "Niesamowitym Spider-manie" niby jest typową dziewczyną superbohatera, ale jednak ma w tym swój niepowtarzalny i zapamiętywalny charakter. Jaszczur ujmuje za serce. Wujek Ben nadal moralizuje, tym razem w strawnych ilościach. Spider-Man ratując świat pięknie się rusza i pamięta o jajkach dla cioci. Dobrze wyważony film, drugiej części należy wyczekiwać.