Na sam początek kilka faktów natury liczbowej. Manga była wydawana przez 15 lat i pojawiły się 72 tomy, kończące historię zawziętego shinobi. W Polsce dostępne jest już 69 tomów, więc i w naszym kraju komiks niedługo się zakończy. Anime "Naruto", o który będzie mowa, zakończyło się w 2007 roku i liczy 220 odcinków (z czego duża część to fillery, czyli tzw. zapychacze - odcinki niezwiązane z główną linią fabularną, a tworzone z powodu popularności serii i dla zysków, często nudne i nieśmieszne, choć zazwyczaj za takie mają uchodzić), a tego samego roku rozpoczęła się następna seria, nazwana "Naruto: Shippuuden", która ma już 417 odcinków i nie wiadomo, ile ich jeszcze powstanie, biorąc pod uwagę częstotliwość pojawiających się fillerów. Daje nam to 617 odcinków, a jeżeli standardowy epizod (wraz z openingiem, endingiem, zapowiedzią następnego i przypomnieniem poprzednich) trwa ok 24 minut, to wychodzi... jakieś 247 godzin oglądania, więc ponad 10 dni. Moi państwo, jest to liczba odcinków, którą da się nadrobić, zwłaszcza że fillery można w większości przypadków ominąć. [video-browser playlist="725223" suggest=""] "Naruto" to historia chłopca, który od dziecka był wytykany palcami, niechciany i nienawidzony. Nigdy nie rozumiał tego stanu rzeczy. Nawet jeśli znajdowały się dzieci, które chciały spędzać z nim czas, to ich rodzice uświadamiali im, że nie powinny tego robić, a nienawiść przechodziła z poprzedniego pokolenia na nowe. Naruto żył ze świadomością, że jest wioskowym pariasem; nikt nie chciał go uświadomić, co do tego doprowadziło, a on wyczyniał coraz to gorsze rzeczy, byleby tylko ktoś zwrócił na niego uwagę, ktoś się nim zainteresował, ktoś spędził z nim chociaż chwilę, która wypełniłaby tę ogromną pustkę, którą w sobie miał, pozbawiony rodziny i przyjaciół... Tym kimś stał się jego nauczyciel z Akademii Ninja, Iruka, który był dla niego niczym ojciec, wujek, starszy brat - znosił jego wybryki, zabierał go na obiady i dawał mu poczucie, że nie jest największym złem chodzącym po tej ziemi. Kilkanaście lat temu - patrząc na początek serii - lisi demon został uwolniony i rozpętał prawdziwe piekło w wiosce, zabijając przy tym wielu ludzi, a w wyniku tego zmarli również rodzice głównego bohatera. Demon został zapieczętowany w chłopcu, który dorastał, nie mając pojęcia o tym, że nosi w sobie istotę, przez którą każdy mijany go człowiek spoglądał na niego z niechęcią. W końcu dowiedział się o istniejącym w nim demonie, który nienawidził go z taką samą siłą, jak wszyscy mieszkańcy wioski nienawidzili lisa. Chłopiec nie bał się go, bał się mocy, która przychodziła od niego wraz ze złością młodego shinobi, ale mimo to chciał go zrozumieć, zaprzyjaźnić się z nim, tak jak zaprzyjaźniał się z coraz większą liczbą ludzi - najpierw z Sasuke i Sakurą, kolegami z drużyny oraz Kakashim, swoim mistrzem, a potem z całą masą mieszkańców rodzinnej Konohy i innych krajów znajdujących się na mapach świata ninja. Zdobywając akceptację, próbował wciąż zasłużyć na miano najsilniejszego, lidera, Hokage. Pragnął spełnić swoje marzenie, by pokochali go wszyscy, a sądził, że jest to możliwe właśnie dzięki staniu się przywódcą wioski. "Naruto" to anime, które towarzyszyło i wciąż towarzyszy mi od samych początków mojego zainteresowania komiksami i filmami animowanymi z Kraju Kwitnącej Wiśni. Pamiętam, z jaką wielką radością kupowałem kolejny tomik tej mangi, jak chętnie oglądałem go w wersji animowanej, gdy odkryłem Internet na tyle, by móc oglądać swoje ukochane japońskie serie. Naruto rósł razem ze mną. Robił to znacznie wolniej niż ja - w końcu gdy on wciąż miał jakieś 16 lat, ja miałem już grubo ponad 20 - ale w końcu mnie prześcignął, bo w ogólnym rozrachunku jest starszy ode mnie o kilka lat. Wracając do meritum, może i nie jest to najmłodsze anime, może nie jest najbardziej porywające, może niektórzy nie potrafią zrozumieć jego fenomenu, ale jest to anime, które wiele wniosło do kanonu, które najbardziej zagorzałych przeciwników animacji na podstawie mang skłoniło do sprawdzenia, czym ludzie aż tak się jarają. Wiele osób mających jakiekolwiek pojęcie o anime kojarzy "Naruto", nawet jeśli na oczy go nie widziało, oraz wie, co to, o czym i pewnie nawet już jak się kończy. Co ciekawe, wedle mojej subiektywnej opinii jednym z najsłabszych punktów serii jest drugi główny bohater, którego momentami można nazwać antagonistą. Jest nim Sasuke, postać niezwykle poważna, zagłębiona w swoich rozmyślaniach o zemście, o stracie i o samym sobie, pragnąca siły równie mocno co główny bohater, jednak w innym celu - w celu vendetty. Sasuke jest dla mnie niesamowicie miałki, już znacznie bardziej wolę głupkowatego Naruto, drącego się o przyjaźni, zrozumieniu i innych bzdetach godnych "Czarodziejki z Księżyca", niż tego emowatego gbura, który sądzi, że jest "fajny", a tak naprawdę praktycznie przez całe obie serie kierowany jest celem, który wyznaczył mu ktoś inny: najpierw brat, później wężowaty Orochimaru, zamaskowany Tobi, a później jeszcze inni. A co z prawdziwymi antagonistami? Są, jest ich naprawdę dużo i potrafią dużo zdziałać, ich intencje są wyjaśnione, choć czasami mogą być dla nas głupie, ale mają swoje charaktery (jakkolwiek mogłoby irytować, ale mimo wszystko) i pokaźną liczbę technik. Jednak oczywistym jest, że każdy zły bohater musi być pokonany albo sprowadzony na dobrą stronę przez Naruto z pomocą jego "friends no jutsu" (żartobliwie nawiązujące do technik ninja i do Naruto, który próbuje zaprzyjaźnić się z prawie każdym wrogiem). Każdy odpada, ale zamiast niego wyrasta kolejny, potężniejszy, silniejszy, o większym wachlarzu technik, jednak za nimi wszystkimi i tak stoi jedna osoba. [video-browser playlist="725227" suggest=""]
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj