Wydaje się, że w polskiej branży filmowej powstają same komedie, kryminały i dramaty. Nic dziwnego, skoro widzowie lubią te gatunki. To my decydujemy o tym, co pojawia się w kinach. Jednak w ostatnich latach twórcy coraz częściej eksperymentują. Ich nowatorskie podejście – czasem nieśmiałe – daje nadzieję, że większa różnorodność filmowa jest u nas możliwa.

Kino akcji made in Poland

Do przyjrzenia się tematowi zainspirowała mnie Prosta sprawa (dostępna w CANAL+ online), czyli nowa produkcja odcinkowa, która w ciekawy sposób podchodzi do gatunku akcji. Dzieło oparte na książce Wojciecha Chmielarza to dowód na to, że nakręcenie porządnych scen akcji nie wymaga horrendalnych pieniędzy. Dobra praca kaskaderów oraz aktora Mateusza Damięckiego dała wyśmienity efekt, który sprawdza się na ekranie. Twórcy operowali znanymi schematami w rozważny i przemyślany sposób.  Prosta sprawa nie była pierwsza! Już Dzień Matki z 2023 roku udowodnił, że pozornie proste historie mogą wyśmienicie wybrzmiewać na ekranie. Pamiętajcie – proste, nie znaczy prostackie! Trzeba umieć operować gatunkowymi schematami, a twórcy hitu Netflixa zrobili to doskonale. Do tego dochodzi praca kaskaderów na światowym poziomie. Sceny bijatyk zostały kreatywnie nakręcone (walkę w kuchni z zabójczą marchewką pamiętam do dziś). Nie wszystkie polskie filmy wykorzystują akcję tak dobrze, jak Prosta sprawa i Dzień Matki. Na Netfliksie pojawiły się projekty (Operacja: Soulcatcher czy Plan lekcji), które pozostawiają wiele do życzenia. Obok tego istnieje podgatunek sportowy. Jakiś czas temu miał miejsce boom na filmy o MMA, które nie sprostały zadaniu. Tego typu opowieści królują za granicą jako kino klasy B. Główne role grają w nich osoby z doświadczeniem w sztukach walki, a ich pojedynki są widowiskowe. W produkcjach polskich pojawili się artyści, którzy nie umieli się bić (nawet najlepsze przygotowanie nie zastąpi lat spędzonych na treningach). W scenach walki wypadali po prostu sztucznie. Do tego doszły częste cięcia i okropna praca kamery, aby zatuszować niedoskonałości. Dlatego Underdog, Bartkowiak czy Fighter nie są warte Waszego czasu.

Polskie science fiction

Science fiction? To problematyczny gatunek dla naszych twórców. Wymaga sporego budżetu, by pokazać rozmaite wizje i futurystyczne światy. A jednak klasyk (numer jeden we wszystkich rankingach!) udowodnił, że nie potrzeba pieniędzy na miarę Hollywood, by stworzyć coś naprawdę dobrego. Mowa oczywiście o Seksmisji! A jak to wyglądało w ostatnich latach? Na myśl od razu przychodzi mi film z 2023 roku pod tytułem W nich cała nadzieja. Produkcja opowiada o relacji kobiety i robota w świecie zniszczonym przez globalne ocieplenie i wojny klimatyczne. Ambitnie! Na pochwałę zasługują przemyślane pomysły i ciekawe wykorzystanie schematów. Wizje twórców są bardzo różnorodne. Czasem zaskakujące! W ostatnim czasie dostaliśmy godne uwagi tytuły długo- i krótkometrażowe: PokójCzłowiek z magicznym pudełkiemDzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę czy Ja teraz kłamię. A jeszcze wcześniej udany cykl Legendy Polskie. Trochę inaczej do fantastyki podchodzi nowa Akademia Pana Kleksa – bijąca rekordy popularności, ale... negatywnie oceniana przez widzów. A co z gatunkiem superbohaterskim w Polsce? Oczywiście przypomina się klasyk – Hydrozagadka. Niedawno pojawiły się też Supersiostry, które wywołały dość mieszane uczucia. Choć wizualnie wyszło zaskakująco dobrze (naprawdę nie ma wstydu!), fabuła wydaje się kopią Stranger Things. Scenariusz jest bardzo krytykowany przez widzów.
fot. Wiktor Obrok/Galapagos Films

Horror polskiej rzeczywistości

Wbrew pozorom nie chodzi o dramaty o naszej codzienności, ale o eksperymentowanie z gatunkiem horroru, po który polscy twórcy coraz chętniej sięgają. I to z powodzeniem! Pierwszym horrorem, który przychodzi mi do głowy, jest Demon z 2015 roku. Film o niezwykłym charakterze i wyjątkowym klimacie. Twórca potrafił budować napięcie. Dzieło w 100% wpisuje się w kino grozy i oferuje wiele niekonwencjonalnych rozwiązań. W tym samym roku debiutował też gatunkowy miks (horroru i musicalu) o syrenach – Córki Dancingu. Było wybuchowo, z energią i ciekawym stylem wizualnym, niespotykanym w polskim kinie. W ostatnich latach specem od eksperymentowania z horrorami stał się Bartosz M. Kowalski, który wziął na warsztat slasher i nakręcił W lesie dziś nie zaśnie nikt. Pierwsza część korzystała z wielu schematów przełożonych na polską rzeczywistość w sposób przemyślany. Twórca nie próbował zrewolucjonizować gatunku, ale stworzył coś tak szalenie rozrywkowego, że przekonał do siebie widzów. Po prostu musiała powstać kontynuacja! Kowalski odpowiada też za dobrze ocenianą Ostatnią wieczerzę, która przez brak promocji niestety przeszła bez echa. A szkoda, bo to jeden z dowodów na to, że polskie horrory mogą być dobre. Nie zapominajmy o szalonym filmie pt. Apokawixa, w którym pojawia się motyw imprezy i opowieść o zombie. Xawery Żuławski zrobił coś naprawdę zwariowanego i nietypowego w gatunku, który jest bardzo eksploatowany w ostatniej dekadzie. Może w tym właśnie tkwi klucz do sukcesu? Może chodzi o eksperymentowanie? Nie zapomnijmy też o czarnej komedii pod tytułem Kołysanka. Juliusz Machulski, mistrz polskiego kina, wziął na tapet rodzinę... wampirów. Wyszło pomysłowo i z pazurem. Twórca miał naprawdę kreatywne podejście do czarnego humoru! Trochę czuć klimat Rodziny Addamsów. Taki miks pomysłów.
fot. Netflix

Western, a może Eastern?

Western to gatunek, który wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych i nawiązuje do rzeczywistości Dzikiego Zachodu. Przyjęło się, że jeśli ktoś się nim inspiruje, ale zmienia miejsce akcji, to tworzy eastern. Najbardziej znany polski eastern powstał w 1964 roku. Prawo i pięść to klasyk, obok którego trudno przejść obojętnie. Polscy twórcy rzadko sięgają po ten gatunek, ale nieraz wykorzystują pewne jego elementy. Szalona Magnezja miała ciekawą wizję, a Eastern był dość nietypowy i trudny w odbiorze. 
foto. materiały prasowe

Eksperymenty gatunkowe – szansa dla polskiego kina i telewizji

Nie mam nic do tego, że w polskiej telewizji lecą głównie kryminały, a na ekranach kin królują komedie. Uważam jednak, że... co za dużo, to niezdrowo. Siłą kina jest różnorodność! Wyżej przedstawione przykłady udowadniają, że w Polsce da się eksperymentować! Potrzeba jedynie odwagi, chęci i wyobraźni. Tylko tyle i aż tyle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj