Recenzje są już od jakiegoś czasu stałym elementem działalności naEKRANIE. Generalnie bardzo dobrze przyjętym, często, jak absolutne szaleństwo, pod recenzją Avengers: Infinity War, wręcz centralnym dla jego funkcjonowania... pomijając te przypadki, kiedy nam coś w nich nie pasuje, czy wzbudzi jakąś pomniejszą kontrowersję. Czyli prawie zawsze, gdy recenzja doczeka się jakichkolwiek komentarzy. Mamy więc okazjonalne przepychanki, jakieś tam argumenty, niektóre powracające dość często, i by może to moje Google-Fu zawodzi mnie, ale nie znalazłem jakiejś konkretnej, przemyślanej wizji. Uwaga techniczna: będę pisał, dla uproszczenia, o recenzji filmu, mając też na myśli także i te seriali, gier komputerowych, książek etc. Jeśli nie celujesz, nie spudłujesz. Brak zdefiniowania, o co nam chodzi. jest doskonałą obroną przed uznaniem, że ponosimy porażkę. Psychologicznie jednak można oczekiwać procesu jałowego, pozbawionego satysfakcji związanych z podążaniem ku celowi – a podążanie ku obranemu celowi to być może najbardziej fundamentalny emocjonalny motor. I nie umożliwia rozwoju. Nie będzie tu żadnej satysfakcji z jakości dobrze napisanej recenzji, bo to samo kryterium, które wyznacza porażkę, wyznacza też sukces. Sam korzystam z recenzji i okazjonalnie sam jakąś napisałem. To nie czyni ze mnie eksperta. Chciałbym jednak podjąć próbę w miarę systematycznej refleksji w temacie i rozplątania sprzecznych opinii. Być może coś w tej "metametadyskusji" pomoże jakiemuś recenzentowi zrozumieć, co czyni jego recenzje dobrą (użyteczną dla czytelnika), a użytkownikom formułować krytykę merytorycznie. Stąd droga do światowego pokoju i lekarstwa na wszystkie choroby niedaleka. Pole bitwy Gatunkowo mamy duże możliwości co do formy i treści. Metodyczny styl naukowy, jak i luźniejszy i znacznie bardziej subiektywny styl felietonu. Cechy reportażu, gdzie autor dzieli się szerszym doświadczeniem oglądania, czy eseju, otwierającego się na szerszą tematykę filozoficzną czy społeczną. Dość jasno natomiast wygląda sytuacja z celami: z jednej strony informacyjny, a z drugiej wartościujący, krytyczny czy mający kształtować gust widza. Praktycznie mamy do czynienia z dwoma częstymi przypadkami: recenzją "przed", która stanowi źródło informacji o tym, czy film obejrzeć oraz "po", która ma stanowić pogłębioną refleksje i zaproszenie do dyskusji dla widzów, którzy materiał już znają. I wydaje się, że nie chodziłoby tu tylko o podawanie szczegółów fabularnych (spojlerowość), chociaż wolność dyskutowania ich może być bardzo potrzeba w drugim wypadku. Raczej o fakt refleksji na poziomie, który w jednym wypadku zakłada nieznajomość przez czytelnika i pomoc w wyrobieniu opinii; a w drugim bardziej krytyczną analizę, która wymaga już od czytelnika podstawowej znajomości fabuły i na niej bazuje, by pociągnąć dyskusje dalej. Bo ona złą recenzją była – 7 grzechów głównych Nie będzie chyba kontrowersyjne stwierdzenie, że czasem nam się nie podobają. Raz, że recenzent nie jest obiektywny i przedstawia swoją opinię (a my mamy swoją). Więc (dwa) recenzje są głupie i film trzeba samemu zobaczyć. Trzy: każdy film jest inny, więc nie ma co porównywać. Cztery: chyba ktoś nie zrozumiał filmu, pewnie jest za głupi. Pięć: ewidentnie się nie zna, jest niekompetentny, nie nakręcił lepszego filmu, więc nie ma prawa krytykować. Bo sześć: to wcale nie recenzja tylko streszczenie. Siedem: piszący ją jest nie tylko głupi, ale w dodatku ktoś mu płaci.
