Pyrkon pamiętam jeszcze jako konwent odbywający się w szkole, gdy 3 000 uczestników wydawało się ogromnym tłumem i imponującym wynikiem. Kolejne lata przynosiły jednak wzrosty, kluczowe okazało się przeniesienie na teren Międzynarodowych Targów Poznańskich – impreza mogła w pełni rozwinąć skrzydła. I rozwijała: od 6 000 uczestników do 12 000 rok później, 24 000 w kolejnym roku, 32 000 w 2015 i - wedle danych nieoficjalnych - 38 000 ludzi w kwietniu 2016. Sukces, niekwestionowany. Przyczyn było wiele. Nie bez znaczenia z pewnością był jednak fakt, iż Pyrkonowicze szerzyli o imprezie dobre słowo, namawiając do przyjazdu do Poznania swoich znajomych. Sam tak robiłem. Chwaliłem atmosferę kolorowego tłumu pełnego przebierańców (których procent z roku na rok rośnie), bogate wystawy, rozrastającą się część targową, ciekawych gości. Przede wszystkim jednak chwaliłem program. Rok w rok, gdy był ogłaszany, przysiadałem do niego i mimo iż wybierałem z bloków poświęconych filmom, serialom, komiksom, literaturze i nauce, a więc nie wszystkich, normą było rozpaczanie, że nie można być w dwóch miejscach jednocześnie i w związku z tym coś się przegapi. W tym roku było inaczej. Z pewnością inaczej odebrał imprezę ktoś, kto był na niej pierwszy czy drugi raz, może ktoś, kto fantastykę dopiero chce poznawać i nie jest „zaawansowany”. Taki uczestnik będzie otwierał szeroko oczy z powodu liczby atrakcji, które mu się proponuje, świetnie powinien też odnaleźć się w bloku dla początkujących - wystarczyło iść na jakąś prelekcję, by wyłożono ci podstawy i wprowadzono w temat, od gier RPG po literaturę. Ocenę trzeba też podnieść, jeżeli ktoś namiętnie czyta pozycje z wydawnictwa Fabryka Słów, bo jej autorzy dominowali. Sęk w tym, że Pyrkon ma już swoje lata, ma też uczestników, którzy odwiedzają Poznań rok w rok od dłuższego czasu. Olbrzymią zaletą tego konwentu było to, że zwykle oferował program na tyle różnorodny, iż trafiał też w ich gusta. Tymczasem mnie osobiście jakoś nie porwały i nie zachęciły takie tytuły prelekcji jak „Pulpowi herosi podbijają świat”, „Harfiarze w fantastyce czy harfiarze fantastyczni?”, „Historia rozbitka – morskie fantasy z Egiptu”, „Linie romantyczne w fantasy” czy „Ekonomia Federacji – czym płacić u Quarka?”. Inna sprawa, że być może by mnie zainteresowały, gdybym potrafił rozszyfrować tytuły czy posiadł magiczną moc zgadywania, kto dany punkt prowadzi lub w nim uczestniczy. Bo widzicie, w tym roku Pyrkon dał uczestnikom do ręki tylko tabelki z godzinami, salami i tytułami punktów programu, bez żadnych dodatkowych informacji. W związku z tym samemu trzeba było domyślać się, co też może kryć się pod tytułami prelekcji takimi jak: „Odchodząc od nie, dochodząc do tak”, „Morderstwo, jak to łatwo… zaśpiewać”, „Grad łaski, cyklon przebaczenia”, „Boobs don’t work that way” czy „Widmowa biblioteka”. Można było korzystać z aplikacji Eventory, w której opisy zostały zamieszczone, ale każdorazowe nawigowanie w niej w celu doczytywania, co to za cholerstwo i kto je prowadzi o danej godzinie, było irytująco uciążliwe. Rzecz jasna organizatorzy Pyrkonu mogli także zwrócić autorom i autorkom programu uwagę, że proponowane przez nich tytuły nie biorą udziału w konkursach poetyckich czy na najbardziej enigmatyczną nazwę roku i powinni pisać jasno, skoro tytuł będzie wszystkim, co będzie ich reprezentować w wydrukowanych tabelkach. Pomocne mogło też być ostrzeżenie, że książeczek z programem nie będzie, dzięki czemu można by go wcześniej dokładnie przejrzeć w domu i wynotować co ciekawsze punkty. Nie zrobiłem tego, stwierdziłem, że zaznaczę sobie wszystko w książeczce. (Znamiennym jest, że o ile ktoś nie sprawdził sobie na stronie imprezy, nie mógł wiedzieć, że na prezentacji Legend Polskich pojawią się Rafał Kosik, Jacek Dukaj i Tomasz Bagiński – żaden z nich nie był Gościem, żaden nie był wymieniony na „płachcie” z programem.) Wbrew pozorom nie będę narzekał jednak na kolejki na prawie każdy punkt programu i na to, że aby się dostać trzeba stać w takowych nawet i godzinę, a i tak można pocałować klamkę. Impreza jest ogromna, to naturalna konsekwencja jej popularności, koszt sukcesu. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Pod tym względem mamy już w Polsce swój Comic-Con. W takim wypadku jednak chyba tym bardziej należy zadbać o program, bo jeżeli ktoś czeka tyle na prelekcję, to oczekuje jakości i Gości z prawdziwego zdarzenia. A jeżeli wiemy, że wszędzie są kolejki, to chcemy szybko zajrzeć do tabelki i podjąć decyzję, na co o danej godzinie iść, a nie sprawdzać każdą prelekcję w apce na telefonie. Usystematyzujmy uwagi organizacyjne:
  • W przypadku imprezy na blisko 40 000 osób, gdzie – wiedząc, jakie potrafiły być przyrosty – oszacowanie liczby uczestników jest trudne, nie sposób uniknąć kolejek. Nie da się i tyle. Da się jednak przewidzieć, że ledwie kilka bramek to za mało, by wpuścić na teren konwentu takie tłumy, więc otwarcie tylko jednego wejścia było ogromnym błędem. Błędem był też brak wyraźnego oznakowania na zewnątrz budynku, którymi drzwiami wchodzić, przez co często ludzie czekający do bramek stali w kolejkach przed ludźmi czekającymi do kas, blokując się nawzajem.
  • Całkowicie zawiodła idea przedsprzedaży biletów. Wprawdzie na teren konwentu wszedłem szybko, korzystając z kodu na wydruku z biletu, ale ten działał tylko raz, więc musiałem wymienić go na normalny identyfikator przed opuszczeniem konwentu. W kolejce stałem półtorej godziny, przy czym osoby normalnie czekające do kas na zewnątrz w tym czasie oczekiwały około godziny. Bilet internetowy można było wymienić później? Zgadza się, to dobry pomysł. Sęk w tym, że na teren konwentu przyszedłem w godzinie otwarcia, jak zawsze, przy czym okazało się, że hala wystawców jest nieczynna, a do rozpoczęcia programu pozostały ponad dwie godziny. Jak i inni, którzy po prostu nie mieli co robić, a nie mogli opuścić terenu imprezy, czekałem więc w kolejce.
  • Może już czas na opcję wysyłki zestawów startowych przed konwentem? Wiadomo, to koszt, ale ja chętnie zapłacę i 20 zł, żeby identyfikator, program itp. przyszły mi do domu i żebym nie musiał koczować godzinami w kolejkach po bilet.
  • Rzeczona kolejka do wymiany preakredytacji, z musu, ustawiała się wzdłuż budynku 5, gdzie też co chwila jeździły samochody, przepychając się przez tłum uczestników. Stałem w koleje 1,5 godziny i taka sytuacja nie zainteresowała organizatorów, którzy wzdłuż kolejki się przechadzali i musieli widzieć, co się dzieje.
  • Hala wystawców była ogromna, towarów mnóstwo, zakupy miałem udane. Ale. Pyrkon to ogromna, już teraz profesjonalna impreza. Co więc robią na niej stoiska z podróbkami? Tak: kubeczki, poduszki, plakaty, podkładki pod myszy, przypinki itp. z Iron Manem, Supermanem, Batmanem i mnóstwem innych bohaterów – wszystko bez licencji, co widać, bo Marvel, Disney czy DC Comics umieszczają swoje copyrighty na oryginalnych produktach. I takie produkty więcej przez to kosztują, a sprzedawanie ich za pół ceny może jest fajne dla kupujących, ale raz, że pieniądze nie trafiają do właścicieli praw, a dwa, nieuczciwie konkuruje to z tymi, którzy sprzedają legalne produkty.
  • Dziwi też obecność dużych stoisk, na których wystawcy nie mają kas fiskalnych.
  • Jak na imprezę na blisko 40 000 osób, czyli potężną, Pyrkon też jakoś nie wykorzystał tej siły, by sprowadzić znaczących Gości. Z całym szacunkiem dla tych zaproszonych, jak Jakub Ćwiek czy Andrzej Pilipiuk, którzy są popularni i ich przegapienie byłoby błędem, trudno nadziwić się, że kolos pokroju Pyrkonu nie wystarał się o żadną gwiazdę, jak to robią w innych krajach nawet na mniejszych imprezach. Oczywiście, jeżeli organizatorzy powiedzą, że próbowali ściągnąć na przykład kogoś z obsady Game of Thrones (premiera serialu nieco ponad dwa tygodnie po konwencie, więc pora idealna), ale odbili się od ściany, zrozumiem; z tego, co jednak wiem, tak nie było. Zresztą nawet patrząc tylko na blok literacki, tylko na polskie podwórko, każdy byłby w stanie wymienić pisarzy, którzy przyciągnęliby fanów, a których zabrakło.
Pyrkon, mimo moich uwag, pozostaje imprezą fantastyczną, pełną wspaniałych ludzi, gdzie nawet czas spędzony w kolejce wspomina się miło, bo nie ma to jak w wesołym gronie żartować z własnego nieszczęścia. Coś nie gra? Oczywiście, przy takich tłumach obsuwy, awarie i generalnie fuszerki są nieodzowne. W tym roku jednak, takie odniosłem wrażenie, wielu można było uniknąć. W tym roku też bardzo odczuwało się rozmiar imprezy i konsekwencje choćby w postaci wspominanych kolejek na każdy punkt programu. Pisałem, że pod tym względem mamy swój Comic-Con – teraz jednak wypada do minusów ogromnego konwentu dorzucić plusy, jak wielkie wydarzenia kulturalne, prezentacje, pokazy, wspomnianych gości (Allegro pokazywało Legendy Polskie, ale to nie z inicjatywy Pyrkonu, więc nie zaliczam tego do ich osiągnięć). Pyrkonie, rośnij, rozwijaj się, śrubuj jakość. Bo w przyszłym roku też przyjadę. (Więc bardzo proszę o nie odwalanie fuszerki z tabelką programową.)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj