Ranking przeprowadzony ze Stopklatką możecie przeanalizować tutaj. Na temat polskich seriali wypowiem się pod koniec wpisu. Dlaczego? Nigdy nie uważałem się za konesera i znawcę produkcji naszego podwórka, dlatego jeśli już zabieram głos to w temacie o którym mam choć minimalne pojęcie. Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na trzy seriale, które w mojej opinii powinny zostać umieszczone w rankingu najlepszych amerykańskich seriali sezonu 2010/2011.
Castle: duet Rick Castle i Kate Beckett to według mnie najlepsza serialowa para ostatnich lat w amerykańskiej telewizji. Stacja ABC do dziś wstydzi się przyznawać, że 3 lata temu, kiedy kończyła emisję 10 odcinka pierwszej serii, poważnie zastanawiała się nad anulowaniem produkcji, osiągajacej przeciętne wyniki oglądalności. Castle dostał jednak drugą szansę, został dodatkowo wsparty "Tańcem z Gwiazdami", co pozwoliło liderować ABC przez całe poniedziałkowie wieczory. A nawet kiedy "TzG" nie było emitowane, Rick i Kate dawali radę i to oni gromadzi najwięcej widzów przed telewizorami, zostawiając w tyle nawet policjantów z Hawajów.
Castle to dla mnie najlepszy dramat proceduralny na przestrzeni ostatnich kilku sezonów. I to nie tylko dzięki fantastycznie wykreowanym bohaterom, których wzajemna "chemia" połyka widza w całości, ale też za... główny wątek! Ten na przestrzeni całej trzeciej serii rozwinął się do sporych rozmiarów. Zachwycił również (podobnie jak w 2. sezonie) odcinek dwuczęściowy, w którym bohaterowie szukali brudnej bomby. I właśnie dzięki wysokiemu poziomowi całej trzeciej serii, a do tego jednemu z najlepszych finałów sezonu 2010/2011 w mojej opinii Castle zasługuje na wyróżnienie w TOP 10.
[image-browser playlist="609769" suggest=""]
Glee: jestem zdania, że musicale potrzebne są w telewizji. Robienie z nich komediodramatów wychodziło scenarzystom produkcji FOXa całkiem nieźle w pierwszym sezonie. Nawet jeśli druga seria była nieco gorsza, nadal trzymała poziom. Dzięki sukcesowi Glee moda na musicale znów wróciła do amerykańskiej telewizji. Z lepszym i gorszym skutkiem, ale gdyby nie sukces Ryana Murphy'ego, dziś nie oczekiwalibyśmy na gorąco zapowiadającą się premierę NBC pod tytułem "Smash", która wydaje się być znacznie bardziej dojrzała od Glee.
New Directions z liceum McKinleya dorastają. Widać to było na przestrzeni całego, drugiego sezonu, co nie jest szczególną niespodzianką. Murphy zapowiedział, że dla wielu aktorów z obsady trzeci sezon będzie ostatnim, ponieważ bohaterowie, w których się wcielają zakończą naukę w liceum. FOX nie zwykł jednak kasować produkcji, które ogląda 10 mln widzów tygodniowo, a Glee osiąga przecież równie świetne wyniki w przedziale 18-49. Mało tego, Murphy to obecnie jeden z najbardziej pożądanych twórców seriali w USA, a FOX pokłada w nim ogromne zaufanie (o czym świadczy podpisanie nowego kontraktu). Dlatego też o przyszłość Glee wszyscy fani powinni być spokojni. Dla mnie serial FOXa to klasyczne "gulity pleasure" - nie zmusza do myślenia, ale pozwala całkiem nieźle się bawić i słuchać nieraz lepszych coverów, niż oryginały. A to udaje się tylko najlepszym!
[image-browser playlist="609770" suggest=""]
The Killing: miesiąc kwiecień, podobnie jak midseason staje się powoli okresem najbardziej oczekiwanych premier telewizyjnych w USA. Właśnie wtedy wystartowała na przykład Gra o Tron, ale warto również pamiętać o innej produkcji - The Killing, która mimo mniejszej promocji, skromniejszego budżetu została zauważona przez wielu telewidzów. O tym, że AMC nie robi złych seriali wiemy nie od dziś. Jeśli zdarzają sie wpadki, są one niewielkie. Przeważnie kablówce udaje się stworzyć takie seriale, które dzięki swojej innowacyjności potrafią przyciągnąć przed telewizory widzów chcących "skosztować" czegoś nowego. I właśnie dla takich serialomaniaków jest The Killing. Po trzynastu dniach śledztwa w Seattle doszedłem do wielu mniej lub bardziej konstruktywnych wniosków, ale jeden szczególnie utkwił mi w pamięci. Nigdy nie chciałbym tam mieszkać. Człowiek irytuje się, że w Polsce przez tydzień potrafi padać deszcz. W Seattle leje miesiącami... ale to właśnie dzięki tej mrocznej, zachmurzonej, brudnej, deszczowej atmosferze miasta, klimat The Killing był tak bardzo mroczny i tak bardzo mi się podobał!
Przeciętny serialomaniak zna Seattle z ciepłych, łagodnych ujęć w Chirurgach. To miasto ma jednak dwie twarze i tę gorszą poznajemy w produkcji Veeny Sud. Przewijające się pytanie o mordercę Rosie Larsen mogło w trakcie emisji nieco irytować, szczególnie, że scenarzyści bawili się widownią przeskakując z jednej teoretycznie winnej postaci, na drugą. Kto zabił? Nie wiemy do dziś. Prawda wyjdzie na jaw dopiero za rok, w trakcie emisji drugiej serii, która jednak zapowiada się conajmniej tak samo dobrze jak końcówka pierwszego sezonu. Bo każdy bohater The Killing ma własne sekrety, które na jaw wychodzą (jak zwykle) zbyt późno. AMC słynie z klimatycznych seriali, a ich najnowsza produkcja tylko potwierdza, że wykreowanie wciągającego, tajemniczego świata nie jest trudne. Mimo tego, że The Killing nie jest autorskim pomysłem a remake'iem duńskiego serialu.
[image-browser playlist="609771" suggest=""]
Jednocześnie chciałbym zaznaczyć, że wybór amerykańskich seriali całej redakcji Hatak.pl i Stopklatki szanuję i akceptuję. Każdy ma swoje, serialowe gusta. Po cichu liczę jednak, że trzy, wymienione przeze mnie wyżej produkcje, w sezonie 2011/2012 okażą się jeszcze lepsze niż dotychczas i znajdą swoje miejsce w drugiej edycji naszego rankingu.
P.S. Jedyny polski serial z jakim miałem styczność na przestrzeni ostatnich kilku lat to "Czas Honoru". Polecam!