Starożytność, gigantyczny budżet realizacyjny, zapierające dech w piersiach scenografie, miliony oddanych widzów i kasacja po dwóch doskonałych sezonach. Jest tylko jeden taki serial w historii telewizji. Czy pamiętacie jeszcze Rzym?
Zanim Gra o tron zawładnęła świadomością serialomaniaków na całym świecie, to Rzym uważany był za najbardziej monumentalne i widowiskowe telewizyjne dzieło kostiumowe. Co więcej, produkcję HBO należy uznać za protoplastę gatunku biorącego się za bary z tematem odmitologizowania konkretnych er historycznych. Tak jak Gra o tron udowodniła szerokiej widowni, że fantasy to nie tylko konwencja skierowana do dzieci, tak Rzym pokazał, że starożytność nie jest skazana na kino sandałowe. Oglądającym spodobało się przewrotne i świeże podejście do historii, które słyszeliśmy już wielokrotnie. Zauważali w tym liczne konotacje ze współczesnością. Dzięki nowemu podejściu nawet mniej uważny widz mógł bezproblemowo odnieść ekranowe wydarzenia do dzisiejszej sytuacji polityczno-społecznej.
Po powstałym w 2005 roku Rzymie, jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się produkcje realizowane wedle wypracowanego wzoru. Rodzina Borgiów pokazała, że w Kościele katolickim nie ma żadnych świętości, a Dynastia Tudorów, że monarchia bywa takową jedynie z nazwy. Nieco w bardziej klasycznym kierunku podążył Spartacus od Starz, ale już Wikingowie przypomnieli o tym, że produkcje historyczne nie muszą kopiować rozwiązań z Gladiatora czy Troi. Apogeum tego trendu stanowiła oczywiście wspomniana wcześniej Gra o tron, która nie tylko poruszała się w konwencji fantastyki, ale także z powodzeniem wpasowała się w gatunek historyczny. Kostiumowe House of Cards, w którym zamiast wzniosłych monologów i chwalebnych poświęceń znajdują się intrygi, spiski oraz noże wbite w plecy. Powyższe jest cechą rozpoznawczą Gry o tron, ale to właśnie Rzym po raz pierwszy na tak wielką skalę udowodnił, że inne podejście jest możliwe.
Pomysł na zrealizowanie serialu o starożytnym Rzymie narodził się już w 2000 roku. Pierwotnie miał to jednak być miniserial. Z czasem projekt nabrał rozmachu. Pierwsza koncepcja mówiła o kilku odcinkach, finalnie stanęło na pięciu sezonach. Premierowa odsłona miała skupiać się na postaci Cezara, druga na Oktawianie. Trzecia i czwarta seria toczyłaby się w Egipcie, a jej głównymi bohaterami byliby Marek Antoniusz i Kleopatra. Finałowy sezon przeniósłby akcje do Izraela i opowiedział o pojawieniu się Mesjasza. Twórcy formatu mieli więc wielkie plany, ale jak wiemy, nic z nich nie wyszło. Finalnie stanęło na dwóch seriach. Ta ostatnia została tak skondensowana, żeby zmieściły się w niej wydarzenia zarówno z czasów Oktawiana, jak i te toczące się w Egipcie. W 2005 roku, gdy serial dopiero się rozpoczynał, nikt nie przypuszczał jednak jak smutne będą jego losy. Showrunnerem został Bruno Heller (twórca Gotham i Mentalisty), a produkcją zajęły się HBO, BBC i włoska telewizja Rai.
O czym opowiada Rzym? Produkcja przenosi nas w okres 51-32 p.n.e., kiedy to Imperium Rzymskie stanowiło militarną i kulturową potęgę. W pierwszym sezonie poznajemy Juliusza Cezara, który toczy boje ze swoim politycznym przeciwnikiem Pompejuszem. W drugim, na pierwszy plan wkraczają Oktawian i Marek Antoniusz. Wielcy wodzowie nie są jednak nieskazitelnymi bohaterami pozbawionymi słabości. W wielu przypadkach zostają pokazani jako mali ludzie, miotani emocjami i niekontrolowanymi namiętnościami. Nie ma tu miejsca na romantyczne mity, które zakorzeniły się w popkulturze dzięki dziesiątkom naiwnych sandałowych superprodukcji. Juliusz Cezar kierowany uczuciem popełnia błędy, Brutus okazuje się oddanym patriotą, Marek Antoniusz to pijak i bawidamek, a Oktawian jest bezwzględnym intrygantem. Widzowie mają sposobność zobaczyć historyczne postacie z zupełnie innej strony. Oprócz przewrotności jest w tym olbrzymia fabularna atrakcyjność. Nie ma przecież nic lepszego niż opowieść o wielkich ludziach i ich słabościach.
Każda z powyższych postaci jest istotna dla fabuły Rzymu, ale to nie z ich perspektywy śledzimy wydarzenia historyczne. Jedną z największych zalet serialu stanowi dwójka protagonistów. Pierwszy z nich to Lucjusz Worenus, milczący, stanowczy i honorowy centurion. Tytus Pullo to natomiast łobuz i łachudra – legionista, któremu daleko do postawy idealnego żołnierza. Losy bohaterów nierozerwalnie się łączą. Ich perypetie to namiastka kina przygodowego i awanturniczego. Pullo i Worenus podróżują po całym świecie, walczą z zastępami wrogów i ledwo uchodzą żywcem z beznadziejnych sytuacji. Na pierwszym planie znajduje się również Atia – matka Oktawiana. Rzymska matrona jest główną intrygantką w serialu. Prowadzi politykę z sypialni i z sal balowych – czasem skuteczną, czasem nie. Atia to postać tragiczna, bardzo trudna do jednoznacznej kwalifikacji jako bohaterka pozytywna lub negatywna. Jej silna osobowość stanowi ozdobę Rzymu i czyni z niej jedną z najbarwniejszych telewizyjnych protagonistek.
Postacie nie miałyby takiej siły, gdyby nie praca interpretujących ich aktorów. Kto występuje w rolach głównych? Wielkich nazwisk tutaj nie uświadczymy – ówczesna telewizja dość zachowawczo podchodziła do angażowania znanych gwiazd w odcinkowych produkcjach. Mały ekran nie miał jeszcze takiej mocy, żeby hollywoodzka pierwsza liga zabiegała o role w serialach. Nie oznacza to oczywiście, że format HBO niedomaga pod tym względem. Jest wręcz przeciwnie. Na pierwszym planie świecą Kevin McKidd (Chirurdzy) i Ray Stevenson (Punisher: Strefa wojny). Ciarán Hinds (Terror) w roli Juliusza Cezara, James Purefoy (The Following) jako Marek Antoniusz i Tobias Menzies (Gra o tron) portretujący Brutusa to prawdziwe ozdoby produkcji. Przepełniony złożonymi dialogami serial stanowił aktorskie wyzwanie. W Rzymie nie mamy wielu scen bitewnych. Wielki budżet twórcy zdecydowali się przeznaczyć na scenografię i kostiumy, zamiast na inscenizacje wojenne. W zamian tego dostaliśmy pasjonujące teatralne sceny, w których aktorzy musieli wspiąć się na wyżyny talentu, żeby być wystarczająco przekonującymi w swoich rolach.
Rome to wspaniały serial pod wieloma względami, jednak nie jest to najlepszy materiał do nauki historii. Sylwetki głównych bohaterów oparte są na rzeczywiście istniejących postaciach, ale w wielu przypadkach podobieństwa kończą się na tych samych imionach i nazwiskach. Doskonały przykład stanowi tutaj Atia, która w serialu jest dość rozwiązłą i przebiegłą kobietą. W rzeczywistości matka Oktawiana Augusta była stateczną matroną i osobą niezwykle religijną. Podobnych uproszczeń jest wiele, choć trzeba przyznać, że najbardziej znaczące wydarzenia historycznie oddano właściwie i zgodnie z chronologią. Różnice leżą głównie w szczegółach (Juliusz Cezar dowodził X legionem, a nie XIII). Znawcy antyku z pewnością będą kręcić nosem na niektóre uproszczenia. Zostało to pokazane jednak na tyle dobrze, żeby zachęcić niezaznajomionych z tematem do zainteresowania się tym okresem historycznym.
179 dni zdjęciowych przy budżecie 100 milionów dolarów – nawet dzisiaj, po 15 latach, te liczby robią wrażenie. Pierwszy sezon okazał się zbyt kosztowym przedsięwzięciem dla producentów, którzy jeszcze przed rozpoczęciem realizacji drugiej serii zdecydowali o anulowaniu formatu. To, co zostało zaplanowane na pięć sezonów, zredukowano do dwóch. Fabułę trzeciej i czwartej serii połączono z drugą, a z piątej całkowicie zrezygnowano. Wynikiem tego, w finałowym sezonie pojawiły się przeskoki czasowe i uproszczenia, których część widzów nie była w stanie zaakceptować. Akcja pędziła na złamanie karku, a finał zostawiał oglądających z poczuciem wielkiego niedosytu. Do dziś trwają dyskusje, czy serial powinien być kontynuowany. Z jednej strony wciąż został kawał historii do opowiedzenia. Z drugiej, kolejnym seriom byłoby niezwykle ciężko utrzymać wysoką jakość dwóch pierwszych sezonów. Wszyscy znamy produkcje odcinkowe, które z każdą kolejną odsłoną miarowo obniżały poziom. Niestety, nie dowiemy się, czy ten los spotkałby Rzym. Wśród osób decyzyjnych w HBO temat kontynuacji praktycznie nie istnieje.
Patrząc na Rzym z perspektywy czasu, trudno uwierzyć w wysiłek realizacyjny włożony przez twórców w nakręcenie serialu. Większość architektury jest prawdziwa – zdjęcia miały miejsca na specjalnym planie położonym w okolicach Rzymu. Kostiumy szyto na potrzeby konkretnych scen, zgodnie z wymogami historycznymi, a rekwizyty wojskowe nie były plastikowe. Rozmach inscenizacyjny w połączeniu ze wspaniałymi zdjęciami i grą aktorską sprawia, że Rzym jest bardziej zaawansowaną i złożoną produkcją niż znajdująca się obecnie na piedestale Gra o tron. Najważniejsze jest jednak to, że format przeszedł do historii jako jeden z tych, które przyczyniły się do rozpoczęcia złotej ery seriali. Rzym podobnie jak Rodzina Soprano, Prawo ulicy czy Deadwood zanegował istniejące mitologie (antyczna, gangsterska, Dziki Zachód) i odświeżyły gatunki, w których twórcy od lat poruszali się po wytyczonych ścieżkach. To przełomowe dzieło pod wieloma względami. Czy wśród fanów seriali jest jeszcze ktoś, kto rzeczywiście nie widział tej wspaniałej produkcji?