Źródło: Marvel
Więc po kolei: I. Subiektywizm jest fundamentalną cechą... innych. Każdy mierzy otaczający go świat miarami, które nosi w sobie i które wydają mu się najsłuszniejsze. Wiele z nich jest wspólna, nie są one całkiem przypadkowe, nie są do siebie tak niepodobne, byśmy nie potrafili się porozumieć. Jedna każdy z nas obcuje z kulturą na swój sposób, według swojej wrażliwości, osobowości i tego co go fascynuje i czego poszukuje. Nawet ja sprzed dwudziestu lat często mam inne doświadczenie niż ja dzisiaj z tym samym filmem. Recenzje niosą ten ładunek subiektywności w sposób konieczny i jest nieuniknione, że będzie to owocowało stałymi różnicami w ocenie. Ma to swoje skrajności, kiedy (przykładowo) musimy zmierzyć się z bardzo silnym rozczarowaniem recenzenta, który ma konkretne założenia, własną wizje i staje się ona miarą oceny, przeszkadzającą mu w dostrzeżeniu wizji twórców. Ma to sens, jeśli "widzimisię" recenzenta jest dzielone przez jego czytelników, jeśli potrafi uzasadnić, dlaczego twórcy mieliby być zobowiązani do spełnienia takich oczekiwań (ich obietnice czy ciągłość i spójność świata przedstawionego, konsekwencja w budowaniu postaci etc.), czy w inny sposób wpleść dynamikę oczekiwań w sposób krytyczny jako aspekt analizy, w przeciwnym wypadku tekst staje się dość bezużyteczny dla odbiorcy. Ciekawą przykład tego, jak w sensowny sposób dokonać analizy oczekiwań i wykorzystać je krytycznie to analiza SW:TLJ Davida Stewarta. II. Kiedy twoja opinia ma znaczenie dla mnie? Czy jednak ten brak obiektywizmu, skrajnego czy nie, nie czyni recenzji bezwartościową? Może inaczej: równie wartościową co każdy bezkrytyczny komentarz pod nią? Jak chcą niektórzy, czy recenzja jest czymś ZUPEŁNIE subiektywnym? Czy każda jest tak samo dobra, bo ostatecznie to i tak tylko i wyłącznie opinia? Jako widzowie czujemy zaangażowanie (lub brak) w losy bohatera w momentach, które (umiejętnie) w tym celu zostały napisane, śmiejemy się zazwyczaj w podobnych momentach (inaczej bywa niezręcznie) i generalnie potrafimy powiedzieć, kiedy film tego od nas oczekuje (nawet jeśli dla nas żart nie wypali). I jest to nawet konieczne, bo gdyby filmy mówiły w języku, którego nie bylibyśmy wstanie zrozumieć i dzielić, gdyby wywoływały zupełnie przypadkowe reakcje, to wszystko stałoby się trzkwbedub bselhwen mocazzar o mlommwnaw. Rzmrwakta? Zadanie recenzenta nie polega tylko na przedstawieniu swojej opinii. Polega też na uzasadnieniu jej. On wybiera kryteria, ale powinien wiedzieć (i powiedzieć), jakie one są. Każdy przyjmie, świadomie lub nie, troszkę inne kryteria, a nawet pomiędzy filmami większość recenzentów nie stosuje za każdym razem dokładnie tych samych, systematycznych i powtarzalnych, ale dobiera je, starając się wyartykułować coś na temat swojego własnego doświadczenia z tym filmem. W ten sposób czytający może nie tylko poznać opinię, ale zrozumieć, dlaczego jest ona taka, a nie inna. A osoba nieznająca mechanizmów rządzących narracją, nierozumiejąca jak film na nią działa i nieznająca samej siebie nie będzie wstanie tego zrobić. III. Kiedy jabłko jest lepsze od pomarańczy? Każdy gatunek ma swoją specyfikę, która wiąże się z celami, jakie sobie stawia, jak i środkami, którymi się posługuje. Filmy chcą nas bawić, chcą nas straszyć, prowokować, dawać do myślenia o świecie i nas samych, edukować, krytykować, pokazywać wzory do naśladowania i przestrzegać, budować i burzyć. W tym celu kreują bohaterów: wiarygodnych lub przesadzonych, będących trybikami fabuły lub jej siłą napędową; budują napięcie i je rozładowują; wprowadzają wątki i tematy, rozwijają i kończą; odwołują się do naszej sympatii czy antypatii; przemawiają pięknem - w którym chcemy uczestniczyć, zwyczajnością - którą znamy, i brzydotą - której unikamy. Jest wiele opcji i jeszcze więcej możliwych kombinacji. I każdy film prowadzi nas miej lub bardziej unikalną drogą. Każde dzieło kreatywne jest do pewnego stopnia niemożliwe do oceny według ściśle określonych reguł, gdyż jest… kreatywne… Ma z założenie być czymś, czym jeszcze nic wcześniej nie było. Dlatego recenzja potrzebuje być analizą: nie ma jednego kryterium pasującego do wszystkiego, są dziesiątki kryteriów, z których należy wybrać. Bo o ile całość jest czymś nowym, to prawdziwie oryginalne, niespotykane cele i środki są znacznie trudniejsze do znalezienia, a kultura popularna to raczej oswojona przestrzeń niż radykalne Avant-garde. Potrzebuję być odświeżana i uaktualniana, ale zwykle to nowe wersje opowieści, które dobrze znamy. Czy można zatem porównać psychologiczny dramat do filmu superbohaterskiego? Oczywiście! Można porównać wartość rozrywkową, edukacyjną, jakość scenariusza, dialogów, złożoność świata, realizację techniczną czy kreacje aktorskie. Oczywiście, że doskonała komedia i doskonały thriller to inne bestie, ale każda z nich realizuje swoje założenia lepiej lub gorzej a przy okazji używa wielu z tych samych środków.
fot. materialy prasowe
IV. Z(a)rozumiały Jako ludzie operujemy na różnych poziomach zrozumienia i abstrakcji. Te podstawowe wykształcają się w procesie psychologicznego rozwoju. Inne zdobywamy poprzez podjęcie pracy nad sobą czy doświadczenie, jeszcze inne zgłębiając dziedzictwo naszej cywilizacji: studiując, ucząc się, poznając myśli innych. Tutaj napotykamy problem, który pisząc ten tekst był jednym z trudniejszych do uporządkowania, bo składa się z dwu faktów, które stoją wobec siebie w pewnym napięciu. Pierwszy to przekonanie, że odpowiednie wyartykułowanie bohatera i podstawowych założeń i tematów fabuły, znalezienie języka komunikacji z widzem to zadanie twórcy, zwłaszcza w produkcji kultury popularnej. To nie obowiązek widza, by łatać dziury w logice i zastanawiać, się jak łączyć fakty czy kreować protagonistę (postać, która jest dla nas oknem na świat przedstawiony), dopisując mu motywację, jeśli twórca nie zdołał go nimi zainteresować. Dlatego w większości wypadków tłumaczenie twórców czy fanów, że duża część widowni nie zrozumiała, to jedynie przyznanie, że nie otrzymała wystarczająco dobrego wyjaśnienia. Zwłaszcza gdy rzekomo rozumiejący skupia się na udowadnianiu niezrozumienia u rozmówcy, zamiast pomóc mu w odkrywaniu poprzez przedstawienie i uzasadnienie swojej pełniejszej wizji. Ale, tutaj fakt drugi, czasami zabawa polega na umiejętności dokonania połączeń i złożoności. A istotne elementy znajdują się na różnych poziomach interpretacji, poza podstawową, dramatyczną: wspólne tematy między wątkami, które dostarczają sobie nawzajem narzędzi interpretacji, symbolika, wartości, filozofia, odwołania do specyficznych doświadczeń, czy wręcz osobowości, struktura całości, miejsce w serii czy gatunku. Dzieło może działać (lub nie) dla nas jako dzieci, ale po latach odkrywamy zupełnie nową głębię; lub rozczarowujemy się aspektami wcześniej ukrytymi ślepotą naszej bezkrytyczności. Recenzja, zwłaszcza ta "po", to miejsce, by próbować te poziomy wydobywać. Przeoczenie tych zwłaszcza bardziej czytelnych może prowadzić do interpretacji źle rozumiejącej cel i strukturę. Fakt pierwszy wydaje się (to moja bardzo amatorska teoria, bardziej ciekawostka) mieć więcej wspólnego z pracą prawej półkuli: rozpoznawaniem wzorów, generalnym mapowaniem przestrzeni i przypisaniem im podstawowych wartości, podczas gdy drugi chce angażować zdolności abstrakcji i analizy lewej części mózgu. Jeden działa na poziomie naszych reakcji instynktownych i emocjonalnych, drugi z rozmysłem i systematycznie, opierając na myśleniu krytycznym. Gdzieś tutaj trzeba by wrzucić pytanie o to, na ile każdy film jest dla każdego. Nawet nie na poziomie inteligencji, ale wrażliwości, dyktowanej przez osobowość. Popkultura ma trafiać do możliwie szerokiego odbiorcy i jest wcale nie trywialną sztuką wyodrębnianie motywów i środków wyrazu na tyle uniwersalnych, że są zrozumiałe i interesujące dla ludzi na całych świecie. Fenomen istnienia takiego zjawiska jest niebanalną kwestią nie tylko kulturową, ale i filozoficzną czy antropologiczną. Z drugiej strony są różne strony różnych wymiarów osobowości i inne doświadczenia, które mogą zostać wyartykułowane przez artystę, ale ostatecznie najlepiej rozumiane tylko przez kogoś z podobnym doświadczeniem czy perspektywą.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj