Fani żywych trupów przez długi czas nie mieli na czym zawiesić oka. Nie dlatego że w produkcjach o tej tematyce obsadzano mało atrakcyjnych aktorów, ale ponieważ takich po prostu nie było. Ostatnio na rynek - także polski - trafiły jednak dwa ciekawe tytuły: serial "The Walking Dead" oraz powieść "Przedwiośnie żywych trupów".

[image-browser playlist="" suggest=""]

Pierwszy to ekranizacja komiksu Roberta Kirkmana pod tym samym tytułem. Fabuła serialu Franka Darabonta przedstawia losy grupy bohaterów, którzy zdołali się oprzeć epidemii zamieniającej ludzi w zombie. Poznajemy funkcjonariusza Ricka i jego rodzinę oraz znajomych. Na szczęście ci nie próbują być herosami - na wzór amerykańskich filmów klasy C - jedyne, o co walczą, to przetrwanie. Całość zrealizowana z rozmachem (epidemii), ze smakiem (zgnilizny) i z gracją (zombiaka). Duży nacisk położono na emocje samych bohaterów, mniejszy na akcję - to zaś spowodowało, że tempo może wydawać się mało żywe... nawet jak na produkcję o nieumarłych. Serial wzbudził mieszane uczucia wśród krytyków, ale dzięki potężnej akcji promocyjnej zebrał przed telewizorami całkiem sporą widownię. Drugi sezon produkcji AMC zobaczymy jednak dopiero w przyszłym roku.

[image-browser playlist="" suggest=""]
Czy Mateusz Damięcki wcieliłby się tak chętnie w postać Cezarego
w "Przedwiośniu żywych trupów" Kamila M. Śmiałkowskiego?

Zupełnie inną pozycją jest "Przedwiośnie żywych trupów" Kamila M. Śmiałkowskiego oraz... Stefana Żeromskiego. Ten pierwszej dokonał swoistej przeróbki (podobnie jak Grahame-Smith Seth z "Dumą i uprzedzeniem") dzieła polskiego pisarza. Co to oznacza? A to, że o ile wciąż mamy do czynienia z Cezarym Baryką, o tyle bolszewicy zostali zamienieni w zombie, a postacie drugoplanowe w inne monstra znane kart powieści fantasy. Dodanych wątków są raczej śladowe ilości, a wprowadzenie motywu nieumarłych nie burzy głównej wymowy utworu. To tak jak z remixem starej, kultowej piosenki - trzon pozostaje, zmienia się jedynie otoczkę, styl. Całe zagranie pozwala przeżyć hitowi sprzed lat drugą młodość. I choć nie sądzę, by to, co zrobił Śmiałkowski uzyskało taką popularność, jak choćby "The Time (Dirty Bit)" zespołu The Black Eyed Peas, to jednak być może warto się z nią zapoznać. Zwłaszcza jeśli wcześniej dzieła Żeromskiego się nie czytało - wtedy to danie w polewie zgnilizny i krwi paradoksalnie staje się bardziej zjadliwe.

Opisywane wyżej tytuły swoim poziomem nie rzucają na kolana, podczas seansu czy czytania raczej nie opadnie nikomu szczęka, ale jest to rozrywka na pewno powyżej przeciętnej. Osobiście wolę produkcję stacji AMC od kolejnych klonów "CSI", a dzieło duetu Śmiałkowski-Żeromski przemówiło do mnie dużo bardziej, niż zrobiłby to Wokulski jako wampir.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj