Sea of Thieves: The Legend of Monkey Island to crossover produkcji studia Rare i kultowej serii przygodówek. Sprawdzamy, jak wypada pierwszy epizod, The Journey to Mêlée Island.
The Legend of Monkey Island to darmowe DLC do
Sea of Thieves, które zdecydowano się podzielić na trzy epizody. W lipcu na PC i konsolach Xbox pojawił się pierwszy z nich, zatytułowany
The Journey to Mêlée Island, stanowiący swoisty i przy tym dość krótki wstęp do całej przygody. Jednocześnie zdradza on, czego tak naprawdę możemy się spodziewać. To istotne, bo zabawa wygląda inaczej niż w podstawowej wersji gry. Różni się zarówno podejściem do opowiadanej historii, jak i samą rozgrywką.
Przygoda rozpoczyna się od podróży na Mêlée Island – wyspę doskonale znaną wszystkim fanom kultowej serii przygodówek. Wizyta w tym miejscu jest ciekawym i prawdziwie nostalgicznym doświadczeniem. Deweloperom ze studia Rare udało się arcytrudne zadanie, jakim było przeniesienie tak ikonicznej lokacji w pełen trójwymiar. Fani Małpiej Wyspy z pewnością odczują sporo frajdy z wizyt w takich przybytkach jak na przykład Scumm Bar czy The International House of Mojo. Szczególnie że znajdziemy w nich sporo easter eggów.
Warto natomiast zaznaczyć, że
The Legend of Monkey Island nie jest dodatkiem stworzonym wyłącznie z myślą o zagorzałych miłośnikach przygodówek Lucasarts, którzy mogliby ogrywać je z zamkniętymi oczami, a dialogi są w stanie wyrecytować z pamięci po nagłym przebudzeniu w samym środku nocy. Zadbano bowiem o dość obszerne wprowadzenie, które wyjaśnia najważniejsze elementy fabuły, a sporo można dowiedzieć się także z rozmów z mieszkańcami Mêlée Island. Nie da się natomiast ukryć, że to właśnie wierni fani wyciągną z tego najwięcej i na pewno docenią liczne smaczki, które dla nich zaserwowano.
Rozgrywka początkowo zaskakuje bardzo pozytywnie. Dostajemy bowiem odrębną opowieść, która z powodzeniem nadaje się do grania solo, a zabawa mocno nawiązuje do klasycznych point and clicków. Zwiedzamy Mêlée Island, rozmawiamy z piratami w celu otrzymania wskazówek, a następnie poszukujemy niezbędnych przedmiotów i wykonujemy zadania, które pozwalają nam dotrzeć do celu, czyli rezydencji Guybrusha Threepwooda. Niestety łamigłówki nie są zbyt wymagające ani angażujące, przede wszystkim ze względu na niewielkie rozmiary lokacji. Wszystkie potrzebne przedmioty znajdują się w pobliżu, więc nie trzeba specjalnie zastanawiać się nad tym, co i gdzie powinniśmy zastosować. Dodatkowo nie możemy przechowywać wielu rzeczy w ekwipunku, więc jesteśmy zmuszeni do biegania z nimi tam i z powrotem, co sztucznie i kompletnie niepotrzebnie przedłuża grę. Rozczarowaniem okazał się również segment nastawiony na "walkę" z przeciwnikami, bo był on prosty, krótki i wydawał się zwyczajnie zbędny.
The Journey to Mêlée Island doskonale sprawdza się jako nostalgiczna podróż w przeszłość, a nieco gorzej wypada jako samodzielna przygoda. Warto jednak kolejny raz podkreślić, że to jedna z trzech części całości, więc trudno powiedzieć, jak rozwinie się ta historia. Być może gameplay zostanie jakoś zmodyfikowany. Przekonamy się o tym jeszcze w tym miesiącu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h