Panuje opinia, że kino w Polsce nie ma najlepszej kondycji i z nostalgią wspomina się hitowe produkcje sprzed kilku dekad, które miały to coś, w myśl zasady, że" kiedyś to było". Dziś przecież tworzy się u nas niezliczoną liczbę romantycznych potworków z białym plakatem. Dystrybutorzy starają się nas przekonać, że tym razem jest to komedia wyjątkowa i zaskakująco zabawna, a potem rzeczywiście okazuje się, że miliony Polaków dają się nabrać i tłumnie odwiedzają kino. Wydawanie pieniędzy na filmy z banalnymi rymami w tytule, to nie jest zbrodnia. Gorzej, jeśli nasze kino definiowane jest przez pryzmat takich produkcji. Próba zdefiniowania i walka ze stereotypami jest trochę starciem z wiatrakami, bo wiele zależy od percepcji widzów i tego, co w Polsce się ogląda. Wiadomo, że nie wszyscy jeżdżą na festiwale i ich opinie kreowane są na podstawie pierwszej lepszej komedyjki z udziałem wciąż tych samych aktorów. Kto się interesuje kulturą filmową w Polsce i w ogóle naszym kinem, musi wiedzieć i pewnie wie, że obecnie nie jest tak źle. Coraz więcej jest młodych i zdolnych twórców wyłamujących się z przyjętej w latach 90. konwencji, gdzie zbyt wiele czerpano z amerykańskich wzorców. Powstają coraz częściej autorskie i naprawdę oryginalne projekty (Ostatnia rodzina, Cicha Noc, Atak paniki), wśród których nie brakuje komentarzy na otaczającą nas rzeczywistość (Kler, Pokot, Pewnego razu w listopadzie). Pewnie wciąż wiele pracy przed nami i jeszcze trochę czasu minie, nim znajdziemy własną tożsamość. Sztuka ta już raz się udała i powstał pewien nurt w latach 50., który nazwany został Polską Szkołą Filmową. Święto Niepodległości jest znakomitą okazją do promowania naszych dóbr i mówienia dobrze o Polsce, a jeśli chcemy mówić jednocześnie dobrze o kinie, to warto przypomnieć lub poznać najlepszy okres w historii naszej kinematografii. Polska Szkoła Filmowa powstała wobec przemian kina europejskiego lat 50., kiedy to do głosu zaczynali dochodzić twórcy młodzi i chcący komentować otaczającą nas rzeczywistość. Zanim więc świat podziwiał Nową Falę Francuską, Młodych Gniewnych z Anglii i naturszczyków z Czechosłowacji, Polska miała swoje pięć minut na europejskiej mapie kina. Choć nie trwało to długo, to do dziś wspomina się filmy i twórców tamtego okresu.

Powstanie Polskiej Szkoły Filmowej

Początek nowego nurtu w polskim kinie datuje się na rok 1956. Już wtedy funkcjonują tzw. zespoły filmowe, które były czymś nowym i oryginalnym nawet w skali całej Europy. Był to jak sama nazwa wskazuje zespół filmowców, którzy wspólnie odpowiedzialni byli za tworzenie filmów. Szczególną rolę odegrał kierowany przez Jerzego Kawalerowicza Zespół Realizatorów Filmowych Kadr. Była to specjalna formuła producencka, która umożliwiała swobodne tworzenie autorskich projektów i to mimo panującej wtedy cenzury. Dzięki temu do głosu dochodzili młodzi twórcy urodzeni w latach 20., którzy pamiętają wojnę i zmiany, które następowały po niej. Ich umiejętności i wyczulone artystyczne dusze, musiały wreszcie oprzeć się komunistycznej cenzurze i powiedzieć coś według własnego uznania. Zaczęły więc powstawać bardzo osobiste, emocjonalne filmy, które miały wymiar psychoterapeutycznego dialogu z publicznością. Choć tematyka filmów była różnorodna, to jednak dominujący jest tutaj komentarz do aktualnych tematów i rozliczenie się z historią. Znalazło się jednak miejsce także na historie opowiadające o uczuciach i samotności. Znakomitym tego przykładem jest film Ostatni dzień lata (1958). Reżyserzy Jan Laskowski i Tadeusz Konwicki stworzyli tutaj bardzo kameralny film, gdzie jedynymi bohaterami jest przypadkowo zapoznana na plaży para. Koniec wojny i rozstanie z wieloma przyjaciółmi sprawia, że bardzo trudno jest im nawiązać relację. Warto jednak zacząć od filmu, który zapoczątkował całą formację. Jest to oczywiście Kanał (1956) Andrzeja Wajdy, który odniósł olbrzymi sukces na Festiwalu w Cannes. To był prawdziwy zastrzyk energii i dzisiaj moglibyśmy nazwać to modą na kino w Polsce. Pchnęło to też do odważnych działań innych twórców. Andrzej Munk, Tadeusz Konwicki, Wojciech Jerzy Has, Jerzy Kawalerowicz, Kazimierz Kutz, czy Stanisław Różewicz. Jednak nie tylko reżyserzy stanowili o sile Polskiej Szkoły Filmowej. Byli to także scenarzyści jak Jerzy Stefan Stawiński, operatorzy Jerzy Lipman i Kurt Weber, ale także aktorzy ze Zbigniewem Cybulskim i Bogumiłem Kobielą na czele.

Dzieła Polskiej Szkoły Filmowej 

Trzy kobiety (1956)

Historia trzech kobiet, które przyjaźniły się w obozie koncentracyjnym. Tam obiecały sobie wspólną przyszłość, jednak życie potoczyło się inaczej i rozdzieliło kobiety. Nie jest to może formalnie najwybitniejsze dzieło Różewicza, ale pokazuje gorzką prawdę i powojenną rzeczywistość, co wpasowuje się w nurt psychologiczno-egzystencjalny.
Źródło: Film Polski

Eroica (1957)

Andrzej Munk komentujący postawy Polaków i wręcz nabijający się z ich postaw. Porusza także motyw wątpliwego bohaterstwa, co było w tamtym okresie nie bez znaczenia.

Popiół i diament (1958)

Legendarne dzieło Andrzeja Wajdy do dziś uznawane jest nie tylko za jeden z najlepszych polskich filmów, ale kina w ogóle. Ikona nurtu Polskiej Szkoły Filmowej i kwintesencja talentu znakomitego reżysera.

Pociąg (1959)

Historia miłości według Jerzego Kawalerowicza stanowi nie tylko świetnie opowiedzianą historię z przesłaniem, ale jest to też formalnie znakomite dzieło, które realizowane było z iście mistrzowską precyzją. Było to trudne choćby dlatego, że akcja w głównej mierze dzieje się w tytułowym pociągu.

Koniec Polskiej Szkoły Filmowej

Zagraniczna krytyka odkryła wówczas istnienie młodej kinematografii o wysokim poziomie artystycznym. Pomimo tego, że nurt ten został zatrzymane przez władze komunistyczne, dzieła te były licznie nagradzane i doceniane na całym świecie. Budziły też liczne dyskusje i miały często realny wpływ na społeczeństwo, co tylko wzmacnia rolę tego nurtu w kształtowaniu się powojennej rzeczywistości w naszym kraju. W 1960 roku Sekretariat Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wydał tajną uchwałę w sprawie kinematografii, która przyczyniła się do zatrzymania polskiej szkoły.

Zbigniew Cybulski i Andrzej Wajda

Andrzeja Wajdy nie trzeba tak naprawdę nikomu przedstawiać, bo nawet współczesnym widzom reżyser ten dał się poznać znanymi i dobrymi filmami. Choć nie zawsze był to artystyczne sukcesy, to jednak do dziś Andrzej Wajda jest wzorem i legendą naszego kina. Bliżej warto poznać jednak w tym miejscu również nieżyjącego już Zbigniewa Cybulskiego, aktora porównywanego do Marlona Brando. Miał bardzo specyficzne podejście do swojego zawodu, ale też życia. Kreował nie tylko sposób grania, ale też styl ubierania się (słynne przeciwsłoneczne okulary i skórzane kurtki). Grając w filmie Pociąg odgrywa scenę, w której wskakuje do jadącego już pojazdu. Wówczas motorniczy ostrzega go, że takie zachowanie może skończyć się dla jego bohatera tragicznie. Życie znowu okazało się przewrotne, bo w taki właśnie sposób Cybulski zmarł na dworcu we Wrocławiu. Znamienne są także jego słowa o aktorstwie: Film ma coś niebezpiecznego, coś wspólnego za sportem, człowiek musi często narażać się, być o krok od wypadku. Jest to narkotyk, który mnie podnieca, utrzymuje mnie w stosunku emocjonalnym do warsztatu. Inne warte poznania filmy z tamtego okresu:
  • Zimowy zmierzch (1957) i Pigułki dla Aurelii (1958) Stanisława Lenartowicza
  • Ewa chce spać (1957) Tadeusza Chmielewskiego,
  • Pętla (1957) Wojciecha Jerzego Hasa
  • Zezowate szczęście (1959) Andrzeja Munka
  • Baza ludzi umarłych (1959) Czesława Petelskiego
  • Świadectwo urodzenia (1961) Stanisława Różewicza
źródło: materiały prasowe
+3 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj