Każda odsłona popularnej trylogii Powrotu do przyszłości dostarcza świetnej rozrywki, tak przynajmniej się utarło. Niekiedy powroty do klasyków kina przygodowego lub science fiction mogą okazać się traumatyczne, bo pozostał po nich już tylko sentyment wiążący film z naszymi dobrymi wspomnieniami. Miałem tak choćby przy powtórkowym seansie Pogromców duchów, gdzie całość, mimo świetnych elementów i ponadczasowego Billa Murray'a, nie działa już na tym samym poziomie co kiedyś. Zupełnie inaczej jest w przypadku trylogii Roberta Zemeckisa. Powrót do przyszłości wciąż imponuje pomysłowością i rozmachem realizacji. Na tym tle wyróżnia się zwłaszcza trzecia odsłona, w której bohaterowie przenieśli się do 1885 roku, a zatem mogliśmy doświadczyć Dzikiego Zachodu w pełnej krasie. To nie jest moja ulubiona część, bo wciąż na najwyższym miejscu na podium jest pierwsza odsłona. Udało się jednak tutaj dotknąć jednej z wielu dziecięcych fantazji, którą są kowboje, rewolwerowe strzelaniny i poczucie, że mamy do czynienia z zupełnie inną rzeczywistością, skąpaną w zapachu końskiego łajna. Doświadczyli tego Marty McFly (Michael J. Fox) i Doc Brown (Christopher Lloyd), którzy mieli problem z wydostaniem się z 1885 roku, bo zabrakło paliwa potrzebnego do rozpędzenia Deloreana do 88 mil na godzinę. Czym byłby jednak doktorat Emmetta Browna, gdyby nie wpadające do jego głowy szalone pomysły? Tych oczywiście nie brakowało, dlatego też bohaterowie postanowili pomóc sobie... rozpędzając pociąg. Takie właśnie idee przelane na papier ręką Boba Gale'a i nakręcone przez Zemeckisa sprawiły, że powrót do tych produkcji jest zawsze przyjemnym zadaniem. Tym bardziej, że konstrukcja całej trylogii jest niezwykle przemyślana i ostatecznym dowodem na to jest tworzenie drugiej i trzeciej części jednocześnie. Nie było zatem mowy o gonieniu pieniądza lub tworzeniem dla tworzenia. Otrzymaliśmy świetnie domkniętą historię, w której tym razem nieco więcej miejsca poświęcono postaci Browna. Tak jak poprzednio mieliśmy nacisk na poznawanie przez Marty'ego rodziców lub innych przodków, tak tym razem nieco od bardziej ludzkiej strony mogliśmy spojrzeć na zakochanego w Clarze Doca. 
Źródło: Thebeardedtrio.com
+9 więcej
Z wiadomych przyczyn trylogię Powrotu do przyszłości szufladkuje się w ramach filmów science fiction, jednak sami twórcy nieco się od tego dystansują, twierdząc, że mamy do czynienia z filmami przygodowymi. Sami przyznacie, że takie kategoryzowanie nie ma większego sensu, zwłaszcza że w trzeciej odsłonie mamy liczne elementy westernu. Udało się nawet oddać hołd postaciom granym przez Clinta Eastwooda i samemu aktorowi, którego nazwisko za jego zgodą wykorzystano w filmie. Ten ponoć był bardzo zadowolony z tego przedstawienia i nic dziwnego, że nawet Eastwood był fanem filmu Zemeckisa. Marka była wtedy już tak popularna, że na wiele mogli sobie pozwolić producenci oraz twórcy. Chciano nawet do jednej z ról obsadzić byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Ronalda Reagana. Z dzisiejszej perspektywy wciąż niesamowite wrażenie robi humor prezentowany w filmie, który ani przez moment nie trąci myszką. Duża w tym zasługa samych aktorów, którzy potrafili świetnie sprzedać wszelkie gagi, nie tylko najmłodszym widzom, ale też tym dużo starszym odbiorcom, którzy nie mieli jeszcze wtedy prawa odczuwać sentymentu do trylogii Zemeckisa. Pomysłowo, z rozmachem, bez zbędnej infantylizacji i korzystając garściami z tego, co udało się wykreować w poprzednich dwóch odsłonach: fantastyczny duet Marty'ego i Emmetta Browna. Szczególnie tutaj widać ponadczasowość rozpisanej relacji. Dziś trudno jest w filmach przygodowych o znalezienie innych tak świetnie pasujących na ekranie bohaterów; młodzieńca i doktora, który początkowo miał być profesorem, ale przecież profesorowi nie przystoi zadawać się z nastolatkiem. Zdarzają się podobne próby, ale chyba najlepiej od tych schematów i klisz udało się wyjść w animowanym serialu Rick i Morty. Widzimy zatem, że Marty i Doc Brown na zawsze będą już piastować ważne miejsce w kulturze popularnej. Najważniejsze jednak, że nie oparto całości tylko o duet bohaterów, ale wkomponowano ich w bardzo dobry scenariusz, w  którym dodatkowo pomysłowo korzystano z możliwości technicznych tamtych czasów. Oglądając Powrót do przyszłości III, można nie uwierzyć, że koszt produkcji to 40 mln dolarów, a jednak nawet dziś całość potrafi zaskoczyć swoim rozmachem. Zwłaszcza kultowe już sceny z pociągiem robią największe wrażenie, ale mamy też konne pościgi, strzelaniny i wiele innych elementów charakterystycznych dla westernów, podanych w nieco bardziej współczesnym wydaniu. Mija 30 lat od premiery Powrotu do przyszłości III, ale wciąż wracamy do tych produkcji, bo dziś kino przygodowe zdecydowanie przeżywa kryzys. Kino goni za pieniądzem i ewentualne kontynuacje tworzone są z myślą o zarobkach w box office, a Robert Zemeckisa i Bob Gale mieli jeszcze wtedy zupełnie inne zamiary. Udało im się stworzyć bardzo zgrabną i wciąż dającą kawał rozrywki trylogię. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj